Mężczyzna po drugiej stronie restauracji

307 13 0
                                    

Dean uśmiechnął się krzywo, kiedy Aaron znowu zaczął mówić o swoim dziadku. Rozumiał to. Staruszek nienawidził nazistów. Jak każdy. Ale nie był to temat na rozmowę w trakcie „randki w miłej restauracji".

Się, kurwa, wystroił dla tego gościa. Założył spodnie od garnituru, koszulę, jedyne przyzwoitsze buty, nawet KRAWAT, na miłość Boską. Charlie powiedziała mu, że Aaron był miłym kolesiem, ale kiedy Dean wspomniał o swym uwielbieniu dla Star Trek oraz ponownym oglądaniu DS9, tamten powiedział „Och, tak, myślałem, że Deep Space 9 miała najlepsze pomysły z całości", co nie byłoby takie złe, gdyby nie nastąpiło po tym „Chwila, a która seria była Deep Space 9?" Wobec czego Dean był teraz znacznie bardziej zainteresowany mężczyzną siedzącym samotnie przy stoliku dla dwóch osób w sektorze innej kelnerki. Mógłby się założyć, że tamten został wystawiony do wiatru, i był pewien, że wisiał sobie piwo, kiedy Niebieskooki Brunet zaczął jeść ostatnią bułkę z koszyka. BIEDACZEK, pomyślał Dean. MOŻE JEGO RANDKA SIĘ POKAZAŁA, ZOBACZYŁA GO I WYSZŁA. Nie, żeby Dean zrobił coś podobnego.

Mężczyzna był wystarczająco atrakcyjny i z pewnością potrafił nieźle zjeść – oraz wypić, sądząc po czwartym kieliszku wina, który właśnie umieszczono mu na stole, a czemu towarzyszył współczujący wzrok kelnerki.

Aaron otwierał i zamykał usta, z ożywieniem (I IRYTUJĄCO) machając rękami; ten nawyk byłby rozczulający, gdyby nie fakt, że co dwie sekundy blokował Deanowi widok na Niebieskookiego Bruneta. Dean pokiwał głową i uśmiechnął się uprzejmie, dając wrażenie, że słuchał, podczas gdy coraz bardziej fascynował go mężczyzna po drugiej stronie restauracji.

Niebieskie oczy tamtego zdawały się rysować trójkąt, kiedy mężczyzna co jakiś czas sprawdzał swój zegarek, telefon, a następnie drzwi, ale przełamał ten cykl, zacząwszy poprawiać sobie ubranie. Zmarszczywszy brwi spojrzał na swój krawat, wykręcony po tym, jak w roztargnieniu bawił się węzłem, i poprawiał go dopóty, dopóki zmarszczka między brwiami mu się nieco nie wygładziła. Następnie przyszła kolej na nieistniejące kłaczki na marynarce. Szczupłe palce muskały ramiona i klapy i zbierały również nieistniejące wystające nici. Wyglądał po prostu na bardzo zdenerwowanego, przygryzał sobie dolną wargę, jego wielkie oczy pełne były zmartwienia i... cholera. Dean niczego nie pragnął bardziej, jak podejść tam i złagodzić jakoś promieniujący od tamtego stres.

Właśnie wniesiono jego entrée (BOŻE, TO TYLKO CHOLERNA PRZYSTAWKA) i Dean

skrzywił się, wybierając ze środka sałatę i przesuwając całe to zielone paskudztwo wraz ze skrawkami marchewki oraz namiastką pomidorów na bok talerza.

- Nie będziesz jadł sałatki? – wtrącił się Aaron. – To ja ją zjem, jeśli ty nie chcesz. Gdzieś tu w środku mam bekon, a z bekonem WSZYSTKO smakuje lepiej!

Dean przesunął w stronę Aarona swój talerz.

- Chłopie, częstuj się. Wszystko jest twoje.

Zjedli swoje entrées w ciszy, jeśli nie liczyć chrupania sałaty w ustach Aarona. Jadł tak głośno, że Dean musiał się z całych sił skupić na blokowaniu tych dźwięków, zamiast zwracać uwagę na Niebieskookiego Bruneta.

Jednak prawie się zakrztusił ostatnim kęsem swojej mozzarelli w chlebie (była to najnormalniejsza z przystawek), kiedy Aaron odłożył nóż i widelec na talerz i zaczął mówić.

- To jest chyba jedna z najgorszych randek, na jakich kiedykolwiek byłem – oznajmił. – Bez urazy.

Dean prychnął i odchrząknął.

- Naprawdę się cieszę, że to powiedziałeś – odparł. – Poważnie.

- Znaczy się, ja najwyraźniej umiem mówić wyłącznie o swoim dziadku, a ty jesteś o wiele bardziej zainteresowany czymś znajdującym się o parę stóp na lewo od mojej głowy, niż nim. Dean zachichotał.

Oneshoty DESTIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz