Nadeszła kolej Sama na zrobienie prania.
Sterczał w pralni, pokrótce sprawdzając kieszenie w każdej parze dżinsów i w każdej koszuli. Nie spodziewał się niczego znaleźć; obaj zazwyczaj byli uważający i wyjmowali wszystko przed wrzuceniem brudnych ubrań do worka, jaki służył im za kosz. Nawet Cas, od kiedy zaczął nosić więcej, niż tylko swój garnitur, nabrał tego zwyczaju.
Sam trafił palcami na coś w kieszeni ulubionych dżinsów Deana, ostatnio noszonych w trakcie szczególnie brutalnych łowów, które wszyscy z radością zakończyli. Zatrzymał się na chwilę, po czym wyjął to coś.
Była to kartka papieru, mocno pognieciona, krucha i zabłocona. Sam rozwinął ją z ciekawością, myśląc, że była to może lista zakupów lub coś podobnego, i chciał sprawdzić ją przed wyrzuceniem.
Faktycznie, była to lista, ale nie zakupów. Nawet nie tych potrzebnych do worków złego uroku czy zaklęć.
Nie widniało na niej zbyt wiele, już raczej tylko krótkie przypomnienia; odniesienia, które, jak Sam był pewien, zrozumiałoby tylko dwóch ludzi na świecie; samoponiżające się pytania, gwałtownie poprzekreślane; inne, poważne pytania; a na samym dole, małym, nieco rozchwianym, ale znajomym pismem, widniały wypisane dwa cele, które sprowadzały się do zdań „pocałuj go" i „powiedz mu". Zostały podkreślone na niebiesko i wyraźnie już po tym, jak napisano pierwotną wiadomość.
Nawet bez nieustannych odniesień do krawatów i anielskości nie trzeba było geniusza, aby odgadnąć imię, którego Dean starannie nie napisał.
Sam zamknął oczy, przypominając sobie dzień sprzed trzech tygodni, kiedy to Cas dosłownie spadł im z powrotem na karki. Był w złym stanie, nieprzytomny i zakrwawiony, ale żył.
Gdyby Sam wcześniej miał jakieś wątpliwości co do uczuć Deana wobec Casa, zniknęłyby one w obliczu reakcji brata. Dean uparł się zanieść Casa do motelu, w którym się zatrzymali, i prawie na krok go nie odstępował, jeśli nie liczyć jedzenia i spania. Sam tym razem przezornie trzymał dziób na kłódkę; wiedział, że nie było to coś, co mogło służyć za materiał do żartów. Ten punkt w zbroi Deana był za słaby, aby znieść choćby najlżejszą drwinę, a jednak zbyt cenny, by go niszczyć.
Cas obudził się trzy dni później i od tamtej chwili Sam nie był w stanie zliczyć, ile razy Dean
otwarł usta, aby coś powiedzieć, i potem zamykał je bez słowa. Te chwile zdarzały się coraz rzadziej w miarę, jak sytuacja się przeciągała, aż wreszcie ustały całkiem w zeszłym tygodniu. Czy właśnie to Dean próbował powiedzieć?
Sam przygryzł sobie usta i pożałował, że to zobaczył. To nie było przeznaczone dla jego oczu. Złożył kartkę ostrożnie wzdłuż zgięć i włożył bezpiecznie do swojej kieszeni w koszuli.
Wrzucił spodnie do pralki i kontynuował swe zajęcie, a cienka kartka ciążyła mu na piersi. Nie minęło dziesięć minut, zanim natrafił na spodnie, które Cas nosił na tych samych łowach, i znalazł w kieszeni kolejną zgniecioną kartkę, Gdy tylko Sam jej dotknął, już WIEDZIAŁ.
Mimo to, gdy już z roztargnieniem wrzucił dżinsy do pralki, rozwinął tę kartkę, aby sprawdzić, co napisał Cas.
Lista była zupełnie podobna, a jednak całkowicie się różniła od listy Deana; była jej prawie lustrzanym odbiciem, i kończyła się powtarzającymi się i wypisanymi różnymi kolorami przypomnieniami „nie mów mu, nie mów mu, nie mów mu".
„Nie szkodzi, że cię nienawidzi, tak długo, jak długo możesz mu zapewnić bezpieczeństwo." Sam poczuł, że serce lekko mu się złamało z powodu anioła, którego przywykł nazywać przyjacielem. Do licha, Cas był więcej niż przyjacielem, był członkiem RODZINY.

CZYTASZ
Oneshoty DESTIEL
Fiksi PenggemarCześć! Tu będą publikowane wszystkie oneshoty, które pojawiły się lub dopiero pojawią się na moim profilu. Rozwiązanie ma na celu ułatwienie mi publikacji (inaczej szukam godzinę wszystkiego wśród wersji roboczych). Kocham!