Miłość i śmierć

330 11 1
                                    

Dzień wydawał się wyjątkowo niespokojny. To, że Dracona od rana nie spotkałam nie było niczym nowym, ale to, że nikt inny go nie widział wydawało się być już lekko niepokojące, tym bardziej, że "wielki finał" zbliżał się nieubłaganie. Wciąż nie wiedziałam co oznacza i jakie konsekwencje za sobą niesie, ale starałam się być cierpliwa. Obiecał mi, że niedługo wszystko mi wyjaśnić, a jeśli wytrzymałam już tyle czasu to parę dni w te czy we w te nie robiło dużej różnicy.
Wydawało mi się, że nie tylko ja wyczuwam coś zatrważającego wisi w powietrzu, bo miałam wrażenie, że każdy jeden uczeń sunie się po korytarzach nerwowo. Lekcje przemijały mozolnie, bez głębszego sensu. Mojego Ślizgona oczywiście nie było na żadnej z nich, ale do tego też już szło się przyzwyczaić.

Między mugozolarstwem, a zaklęciami pisałam referat dla Dracona na transmutację, którą mieliśmy za niecałe dwie godziny. Znając życie jej nie odrobił, wczoraj wrócił bardzo późno, z tego co mi mówił Blaise, koło drugiej w nocy. Wiem, że zabronił mi odrabiania lekcji za niego, ale McGonagall jest na niego strasznie cięta, a w tym tempie nadrabiania zaległości to jeszcze w przyszłym roku będzie kończył swoje szlabany.
Nie musi wiedzieć, i tak go nie będzie, a jej powiem, że źle się poczuł i kazał mi jej to przekazać. Zresztą często nie mówię mu o zadaniach, które przegapił, żebym mogła bez jęczenia nad uchem spokojnie mu pomóc. Jak na razie działa, sam będzie dumny ze swojej średniej na koniec roku.

Lekcje skończyły się dosyć późno, a fakt, że zaraz po nich zaczęli pojawiać się w szkole członkowie Zakonu Feniksa, utrwalił mnie w przekonaniu, że to naprawdę nietypowy dzień.

Zawisła jakaś grobowa atmosfera, wiadomo, że niecodziennie otrzymujemy w ramach ochrony całą gwardię, no i właśnie: co oni mają chronić?

Przeczuwałam, że może zdarzyć się coś bardzo niedobrego.
Udałam się do Pokoju Wspólnego, aby posłuchać grasujących plotek i sama wydedukować, co może to oznaczać.

- Inferius - rzuciłam hasło, a przejście otworzyło się.

Salon był prawie pusty. Dwie Ślizgonki stały przy kominku rozmawiając ze sobą bardzo cicho, a na środku stał Draco z Blaisem, obok nich, na sofach, siedzieli Crabbe z Goyle'm.

- Jesteś wreszcie - odetchnął z ulgą Draco, jakbym miała wiedzieć, że tu właśnie mamy się spotkać. - Chodź ze mną.

Lekko zaskoczona, ale zadowolona, że ma chwilę, żeby spędzić ją ze mną udałam się do mojego pokoju.
Na każdym z łóżek siedziała jego właścicielka. Pomyślałam wtedy, że bardziej intymnie byłoby w jego pokoju, ale nie chciałam mówić tego tak wprost przy dziewczynach.
Usadowił mnie na moim łóżku. Dopiero w tym świetle zauważyłam jak bardzo blady jest. Ręce mu drżały.
Zmarszczyłam brwi. Klęknął przy mnie.

- Posłuchaj mnie - powiedział, ale zamiast kontynuować przypatrywał mi się smutno i pobladł jeszcze bardziej, miałam wrażenie, że zaraz zemdleje.
- Wszystko w porządku?
- Pamiętaj, że nic się nie działo bez powodu. Wszystko miało swój sens i może kiedyś to zrozumiesz. Mam taką nadzieję... że mnie zrozumiesz... i wybaczysz.

Treść jego wypowiedzi była bardzo dramatyczna i napawała mnie strachem.

- Co się dzieje? Nie rozumiem...
- Uwierz mi, że bardzo cię kocham. I zrobiłbym dla ciebie wszystko... Wszystko, rozumiesz? - jego wargi drżały, gdy wypowiadał te słowa. - Zawsze będę cię kochał, nawet jak ty przestaniesz mnie.

Chciałam otworzyć usta, żeby kategorycznie zaprzeczyć takiej wersji rzeczywistości, ale on uciszył mnie jednym ruchem.

- Jesteś i zawsze będziesz najważniejszą osobą w moim życiu.
- Draco nie strasz mnie, to brzmi jak jakieś pożegnanie.

Slytherin... |2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz