Był sobotni wieczór i Dean przebywał na domówce, wyprawianej przez Asha, dzieciaka, z którym chodził na rachunek różniczkowy, mającego słabość do matematyki i picia aż do upadłego. Był tam z Casem i obaj utkwili we własnym małym kąciku, przy przybyciu już przywitawszy się z przyjaciółmi. Cas przywierał plecami do ściany, zaś Dean osaczał go pod nią, trzymając mu ręce na talii i całując go po szyi. Aby na to pozwolić, Cas odchylił głowę w tył, po czym zacisnął ręce na włosach drugiego chłopaka, aby tamten w żadnym razie szybko nie przestał.
- Dean – wydyszał Cas niskim głosem, który Dean słyszał tuż ponad brzmieniem muzyki. – Dean, proszę, ja potrzebuję...
- Czego potrzebujesz, skarbie? – przerwał mu Dean, chichocząc.
Cas nieco mocniej złapał go za włosy i trochę bardziej nalegająco rzucił biodrami. Dean wiedział dokładnie, czego Cas potrzebował, i wiedział, że w końcu mu to da, ale na razie był szczęśliwy mogąc się po prostu drażnić, słyszeć, jak jego oddech się rwał, gdy Cas z drżeniem wciągał powietrze.
- Potrzebuję cię, Dean – Cas, trzymając Deana za włosy, podciągnął go w górę tak, że znaleźli się twarzą w twarz i drugi chłopak mógł widzieć jego rozszerzone źrenice i rumieniec na policzkach.
– Proszę.
Dean uśmiechnął się złośliwie i przysunął bliżej, po czym wsunął palce pod koszulkę Casa, gładząc nimi ciepłą skórę. Pocałował chłopaka w usta, delikatnie i tylko raz, po czym przesunął się na szczękę i na różowy policzek, a potem wrócił, wciągnął tę różową dolną wargę w swoje usta i gorąco naparł językiem na język Casa. Cas w odpowiedzi zaskomlał gardłowo i przysunął się bliżej, rzucając biodrami do przodu, w stronę Deana.
- Hej – ostrzegł Dean, odsuwając się i przypierając jego miednicę z powrotem do ściany. – Nie, dopóki ci nie powiem, słyszysz mnie? – Cas pokiwał głową, przygryzając sobie dolną wargę. Dean uśmiechnął się i przysunął z powrotem. – Grzeczny chłopiec. Wiesz, że zawsze się tobą zajmę.
Cas objął go za szyję, kciukami gładząc szczękę. Przyciągnął go z powrotem do siebie, całując szaleńczo, natychmiast otwierając usta i wpuszczając do środka język drugiego chłopaka, łącząc go ze swoim i jęcząc ślicznie przy każdym takim dotyku. Dean uwielbiał takiego Casa, uległego i spragnionego, wiedzącego, że on mu w końcu da to, czego tamten chce. Uwielbiał to, że Cas miał tyle do dania i że chciał to wszystko dać jemu, że chciał pozwolić, by on językiem zerżnął go do nieprzytomności i powiedział mu, kiedy było mu wolno dotknąć swego fiuta.
I – cóż, może nie było to najlepsze miejsce, aby tak mocno drażnić się z Casem. Wokół nich
znajdowało się mnóstwo ludzi i chociaż w pokoju mogło być ciemno, to i tak by zauważyli, gdyby Cas zaczął się rozbierać. Bo widzicie, on tak robił: wiedział, że gadaniem z Deanem by nie wygrał, ale miał świadomość, że gdy pokaże Deanowi choćby skrawek tej gładkiej, bladej skóry, to Dean przepadnie i będzie go rżnął na każdy sposób, jakiego tamten zapragnie.
Dean pomyślał, że ich koledzy z klasy raczej by tego nie docenili. Czy też raczej Becky by mogła, ale Dean jakoś nie chciał o tym myśleć.
Odsunął się, mlaszcząc, i zaśmiał widząc, jak Cas próbował gonić jego usta.
- Chcesz iść z tym gdzieś bardziej na ubocze, słonko? Cas uśmiechnął się rozkosznie.
- Tak, proszę.
Dean zdjął dłonie z talii Casa i wziął go za rękę. Zastanawiał się, gdzie by mogli pójść, ponieważ jego samochód stał na innej ulicy, a on nie miał pewności, że zdołałby wytrzymać spacer, bo napalony Cas miał tendencję do gryzienia go w ucho, a to by się prawdopodobnie skończyło rżnięciem gdzieś w alejce. Było na to o wiele za zimno, ale mógł to być dobry pomysł na inną okazję.
CZYTASZ
Oneshoty DESTIEL
FanfictionCześć! Tu będą publikowane wszystkie oneshoty, które pojawiły się lub dopiero pojawią się na moim profilu. Rozwiązanie ma na celu ułatwienie mi publikacji (inaczej szukam godzinę wszystkiego wśród wersji roboczych). Kocham!