Zimno, zimniej, lód

313 15 1
                                    

To chyba najgorsze święta Bożego Narodzenia w moim życiu.

Naprawdę pierwszy raz jak nigdy cieszyła mnie myśl o powrocie do domu z dala od tych wszystkich Potter'ów i Malfoy'ów.
Niestety los uwielbia robić mi na przekór. Dzień przed wyjazdem, gdy już byłam całkowicie spakowana dostałam list od rodziców, że w szpitalu jest niesłychanie wzmożony ruch i najlepiej będzie jak zostanę w Hogwarcie.
Jedynym pozytywnym aspektem było to, że Harry wyjechał do Nory i nie miałam sposobności, żeby się z nim konfrontować. Całe szczęście. Nadal nie wiem co myśleć o tym zdarzeniu. Jak go teraz mam traktować? Udawać, że nic się nie stało? Nadal się przyjaźnić?
Na razie sobie tego nie wyobrażałam i miałam zamiar unikać go jak długo tylko mogę.

Nie mogłam jednak unikać Dracona, który tak samo jak ja, został na święta w szkole. Natomiast on bardzo skutecznie unikał mnie. Zaczęłam się przyzwyczajać do takiego stanu rzeczy, chociaż bardzo mnie to bolało.

Z drugiej strony kim ja teraz jestem żeby móc mu cokolwiek zarzucać? Nie miałam takiego prawa. Czułam palący wstyd tego co zrobiłam, ale nie byłam w stanie mu o tym powiedzieć.
Nie tylko dlatego, że bałam się eskalacji konfliktu Potter-Malfoy, ale także dlatego, że wydawał mi się, że nasza relacja z Draco jest tak niestabilna jak nigdy. Jak domek z kart, a ja chciałam w niego wjechać czołgiem i liczyć, że wyjdzie z tego bez szfanku.

To jakiś koszmar.

Siedziałam w Wielkiej Sali przy stole podpierając ręką głowę, głęboko rozmyślając o tym niefortunnym pocałunku. Na przeciwko mnie siedział Zabini robiąc właśnie ruch na magicznej planszówce, która złudnie przypominała mugolskie monopoly, czekał teraz na mój ruch.

- Halo, Jess - pomachał mi ręką przed twarzą zniecierpliwiony. - Teraz twoja kolej.

Draco siedział dwa miejsca obok Blaise'a z nosem w książce, z której nie wyściubiał ani na moment.
I dobrze, nie musiałam przynajmniej unikać jego wzroku. Gdyż wcale na mnie nie patrzył.

- Tak, już - ruszyłam się ospale. Zamyślona wykonałam całkowicie nielogiczny ruch, dzięki któremu Ślizgon zyskał nade mną znaczącą przewagę.

Prychnął rozczarowany moimi umiejętnościami strategicznymi.

- Ludzie, co z wami jest? - obruszył się chłopak. - Wytrzymać z wami nie idzie. Idę powkurzać Krukonki w bibliotece. A wy się ogarnijcie.

Tak jak powiedział, tak zrobił. Draco nie podniósł nawet wzroku znad książki.
Wpatrywałam się w niego smutno i czułam jak narasta we mnie tęsknota za nim. Za naszymi rozmowami. Za wymienianiem czułości. Za jego uśmiechem.

Zdusiłam jak mogłam obrzydzenie do siebie przez mój ostatni wybryk.
Postanowiłam walczyć. Chcę coś zrobić, żeby było jak dawniej.

Obkrążyłam stół i przysiadłam się obok mojego chłopaka. Póki jeszcze nim był.

- Co czytasz? - zapytałam próbując swobodnie zagaić rozmowę. Natomiast stresowałam się co najmniej jakbym zdawała SUM-y.

Natychmiast zamknął książkę i schował do torby.

- Nic - rzucił obojętnie.
- Draco... - czułam jak łzy napływają mi do oczu, ale szybko je zdusiłam. - Porozmawiajmy, proszę.
- O czym?
- Ostatnio nie jest najlepiej...
- O czym ty mówisz przecież jest świetnie - jego słowa miały w sobie dużą dawkę wyrzutu. Brwi miał zmarszczone i był wyraźnie rozgniewany.
- Proszę, możemy gdzieś pójść, w jakieś... inne miejsce?
- Jak chcesz.

Udaliśmy się w stronę lochów. Chłopak cały czas był wyraźnie rozmyślny i niespokojny, nie wiem czy to nawet dotyczyło mnie, czy tym, co zajmuje mu głowę od początku roku. Bo to coś na pewno jest.

Slytherin... |2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz