Walentynki

316 16 1
                                    

Z Draconem później już nie przeżywaliśmy takich uniesień. Był czymś wyraźnie mocno zaaferowany. Często znikał z chłopakami. Nie przychodził czasem na zajęcia. Regularnie pojawiał się tylko na zajęciach teleportacji, gdzie bardzo intensywnie ćwiczył, ale przez to też często frustrował, gdy mu nie wychodziło.
Chciał, żebym mu dokładnie wytłumaczyła jak to zrobiłam, ale mówiłam mu krok w krok, a efektów dalej nie było. Nie czułam się też wykwalifikowana do dawania mu instrukcji. Wolałam, żeby skupił się na tym co mówi pan Twycross, ale on twierdzi, że ten plecie ciągle te same farmazony. Nie chciałam, żeby wywierał na mnie presji nauczyciela, nie tylko dlatego, żebym nieumyślnie nie zrobiła mu krzywdy, ale dlatego, że jego wybuchy gniewu były coraz częstsze i silniejsze. I głównie koncentrowały się na mnie.

Niechybnie zbliżały się Walentynki i przez to wyjście do Hogsmeade. Planowałam jakiś wspólny wieczór, żeby znowu wpleść jakieś romantyczne gesty do naszej relacji, nie tylko krzyki i frustrację. Pomyślałam, że tym razem mu nie odpuszczę. Spędzi ze mną cały dzień, chodźby nie wiem co miało się dziać.
Niestety plan spalił na panewce, kiedy okazało się, że Hogsmeade jest odwołane.
Nic dziwnego. Po ataku na Kate Bell nie wydawało się już takim bezpiecznym miejscem. Szkoła musiała przedsięwziąć jakieś poważne kroki, aby to się więcej nie powtórzyło.

Musiałam pomyśleć o planie B.

Wiem, że wiele par będzie szukało jakiegoś odosobnionego miejsca, dlatego nie widziałam gdzie celować.
Ostatecznie jednak postawiłam na błonia.

Wybrałam najbardziej oczywistą tandetę - piknik. Może w zimę to dosyć hardkorowa tandeta, ale ma to w sobie też swój urok.
Już poprzedniego dnia przygotowałam sobie wielki pleciony koszyk, w który wcisnęłam kocyk. Przygotowałam miodowe piwo, które miałam zamiar podgrzać i wlać do termosu, żeby móc się czymś rozgrzać. Szykowałam się także, żeby podkraść ze śniadania ciastka marchewkowe i paszteciki dyniowe. Zamówiłam u Rozmarynki, która jako skrzat pracuje na kuchni, popcorn karmelowy.
Zostało mi tylko złapać Dracona i zaciągnąć go, chociażby siłą, na pomost.
Błonie wyglądały pięknie. Zamglone i tajemnicze. Uczniowie raczej siedzieli w zamku, tylko niewielu parami wychodziło na dwór, aby w prywatności oddać się czułością.
Zaczęłam poszukiwania mojej walentynki.

Wystrój szkoły nie był w tym roku mocno wyszukany. Raczej postawiono na skromne dekoracje. Z sufitów zwisały różowo-czerwone serpentyny, skrzaty chodziły po szkole rozdając babeczki w kształcie serduszek (dwie zachowałam dla siebie i Draco), jak co roku można było wysłać miłosną kartkę do ukochanej osoby. Nic nadzwyczajnego.
Jedyną rozczarowującą rzeczą było to, że nie mogłam znaleźć Dracona. Sprawdziłam każdą możliwą salę, chociaż dzisiaj dzień był wolny od zajęć w ramach nieudanego wyjścia do Hogesmade. Toalety też puste, tak samo jak jego pokój i pokój wspólny. Na korytarzu złapałam Crabbe'a i Goyle'a, ale oni też nie mogli mi odpowiedzieć na to pytanie. Tak samo Blaise, który od rana zajęty był obrabianiem Ślizgonki z roku wyżej. Jakby zapadł się pod ziemię.
Nie pozostało mi nic innego jak zostawić karteczkę w jego pokoju z informacją, że czekam na niego na błoniach z dokładną instrukcją spotkania.
Za nim jednak tam poszłam jeszcze raz przeszukałam wszystkie miejsca, w których już dzisiaj zawitałam i przepytałam te same osoby.

W sumie mogliśmy się minąć.

Ubrałam się w ciepły kożuszek, szalik i rękawiczki. Pod pachą miałam mój koszyk z przygotowanymi pysznościami.
Nie chciałam jeszcze wychodzić na błonia, żeby za szybko nie zmarznąć. Pomyślałam, że poczekam chwilę na niego przed wyjściem.

Minęło 15 minut i czułam jak zaczyna robić mi się gorąco. Na przemian zapinałam i odpinałam kurtkę. Poszłam do toalety poprawić makijaż.
Znowu usiadłam na murku przed wyjściem.
Wyszłam na chwilę na dwór i rozejrzałam się na pary podziwiające widok albo całujące się pod drzewem.
Spojrzałam na czas. Minęło kolejne pół godziny.
Poczułam jak ściska mnie w żołądku.
Przymroziło mi poliki, więc wróciłam do środka.
Zaczęłam się poważnie irytować.
Nie wiedziałam czy zrobić kolejną rundkę po szkole, czy jednak zostać, bo może miniemy się i będzie na mnie czekał na błoniach i tylko stracimy cenny czas.
Lawender Brown, która mijała mnie już trzeci raz, bezczynnie czekającą na ukochanego, zaczęła szeptać Ronowi coś na ucho i dziko chichotać zerkając na mnie.
Po jakimś czasie już nie tylko ona tak reagowała. Niektórzy patrzyli na mnie współczująco, inni tylko szeptali. W końcu, gdy podszedł do mnie Krukon i zaczął śmieszkować, że nie muszę się krępować mogę już w końcu zaprosić go na tą randkę w akompaniamencie śmiechów swoich współtowarzyszy, nie wytrzymałam.
Wkurzona poszłam sama na tą kładkę, zdala od nienawistnych spojrzeń. Rozłożyłam kocyk na końcu pomostu - wszystko tak jak zaplanowałam z jednym tylko wyjątkiem.
Nogi luźno zwisały mi nad wodą, a ja jedyne na co miałam ochotę to tam wskoczyć i najlepiej nigdy się nie wynurzyć.
Rozgniewana jadłam paszteciki i popijałam rozgrzanym piwem miodowym. Apetytu w sumie nie miałam, więc po chwili poprzestałam na samym piwie.

Slytherin... |2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz