Misja ratunkowa nr...

1.6K 105 10
                                    

Lot na testralu wcale nie należał do moich top 5 ulubionych zajęć. Najwyraźniej Ron, Hermiona i Neville podzielali moje zdanie. Harry znał już to uczucie, lecz teraz był tak skupiony na Syriuszu, że wydawało się jakby nie odczuł żadnych innych uczuć mimo, że był dziesiątki metrów nad ziemią i przed upadkiem chroniło go tylko kurczowy uchwyt grzywy zwierzęcia. Ginny była wyraźnie zachwycona tym sposobem podróżowania. Jedynie Luna zdawała się być lekko znudzona całą naszą przygodą.
Nie chciałam sobie wyobrażać jak dziwnie i nieswojo muszą się czuć ci, którzy nie widzą testrali i patrząc w dół widzą przepaść, a jednak czują opór i kształt tego zwierzęcia.
Już w pierwszych minutach lotu czułam jak powietrze na takiej wysokości jest 3 razy bardziej zimne, a mróz powoduje drętwienie kończyn, ale po takim czasie nie czułam już zupełnie nic: żadnego zimna, ani bólu. Jedynie plecy mnie szczypały nieprzyjemnie od ciągłego nachylania.

W całkowitej ciemności dostrzegliśmy w końcu migające światełka i już wiedzieliśmy, że nasz cel jest blisko. Chwilę później kierunek lotu zmienił się na prawie pionowy w dół i nagle pod kopytami wyrósł chodnik.
Osunęłam się z grzbietu stworzenia. To samo zrobili pozostali, poza Ronem, który zaliczył bliskie spotkanie z betonem. Szybko się podniósł i udawał, że nic się nie stało. Podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się z naszymi towarzyszami.
- Nigdy więcej - stwierdził Weasley.

Harry poinformował nas, że przejście jest w budce telefonicznej, więc wepchnęliśmy się wszyscy razem do małego pomieszczenia.
- Kto jest najbliżej aparatu - mówił Harry z twarzą spłaszczoną przez szybę - niech wykręci 62442!
Ja byłam w drugim kącie budki, więc nawet nie miałam szans obrócić się, żeby zobaczyć, kto przyciska kolejno wypowiedziane cyferki.
- Witamy w Ministerstwie Magii - odezwał się damski sztucznie wykreowany głos. - Proszę podać imię, nazwisko i sprawę.
- Harry Potter, Hermiona Granger, Ron Weasley, Ginny Weasley, Jessica Watson, Neville Longbottom i Luna Lovegood - wyrecytował Harry na jednym wdechu. - Przychodzimy, żeby... Yyy... Kogoś uratować.
- Dziękuję - odpowiedział chłodno głos. - Proszę odebrać plakietki.
Z miejsca, gdzie powinny wylatywać żetony, wypadło ponad pół tuzina plakietek.
Spojrzałam na swoją:

Jessica Watson
Misja ratunkowa
Nr. 83827627/27

- Szanowni interesanci, przypominamy o konieczności poddania się kontroli osobistej i okazanie różdżek do koniecznej rejestracji.
Po tych słowach windo-budka ruszyła w dół, dość ociężale i niestabilnie, ale nie ma co się dziwić skoro najprawdopodobniej przekroczyliśmy dozwolony limit kilogramów, który zapewne już na wejściu był szczegółowo opisany razem z zasadami BHP i instrukcją korzystania z tego miejsca.
Chodnik podjechał do góry, przez co zrobiło się całkowicie ciemno, a zaraz po tym oślepił mnie blask kilkunastu pozłacanych żyrandoli.
Ministerstwo było całkowicie opustoszałe, przy bramkach nie było nikogo kto mógłby przeprowadzić nam ową kontrolę osobistą.

Na wprost nas widniały wygaszone kominki, które zwykle służyły do transportu proszkiem Fiuu. Na ogół były w ciągłym użytku, więc dziwnie było je oglądać takie milczące.

-

Naprzód - szepnął Harry.

Minęliśmy słynną fontannę.

Przygnębiająca była ta całkowita opustoszałość obiektu i bardzo źle nam wróżyła. Nie było nikogo z kontroli, pracowników ani interesantów. Co prawda nigdy nie byłam o tej porze w ministerstwie, ale niestety ta sytuacja świadczyła tylko za teorią Harry'ego.

Jako, że Harry przerabiał kilkukrotnie owy sen, dobrze znał drogę do Departamentu Tajemnic.
Kolejna winda była o wiele bardziej przestrzenna niż jej poprzedniczka.

Slytherin... |2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz