W Skrzydle Szpitalnym musiałam zostać jeszcze parę dni. Draco spędzał ze mną cały wolny czas, a mi ciężko było wrócić do dawnej formy - czułam lekki niedowład w nogach, często mimowolnie uginały się pod moim ciężarem. Pani Pomfrey zapewniała mnie, że to normalny stan, chociaż wyglądała na bardzo zmartwioną. W nocy dręczyły mnie okropne koszmary: budziłam się spocona z krzykiem na ustach z obezwładniającm mnie poczuciem paniki.
Trzeciego dnia odwiedziła mnie Hermiona. Na początku zdziwiło mnie, że przyszła sama, ale potem wyjaśniła mi, że Harry miał wizję jak tata Rona zostaje zaatakowany przez węża Voldemorta podczas działania na rzecz Zakonu Feniksa.
Podobno teraz jest lepiej i przebywa w szpitalu, ale jego stan jest stabilny.
- Możesz mi wyjaśnić co się z tobą stało? - zapytała Gryfonka.
- Nie mogę, sama nie wiem, Hermiono - wyznałam. - To nie był pierwszy raz, na wakacje dostałam podobnego ataku, wydaje mi się, że to - tu znaczenie przyciszyłam głos - Sama-Wiesz-Kto.
- Co? Czemu tak myślisz?
- Powiedział mi, w mojej głowie - przyznałam.
Czułam się zażenowana mówiąc, że słyszę niesłyszalne dla innych głosy, dokładnie wiem już co czuje Harry mówiąc o rzeczach, na które nie ma dowodu, ale jest przekonany, że się wydarzyły.
Dziewczyna nic więcej nie powiedziała, intensywnie myślała o tym, co jej powiedziałam.
Draco czekał przed szklanymi drzwiami Skrzydła Szpitalnego, dopóki Hermiona nie skierowała się do wyjścia. Mijając się widziałam jak oboje stali na przeciwko siebie przez sekundę po czym Granger otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale tego nie zrobiła i wyszła w pośpiechu.
Draco podszedł do mnie, pocałował delikatnie w policzek na przywitanie i zapytał jak się czuję.
- Wiedziałeś o panu Weasley'u? - zapytałam.
- Trudno, żebym nie wiedział, wszystko jest w gazetach, poza tym ojciec mi mówił - rzucił nieco zbyt obojętnie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - rzuciłam oskarżycielsko.
- Dobrze wiesz, że nie powinnaś się teraz stresować, poza tym już jest wszystko w porządku, nic mu się nie stało. Trochę krwi i strachu, nic wielkiego.
Rozumiałam jego tłumaczenie, ale jednocześnie byłam trochę zła. Powinnam wiedzieć o takich rzeczach.
- Pani Pomfrey powiedziała, że już mogę wyjść, pomożesz mi wstać? Muszę się zacząć pakować, jutro przecież wyjeżdżamy.
- Oczywiście.Idąc przez korytarz starałam się nie zgrywać pokrzywdzonej. Ludzie i tak gadali, że zmyślam sobie jakąś chorobę, żeby się nade mną litować. Nie dziwię się im, w końcu okoliczności w jakich trafiłam do pielęgniarki były owiane słodką, nieznośną dla nich tajemnicą.
Trzymałam Dracona za rękę starając się ukryć, że przenoszę na niego cały ciężar ciała. Kiedy przez chwilę poczułam jak tracę władzę w nogach, a Draco objął mnie w talii, abym mogła się na nim wesprzeć, cały korytarz przeszyły chichoty i szepty.
Poczułam jak krew dopływa mi do bladych policzków. Oczywiście, cała sytuacja wyglądała jak zaaranżowana scenka.
- Na co się gapicie - warknął blondyn.
Kilkoro pierwszo-, drugo- i trzecioklasistów wróciło do swoich zajęć, ale jeszcze parę osób przyglądało mi się z sarkastycznym politowaniem.- Jak ja ukryje to przed rodzicami? - zapytałam bardziej siebie niż jego.
- Miałaś wypadek podczas meczu quidditcha - gładko wymyślił nieszczerą wymówkę.
- Wiesz, że nie o to chodzi... A co jeśli znowu dostanę ataku? - przeraziłam się. - Rodzice wzięliby mnie do szpitala.
- I może dobrze by zrobili - stwierdził.
- Wiesz, że nie. Nie powinni o tym wiedzieć, lekarze nie pomogą.
- Ale przecież ktoś musi coś zrobić - odezwał się lekko podniesionym tonem.
- Dumbledore zrobi - oznajmiłam pewna swoich racji.
- Nie liczyłbym na niego. Nie radzi sobie, cały ten Zakon, Weasley, Potter. Musimy sobie sami poradzić, kochanie.
Przygnębiłam się lekko, gdyż faktycznie dyrektor miał zbyt dużo spraw na głowie, żeby jeszcze rozwiązywać mój problem.
- Boję się - powiedziałam szczerze. - Nie chcę więcej tego czuć. Boję się, że on mnie zabije...
- Proszę cię, nie mów tak - próbował być twardy i pewny siebie, ale widziałam łzy w jego oczach. - Obiecuję, że nic ci się nie stanie.
Przytulił mnie mocno.
- Zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna.
Kiwnęłam delikatnie głową na znak, że mu wierzę.Droga do domu, jak nigdy, zlatywała tak szybko. Próbowałam łapać i zatrzymać każdą sekundę, mimo że nie robiłam nic nadzwyczaj interesującego. Od dwóch godzin leżałam oparta głową na ramieniu Dracona, który gładził mnie po włosach co jakiś czas całując w nos lub czubek głowy.
Obudziłam się 20 minut przed naszą stacją. Usiadłam obok Draco, który obserwował mnie przez całą drogę.
Chcąc pocałować go złapałam się za jego kark, a pod ręką poczułam wybrzuszenie. Złoty medalion z moimi inicjałami niewinnie wisiał na jego szyi.
- Proszę cię, zdejmij go i nigdy więcej nie zakładaj - westchnęłam smutno.
Po moim ostatnim ataku szybko domyśliłam się co on robi. To przez niego ostatnim razem poczuł ten samo ból co ja i zdezorientował się podczas meczu, gdy dostałam kaflem.
- Muszę go nosić, tak będę wiedział, że nic ci nie jest - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, chociaż widziałam lęk w jego oczach.Stojąc na peronie 9¾ pocałowałam go bardzo delikatnie po raz ostatni. Pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął.
- Jak ci idzie w szkole - zapytała mama zmywając po wigilijnej kolacji.
- W porządku, nie narzekam, poprawiłam się trochę z zielarstwa.
Tylko Obrona Przed Czarną Magią wyjątkowo mi nie idzie.
- Ohh... Rozumiem cię, nienawidzę tego różowego babska - chrząknęła ze złością mama.
- A jak w pracy? - zagaiłam.
- Wiesz, różnie bywa. Chyba ci nie mówiliśmy z ojcem, że trafił do nas ciężko ranny pan Weasley?
- Nie, ale słyszałam o tym.
- Taak, takie nieszczęście. Chociaż mi to wydało się coś podejrzanego, zeszło się wtedy tylu ludzi z Ministerstwa, przesłuchiwano go długie godziny przy zamkniętych drzwiach.
- Cały Knot - wtrącił się tata. - Porządnych ludzi straszy, zamiast wziąć się za prawdziwe problemy. Podobno trolle w górach przechodzą teraz nietypowy okres buntu.
- Słyszałam - rzuciłam tylko niemrawo, gdyż dokładnie wiedziałam z kim ten bunt jest związany.
Reszta przerwy świątecznej minęła zupełnie normalnie. Oczywiście jako lekarze rodzice nie mięli takowej przerwy od ratowania ludzkiego życia, dlatego często siedziałam sama lub tylko z jednym z nich.
Jednakże czynnie wykorzystywałam ich nieobecność, aby doszukać się informacji na temat mojej "choroby".
Przeszukując pół ich biblioteczki nie znalazłam nic co chociaż byłoby podobne do mojej sytuacji. Możliwe jednak, że szukam w złym miejscu. W zasadzie to nie jest żadna choroba, może trzeba by było szukać w dziale ksiąg zakazanych, chociaż nawet nie wiem pod jakim wpisem: telepatia? Zaklęcia? Opętania?
Bawiłam się magicznym wisiorkiem od Dracona, miętoliłam go w rękach pozwalając, aby losowo zwisał na moich palcach, gdy zaczynał się z suwać, łapałam go w locie drugą ręką. Chowałam go w bezpieczne miejsce na czas świąt, na wypadek gdyby miało się stać coś złego.
Nowy rok przywitałam samotnie, pomiędzy otwartymi książkami i definicjami chorób wpatrzona w duże, balkonowe okno, gdzie tliły się z daleka kolorowe iskierki na granatowym niebie.*Draco*
- Smakuje ci synku? - zapytała nieśmiało, ale troskliwie mama.
Mruknąłem coś niezrozumiale pod nosem.
Zasmucona wypatrzyła się w swój nietknięty obiad.
- Odpowiadaj jak matka do ciebie mówi - huknął nagle pięścią w stół i równie szybko spuścił wzrok stając się milczący i zamyślony.
Mimo, że jestem przyzwyczajony do jego agresywnych incydentów to i tak za każdym razem podskakuje na krześle.
- Ojj... Lucjuszu nie gniewaj się na chłopaka, jest taki podobny do ciebie - zaśmiała się sarkastycznie ciocia Bella. - Cyziu ty musisz go nauczyć dobrych manier.
Jednak jej siostra, a moja matka milczała ignorując jej nazbyt "dobry" nastrój.
- No to może chociaż ciotki posłuchasz - mówiąc to wycelowała we mnie różdżkę. Mimowolnie się wyprostowałem, dopisałem guzik w koszuli i położyłem rękę na stole.
Bellatrix zaśmiała się dziko i szyderczo. Rodzice podnieśli wzrok znad talerzy, ale słowem się nie odezwali.
- No a co powiesz Dracusiu o tej zdrajczyni krwi, nadal ci się... Naprzykrza - mówiąc o niej udawała odruch wymiotny i zachichotała żmijowato wystawiając przy tym swój długi, jaszczurkowaty język. - Ojciec cię nie nauczył, że w szlamach się nie przebiera?
Ściskałem w pięści trzymając nadal widelec, którym przed chwilą jadłem, a teraz mógł się przysłużyć do szczytniejszego celu.
- Zapewniam cię, Bellatrix, że Draco nie spotyka się już z tymi... zdrajcami.
Ciotka zacmokała, aby wyśmiać perfidne kłamstwo ojca.
- Co innego mówi nasz Pan - szepnęła mrocznie. - Nie podoba mu się podejście Dracona. Jest na ciebie bardzo... Bardzo... Bardzo... Zły - akcentowała dobitnie każde słowo nienaturalnie przekręcając głowę, wybuchając na końcu gromkim śmiechem.
Ojciec wyprostował się, zbladł, przełknął głośno ślinę. Matka również nie potrafiła zamaskować swojego przerażenia, zresztą tak jak i ja.
CZYTASZ
Slytherin... |2
FanfictionUWAGA! OKŁADKA ZOSTAŁA ZMIENIONA! Nasze czoła już się stykały. Złapał mnie w talii i czekałam aż złączy usta w namiętnym pocałunku, ale on tylko szepnął: - Dziękuję. - Za co? - zapytałam nieco zdezorientowana. - Uratowałaś mnie - oznajmił. - Przed k...