Draco dochodził do siebie przez parę godzin, w czasie których był nieprzytomny.
Ani na chwilę nie spuszczałam go z oka. Cierpliwie czekałam aż się obudzi.
Pani Pomfrey poinformowała mnie, że nic mu nie będzie, a maść, którą mu przygotowuje sprawi, że blizny nie zostaną na stałe.
A blizny były wszędzie. Na całym ciele, były cieniutkie, jakby ktoś w regularnych odstępach ciął najcieńszym nożem świata. Jedną tylko miał na twarzy, na policzku, ale zaczynając od szyji odstępy między jedną, a drugą wynosiły kilkanaście cali, kończyły się aż na stopach.Gdy pielęgniarka przekonała mnie, że wyjdzie jutro... maksymalnie pojutrze w jednym kawałku, cały i zdrowy, moje emocje zaczęły się przekształcać.
Przerażenie i troska zastąpiła wściekłość. I to taka paląca aż do żył, nigdy nie czułam takiej energii, która nie zdradzała się z czegoś miłego, ale wręcz przeciwnie - z nienawiści.
Do Harry'ego.Miałam ochotę go znaleźć i przetestować na nim wszystkie tortury tego świata.
Paliła mnie chęć mordu.
Nie mogłam teraz o tym myśleć. Musiałam zająć się Draconem, ale Potter'owi tego nie odpuszczę.
Już dawno nie miałam okazji tyle czasu spędzić sam na sam z Draconem, oczywiście kontakt był jednostronny... tak samo jak poczucie świadomości, ale to wciąż było bardzo przyjemne móc być przy nim.
Profesor Snape przychodził do nas co jakiś czas. Nie wchodził do sali, ale widziałam jak zerka przez szklane drzwi.
Poniekąd było to niepokojące, kiedy dodamy do tego fakt, że wpadł wtedy do tej łazienki dosłownie przerażony, nigdy nie widziałam emocji na jego wiecznie beznamiętnej twarzy, a jednak.
Przyszedł wtedy mimo, że nikt go nie zawołał. Może był blisko i usłyszał moje krzyki? Może. Kto wie. Nie pamiętam dokładnie wszystkich szczegółów.Chciałam odgonić przykre wspomnienia, więc nie zatracałam się więcej na myśleniu o tym jak się tam znalazł, ani tym bardziej o tym co by było, gdyby się tam nie znalazł.
- Panno Watson, wie pani, że stres w połączeniu z brakiem snu nikomu nie służy, tym bardziej szkodliwe jest to dla pani. Niech pani pójdzie się przespać, zapewniam, że on przez noc nie ucieknie - uśmiechała się nade mną pani Pomfrey, kładąc mi rękę na ramieniu. Odwzajemniłam uśmiech.
- Chciałabym przy nim być kiedy się obudzi - mówiąc to ziewnęłam na myśl o wygodnym łóżku. Na tym metalowym taborecie tyłek mi drętwiał.
- I będzie pani, z samego rana. A teraz już sio, do pokoju - jej głos wciąż był uprzejmy i pełen zrozumienia.
- Jeszcze 5 minut - poprosiłam.
- Dobrze, ale później już pani nie widzę! - ton był rozkazujący, ale sama nadal była pogodna.Nie chciałam stawiać oporu, ale jednocześnie bardzo chciałam z nim zostać.
Jednakże byłam słowna. Pięć minut to pięć minut.Następnego dnia siedziałam przy nim już o świcie. Pani Pomfrey widząc mnie tylko kręciła głową i przewróciła oczami, ale miała przy tym na twarzy promienny uśmiech.
Mi oczy same się lepiły. W nocy nie mogłam spać, a jak tylko mi się udało to wciąż miałam przed oczami jak żywy obraz Dracona w kałuży krwi, także dzisiaj było bezsennie.
Słońce dopiero wychodziło znad horyzontu, a ja wiedziałam, że spędzę tu dzisiaj cały dzień nie zważając na opuszczone lekcje.
Pomyślałam, że może przy nim, wiedząc, że jest bezpieczny, będzie mi łatwiej usnąć.
Taboret był co prawda mało wygodny, ale usadowiłam się tak, żeby ciężar ciała przełożyć częściowo na jego przedramieniu, jednocześnie jego wyciągnięta dłoń mimowolnie dotykała mojej twarzy, co mnie koiło, ale gdy tylko przybrałam tę pozycję, chłopak drgnął gwałtownie.
Podniosłam się myśląc, że może właśnie się zbudził, ale jego oczy wciąż były zamknięte, za to pojawił się grymas na jego twarzy.
CZYTASZ
Slytherin... |2
FanfictionUWAGA! OKŁADKA ZOSTAŁA ZMIENIONA! Nasze czoła już się stykały. Złapał mnie w talii i czekałam aż złączy usta w namiętnym pocałunku, ale on tylko szepnął: - Dziękuję. - Za co? - zapytałam nieco zdezorientowana. - Uratowałaś mnie - oznajmił. - Przed k...