Nigdy nie czułam się tak obco siedząc w pociągu w drodze do Hogwartu, nie potrafiłam cieszyć się z powrotu do znanego. Kiedyś to znane było bezpieczne, a teraz moje własne ciało stanowi dla mnie zagrożenie. Mój umysł należy teraz nie tylko do mnie, ale także do najstraszniejszego czarodzieja tego i pewnie kilku następnych stuleci. Słowem nie wspomniałam rodzicom o tym... incydencie - od tego feralnego dnia, w którym zdano fakty z mojego życia, dbam aby nasze relacje nie uległy żadnym komplikacją, a fakt, że mój umysł zamieszkuje istny potworów jest nieco przerażający.
Nie śmiałam także opowiadać o tym Gryfonom - moim przyjaciołom. To co było między naszą czwórką było skaplikowane i bardzo chwiejne, nie chciałam tym bujać.
Od tygodnia nie miałam z kim podzielić się moimi myślami, gdyż Draco wrócił do domu. Wcale mu się nie dziwię - też wolałabym piekło niż kontakt ze mną, dlatego nie szukałam go na peronie i dlatego pragnęłam się ukryć gdzieś w amazońskiej dżungli zdala od jakiejkolwiek cywilizacji, której mogłabym nieświadomie zagrażać.*Draco*
Byłem lekko roztrzęsiony. Wiedziałem, w którym przedziale jest Jess, nie wiem czy się mnie boi czy może siebie. Na pewno JEGO, ale Voldemorta bał się każdy, z jednym wyjątkiem...
Stałem niezdecydowany, może nawet trochę zawstydzony w jednym z przedziałów, w którym nikt nie patrzył na mnie życzliwie. Z najbliższych drzwi dochodziły do mnie ciche szepty rozmowy, a po chwili głośny, szczery śmiech. Wiem, że ludzie, którzy tam się znajdują wcale nie są tacy beztroscy, ciąży nad nimi coś złego, oni to czują, szczególnie ten jeden, ale nikt na to nie poradzi. Całkiem znany był mi ten śmiech i szepty, zawsze gdy słyszałem jej głos - atakowałem, dzisiaj stał się czymś najbardziej neutralnym na świecie, jakąś częścią mojego życia, której najchętniej bym nie pamiętał, ale ja się zmieniłem - nie atakuje.
Otworzyłem szklane drzwi. Gdy tylko dotknąłem klamki 3 pary oczu wbiło we mnie agresywny wzrok. Popatrzyłem na Weasley'a - teraz nie wydawał się być rudym biedakiem, a zwykłym czystokrwistym czarodziejem z problemami pieniężnymi. Granger nie była szlamą, a zwyczajnie, jak bywa u wielu czarodziei - urodzoną wśród mugoli. Potter nie był wybrańcem, bliznowatym, czy frajerem, a chłopakiem, który mi odmówił. Żadne z nich niczym mi nie zawiniło, po prostu inaczej nauczono mnie odbierać ludzi.
- Czego tu chcesz, Malfoy?! - warknął rudzielec, stając w pozycji bojowej, zasłaniając ciałem Grenger. Jess już dawno podzieliła się ze mną przypuszczeniem, że tych dwoje coś do siebie ciągnie.
- Usiądź, Ron - powiedziałem do niego po imieniu, co nawet dla mnie było nie małym zdziwieniem.
Mój głos był tak zmęczony i przepełniony niepokojem, że chłopak z wrażenia usiadł.
Bez pozwolenia rozsiadłem się obok Potter'a. Wszyscy patrzyli na mnie jak na debila, gdyby ktoś przed laty powiedział mi, że będę w takiej sytuacji, też bym nazwał go debilem.
Może gapili się bo moje włosy nie były już ulizane tylko roztrzepane. Moje oczy nie zabijały już nienawiścią, tylko były podkrążone, a mój głos nie był złośliwy, a załamany. Nic dziwnego, że taki właśnie jestem, na ostatnie dwa tygodnie musiałem wrócić do tego potwora, zwanego również moim ojcem. Karał mnie strasznie za moje nieposłuszeństwo, ale ja po prostu musiałem... MUSIAŁEM wiedzieć co jest Jess, a tylko w moim domu znalazł bym taką pokaźną i łatwo dostępną kolekcję czarnomagicznych książek. Szukałem dzień i noc, tylko na chwilę przerywając by odbyć kolejną wojnę z tatą. Dało mi to niewiele, prawie nic. Nadal nie wiem jak ją z tego uwolnić.
- Emmm...? - odezwało się w końcu jedno z nich wyciągając mnie z moich zamyśleń.
- Ja... - nie mam pojęcia jak ubrać słowa w zdania, oni mnie nienawidzą, a ja powinienem nienawidzić ich, dotychczas taka była kolej rzeczy. - Chciałem prosić was o przysługę.
Hermionie prawie oczy wypadły z orbit, Potter prychnął, a Weasley uśmiechnął się mściwie. Nie miałem siły by się na nich wściekać czy odpłacić się za te lekceważenie, nawet nie chciałem tego robić. Chciałem tylko załatwić swoje i odejść w pośpiechu.
- Jakiego typu miała być ta przysługa? - zapytała prawie bez złośliwości Gryfonka.
Spojrzałem jej w oczy. Tyle złego jej powiedziałem, tyle nienawiści nas łączyło...
- To... Bardzo ważne - pomyślałem w tym momencie o mojej samotnej w pociągu ślizgonce. Muszę być dla niej silny, stawić czoła przeciwnością, zagrzebać stare doły, które tak namiętnie pod sobą kopaliśmy. - Jess jest chora - wyznałem, a samo wspomnienie o tym co stało się w te pamiętne wakacje, ile bólu przeżyła przez te dwa miesiące, doprowadzało mnie do granic rozpaczy.
- Jak chora?! - wstał natychmiast bliznowaty.
- Proszę, musicie mnie wysłuchać! - krzyknąłem zakrywając twarz w dłoniach nie mogąc już znieść jego podniesionego głosu, wszystko dzięki ojcu.
Gryfon usiadł, co prawda nadal zakrywałem twarz, ale czułem jak siedzenie lekko się wgniata.
- Tego nie widać - oznajmiłem. - Nie pytajcie ją o to, jeśli uzna za stosowne, sama wam powie, albo i nie.
Z każdym słowem czułem się coraz bardziej ociężały, w pewnym momencie głos mi uwiązł w gardle i dopiero kolejne chrząknięcie ze strony Gryfonów mnie odblokowało.
- Gdyby zaczęło ją boleć, cokolwiek by się z nią działo, zawołajcie mnie, nie dotykajcie jej - mówiłem. - To tylko jej zaszkodzi. Nie zostawiajcie jej samej. Nie denerwujcie jej. Dbajcie o jej bezpieczeństwo. Nie kłócicie się z nią - wyliczałem. - Wiem o dementorach, przesłuchaniu, o wszystkim i mogę wam zaświadczyć, że ona miała w te wakacje gorzej niż wy wszyscy razem wzięci.
Zapadła między nami potworna cisza, tylko przygluszone śmiech dzieci dochodziły do nas z korytarza.
- Nie wspominajcie jej o tym co tu zaszło - spojrzałem przeciągle na każdą z trzech tak znanych, obcych, wrogich i zarazem wybawczych twarzy.
Wstałem, bo uznałem, że czas zakończyć tą rozmowę, nigdy więcej nie chcę nikomu wspominać o bólu Jess, to jest także mój ból.
Zamykając już za sobą drzwi, dodałem pośpiesznie:
- Uważajcie na Umbrige.
CZYTASZ
Slytherin... |2
FanfictionUWAGA! OKŁADKA ZOSTAŁA ZMIENIONA! Nasze czoła już się stykały. Złapał mnie w talii i czekałam aż złączy usta w namiętnym pocałunku, ale on tylko szepnął: - Dziękuję. - Za co? - zapytałam nieco zdezorientowana. - Uratowałaś mnie - oznajmił. - Przed k...