Tajemnice

255 10 0
                                    

Głosu Dracona nie słyszałam. Ale zdecydowanie słyszałam irytujący ton jednej z panienek, które mu towarzyszyły.
Domyślałam się, że Draco może być w środku, a one zostały najprawdopodobniej na straży. Ale czemu miałyby go pilnować?
Żeby potwierdzić moje przypuszczenia musiałam zerknąć co się tam dzieje, ale naprawdę z paru powodów nie chciałabym zostać przyłapana. Postanowiłam, że poczekam chwilę aż się znudzą swoją rolą strażnika i stracą czujność.

Starałam się ignorować bezwiednie zasłyszane rozmowy towarzyszek Malfoya, ale nie zawsze mogłam się powstrzymać.

- Sylvia, dlaczego my w ogóle tu stoimy? Wszyscy są tam! Na meczu! - irytowała się jedna z nich.
- Nie denerwuj mnie, wiesz, że też wolałabym tam być - jęknęła druga.
- No to olejmy to, poradzi sobie przecież. Już tyle razy tu siedziałyśmy, nigdy nic się nie wydarzyło. Same nudy.
- Wiesz, że nie mogę. Muszę go poderwać, inaczej wszystko przepadnie.

Ścisnęłam mocno szczękę, przez chwilę się martwiąc, że nacisk jest tak mocny, że zęby mi pękną.

- No a ja? Obiecałaś mi tego drugiego!
- Jak zdobędę Malfoya to Blaise będzie już łatwą zdobyczą, przecież się przyjaźnią. Jak zacznę z nim chodzić to przecież was zapoznam, tyle razy ci to tłumaczyłam.
- Ale ja nie chcę tak długo! Tyle już minęło, a tobie się nie udało!
- Cicho bądź. Kwestia czasu, nie oprze mi się.

Chciałabyś, jędzo.

- Ta... chodzimy z nim już parę tygodni. Siedzi tam godzinami. Nawet nie masz kiedy z nim być sam na sam. Mówię ci, spróbuj jeszcze raz tam wejść.
- Nie. Ostatnio mnie wygonił, nieźle się wtedy wkurzył. Nie wiem co on tam robi, ale to chyba coś ważnego. Nie chce, żeby mu ktoś przeszkadzał.
- To co robimy?
- Po prostu siedź i nie marudź więcej.

To był moment, w którym ostrożnie wysunęłam się zza ściany. Dziewczyny siedziały po turecku na podłodze, obrócone bokiem do mnie, układały sobie fryzury, nie zauważyły mnie.

Dracona nigdzie nie było, ale oprócz tego, że domyśliłam się tego wcześniej, to dało się to łatwo wywnioskować z ich rozmowy.
Wróciłam z powrotem za róg. Zastanawiałam się co począć dalej.
Czekać tu na niego? Przebić się przez "ochronę" i wejść do środka? Przyłapać na gorącym uczynku?
Za nim jednak zdążyłam podjąć decyzję usłyszałam trzask otwieranych drzwi.
Przestraszona pędem puściłam się przed siebie.
Zatrzymałam się tuż przed wyjściem na boisko.
Dałam sobie parę minut, żeby odpocząć.
Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza, żeby jak najtrzeźwiej przemyśleć dzisiejsze wydarzenia i przedsięwziąć konkretne kroki.

Z przejścia zaczęli najpierw pojedyńczo, a potem już całymi chmarami wychodzić ludzie.

To już? Przecież mecz zaczął się ledwie pół godziny temu!
No chyba nie doceniłam Potter'a jako szukającego.

- Wiedziałeś jak leciał? - słyszałam urywki rozmów pośród wielu konwersacji.
- Normalnie uśmiałem się jak nie wiem.
- A potem Cormac bach! A wtedy Potter: aaaaaa!
- Jak to mówią krótko, ale intensywnie.
- I Potter znowu będzie jęczał jaki to on biedny nie jest!

Nie rozumiałam logiki tych wypowiedzi skoro Cormac i Harry są w jednej drużynie, ale postanowiłam nie dopowiadać sobie historii tylko znaleźć jej naocznych świadków.
Ogólnie panowało wielkie podniecenie owym "najlepszym meczem w dziejach" - jak usłyszałam.

Dziewczyn nie było szans wyłapać w tym morzu uczniów, więc udałam się do pokoju wspólnego z nadzieją, że tam właśnie zmierzają.

Nie myliłam się.
Dziewczyny siedziały już na sofie w towarzystwie naszych ślizgońskich goryli i Blaise'a. Opowiadały coś sobie bardzo żywo intensywnie przy tym gestykulując.

Od razu zaczęłam się rozbierać, gdyż cały ten czas spędziłam w grubej kurtce będąc w ocieplanej szkole. Byłam strasznie spocona.
Zrzuciłam z siebie większość warstw ubioru i przysiadłam do grupki znajomych.

- A tobie, Jess, jak się podobał mecz? - od razu zagaiła rozmowę Milicenta.
- Całkiem ciekawy - skłamałam niepewnie, jedynie opierając się na opiniach zasłyszanych na korytarzach.
- Ciekawy? Myślałam, że będziesz panikować.
- Byłaś już u Potter'ka? - zapytała zgryźliwie Parkinson.

Na dźwięk tego nazwiska od razu spojrzałam na Zabini'ego, on nie odrywał ode mnie wzroku już od jakiegoś czasu, więc to ja szybko zaczęłam udawać, że tego nie zauważyłam.

- Nie, nie byłam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Znajomi przyglądali mi się podejrzliwie. W końcu Dafne wypaliła z tekstem:
- Czy ty w ogóle tam byłaś?

Nerwowo miętoliłam szalik w rękach.

Tylko prawda nas wyzwoli?

- Nie, nie byłam - zawstydziłam się własnym kłamstwem. - Przepraszam, po prostu źle się poczułam.

Cała szóstka zgodnie milczała. Oprócz tego, że Crabbe i Goyle milczeli od początku.
Nie widziałam jak przerwać te niezręczne milczenie.
W końcu odezwała się najmniej spodziewana przeze mnie osoba.

- Nie sądzisz, że powinniśmy w końcu pogadać, Jess? - Blaise przeszywał mnie świdrującym spojrzeniem, przyciągał tym mój wzrok.

Reszta patrzyła na przemian to na mnie, to na niego. Marszczyła brwi i była skonsternowana sytuacją.

- Tak, powinniśmy - przyznałam po dłużej chwili.

We dwójkę, równocześnie wstaliśmy od stołu, a ja cieszyłam się, że całkowicie totalną ciszę zagłuszają rozmowy małych grupek Ślizgonów porozstawianych po kątach pokoju.

Dziwnie było mi się zamykać z przyjacielem mojego chłopaka sam na sam w sypialni.
On też wydawał się być nieco zawstydzony i zbity z tropu, na pewno nie jest mu komfortowo, że musi przeprowadzić ze mną tego typu rozmowę.

Długi czas nic nie mówiliśmy. Chyba się zastanawiał co mi powiedzieć. Nie chciałam go w żaden sposób pospieszać, wiedząc, że tym razem to ja jestem winna. Skazaniec pierwszy nie zajmuje głosu. Ale po jakimś czasie zaczęło być to jeszcze bardziej męczące, a gula w moim brzuchu, która osiadła ciężko na dnie już kilkanaście minut temu, zaczęła się teraz rwać do ucieczki. Otworzyłam więc buzię, żeby dodać mu śmiałości, ale nie zdążyłam zacząć, bo odzyskał głos. Chyba właśnie potrzebował bodźca, żeby rozpocząć.

- Wiesz, że Draco jest moim najlepszym przyjacielem? - już pierwsze słowa... Nie, sam dźwięk słów przyprawił mnie o dreszcze. Krew odpłynęła mi z twarzy i poczułam ostre kłucie w klatce i jednocześnie tępe w brzuchu.
- Wie...
- Jak mogłaś mu to zrobić? - jego oskarżycielski ton odebrał mi teraz czucie w nogach. Były jak z waty. - Wiesz ile dla ciebie zrobił? Ile poświęcił?
- Wie...
- Racja. Był ostatnio nieswój, znikał i w ogóle był jakiś dziwny, ale to kompletnie cię nie tłumaczy!

Tym razem starałam się nie odzywać, żeby więcej go nie prowokować. Ale wydaje mi się, że to go jeszcze bardziej rozzłościło.

- Rozumiesz co zrobiłaś?!
- Wiem! Przepraszam! - łzy naleciały mi do oczu. Chciałam katować się w milczeniu. Miałam ochotę, żeby zmieszał mnie z błotem i nie dawać cienia możliwości, żeby mi współczuć, ale nie mogłam się powstrzymać. Po prostu zaczęłam płakać.
Już wcześniej byłam świadoma, że to przekreśli mój związek z Draconem, ale tym razem ta myśl uderzyła we mnie z całą siłą. Czują, że nie długo nogi odmówią mi posłuszeństwa usiadłam na krawędzi łóżka.

- Radzę ci się przyznać - stał nade mną i szeptał mi te gorzkie słowa do ucha. - Bo niedługo zrobię to ja.

Chłopak wyszedł z pokoju, a ja zostałam sama pogrążając się w swojej rozpaczy.
Przytuliłam się do poduszki leżącej obok i wycierałam w nią mokre oczy.

Usłyszałam ciche pukanie.
Do środka weszło parę postaci. Na łóżku obok mnie usiadły moje koleżanki. Nawet Pansy weszła, usiadła po turecku na podłodze naprzeciwko mnie i przyglądała się mi bez cienia złośliwości na twarzy.
Wtuliłam się w Dafne, która usadowiła się niepewnie po mojej lewej stronie. Płakałam rzewnie w jej beżowy sweterek, a ta w ramach pocieszenia gładziła mnie kojąco po głowie. Milicenta robiła to samo, lecz intensywniej pocierając moje ramię na znak kobiecej solidarności.
Wiedziałam, że nie zasługuję na taką dobroć.

- Co się dzieje? - pytały.
- Dziewczyny, zrobiłam coś okropnego.

Slytherin... |2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz