Odpowiedzi

7.8K 439 106
                                    

Otworzyłam oczy. Widziałam. Wcale nie oślepłam. Łzy ulgi i strachu spłynęły po moich policzkach. Obserwowałam żyrandol, nadal nie wie czy te kamienie są sztuczne czy prawdziwe, ale wiem, że są piękne.
- Kochanie - Draco klęczał nade mną. Oczy miał zapuchnięte lekko, też płakał. Czy jego też bolało?
Bał się mnie dotknąć, myślał, że znowu sprawi mi ból, lecz mimo, że moje ciało nadal delikatnie drgało w konwulsjach niedawno przeżytego szoku, wiedziałam, że potrzebuje jego dotyku.
Chciałam wstać, ale stałam się okropnie ociężała, nie potrafiłam się podnieść.
- Błagam cię, leż - poprosił mnie blondyn, nadal unikając kontaktu fizycznego.
- Profesorze! - zawołał, jego głos był tak przepełniony smutkiem i żalem, że zapragnęłam go pocieszyć, jednak zbyt wiele wysiłku kosztowało mnie otwarcie ust i rozmowa z zapuchniętym gardłem.
- Bardzo cię kocham - poczułam jak jego łza opada na moją dłoń.
Przyjemnie było czuć jakąkolwiek część mojego ukochanego.
Widok pięknego sufitu przesłonił mi sędziwy mężczyzna, którego bardzo dobrze znałam.
- Dotknij ją, Draco. Już jest dobrze - zapewnił go Dumbledore.
Drżąca ręka blondyna niepewnie i bardzo powoli zbliżała się do mnie.
Poczułam jego ciepły dotyk na swoim lodowatym, na wpół martwym policzku.
Zamknęłam oczy i napawałam się tą wyjątkową chwilą.
Obie jego dłonie chwyciły moją głowę, podniósł ją lekko, a nasze usta zajęły się sobą.
Łzy mieszały się z naszymi pocałunkami, tworząc słoną mieszankę uczuć. Przytulił mnie ostrożnie, jakbym była z porcelany. Położył moją głowę na swoich kolanach i całował mnie i głaskał na przemian.
- Tak bardzo cię kocham - szepnął.
Pomógł mi wstać i wziął mnie na ręce.
Żaden z goblinów nie był na swoim zwyczajnym miejscu pracy. Stali w 3-osobowych grupkach - szeptali i obserwowali mnie przenikliwie.
- Chcę na ziemię - odpowiedziałam zniekształconym głosem. Miałam mocno zdarte gardło.
Jedyne co pragnęłam to zapomnieć o tej sytuacji. Draco wyglądał na mocno nieprzekonanego, patrzył na mnie ze strachem jakbym znów miała dostać ataku. Rozumiałam go, sama byłam przerażona jak nigdy dotąd.
Odstawił mnie posłusznie, ale kurczowo trzymał mnie w pasie, skradł mi parę pocałunków, żeby dodać pewności, ale nie wiem czy mi czy sobie.
Z ulgą opuściłam bank.
- Chodźmy tutaj - zaproponował dyrektor wskazując na najbliższy bar, który świecił pustkami.
Chętnie przyjęłam propozycję.
Weszliśmy do budynku, gdzie krzesła obite były skórą, a na ścianach wisiały wypchane części najróżniejszych zwierząt - magicznych i najzwyczajniejszych. Za barem siedział szpetny mężczyzna z bliznami na twarzy, który dolewał sobie właśnie jakiegoś mocniejszego trunku, w buzi miał cygaro.
Draco posadził mnie wygodnie na ławce, a ja oparłam zmęczoną głowę o jego ramię. Albus usiadł na przeciwko mnie.
Równomierne uderzanie obcasów o drewnianą podłogę doprowadziło mnie do transu, a wyciągnął mnie z niego kobiecy głos:
- Co dla was? - zapytała wysoka brunetka żując coś co miała w buzi. Wzrok miała obojętny, ton także.
- Trzy piwa kremowe - odezwał się profesor.
- Nie mamy tego - przewróciła oczami.
- To cokolwiek, co macie najlepszego do picia - uśmiechnął się do niej przyjaźnie profesor, a ona tylko się skrzywiła i zarzuciła swoimi pięknymi włosami.
- Jessico, wiem, że jesteś jeszcze w szoku, ale musisz mi opowiedzieć o ty - zaczął przyciszonym głosem Dumbledore. - Czy ty z kimś rozmawiałaś?

Dopiero teraz uderzyło mnie to co się działo w moim umyśle. Ktoś w nim był. Nawet mi się przestawił, ale to przecież nie jest możliwe. Po prostu zwariowałam, to nie może być prawda!

- Tak - przyznałam cicho. - Rozmawiałam.
Draco złapał mnie za rękę, a ja wyprostowałam się aż nienaturalnie.
- Czy możesz mi powie...
- Pytał czy mnie boli. Mówił, że ma mnie boleć. Pokazał mi rodziców...

Nastała grobowa cisza, nie wiem czy oboje uznali mnie za wariatkę czy po prostu nie wiedzą co mi powiedzieć.
Powróciła kelnerka z naszym zamówieniem. Ich "najlepsze" picie to rozwodniona lemoniada, jak się okazuje. Wypiłam łyka, by przez chwilę nie musieć odpowiadać na pytania - to było naprawdę ohydne.
- Powiedział, że jest moim cierpieniem, nie pamiętam dokładnie - przyznałam kiedy brunetka oddaliła się na bezpieczną odległość. - To chyba był Voldemort - zakończyłam prawie niesłyszalnym, płaczliwym szeptem.
Draconowi wypadła szklanka z ręki. Rozbiła się z chukiem uderzając o ziemię.
- Jess, jesteś pewna? - widziałam jak stara się mnie wspierać, ale jego oczy wszystko zdradzały - był przerażony.
- Tak powiedział, a głos miał jak wąż.

Dumbledore nie odezwał się przez kolejne 10 minut, wzrok miał nieobecny i tylko od czasu do czasu popijał ze swojej szklanki.

Draco pocieszał mnie w ciszy głaszcząc po ramieniu, składając mi pocałunki na szyji. Słyszałam jego niespokojny oddech, czułam na skórze drżenie jego warg.

- Wracajcie do domu - wręcz rozkazał nam dyrektor.
- A co jak Jess, znowu...
- Nie dostanie przez jakiś czas kolejnego ataku, zaufajcie mi - oznajmił ciepłym, kojącym tonem dyrektor.
- Czy to naprawdę był ON, profesorze? - zapytał blondyn.
- To niestety jest możliwe.

Poczułam wielką gulę - była moim strachem. Skakała sobie od żołądka po gardło i spowrotem.

To nie możliwe. Dumbledore się myli. Tak się nie da.

Chciałam być już pod kołdrą w swoim pokoju, tam nic mnie nie dopadnie.

Wychodząc tylko dyrektor poprosił Dracona na słowo, gdy tak sobie szeptali wyszłam z baru i wbiegłam w tłum.

On mnie tu nie znajdzie, nie zaatakuje.

- Jess, zatrzymaj się natychmiast! - to Draco.
Wiem, że się mnie boi, nie czuje się przy mnie bezpieczny. Pytanie dnia: kto jest przy mnie bezpieczny? Nie chcę narażać jego ani nikogo innego. Co jeśli on się mną posłuży? Przejmie władzę?
- Zatrzymaj się! Poczekaj!
Wpadłam na starszą panią, która zaczęła wymachiwać w moją stronę laską, nie miałam czasu, żeby ją przeprosić, a nawet jakbym miała to bym i tak tego nie zrobiła ze względu na jej nieuprzejmość.

Minęłam sklep ze zwierzętami, Zonka, bar i ubrania na miarę i wiedziałam, że nie mam dokąd uciekać.

On mnie wcale szukał nie będzie. On jest ze mną, może nawet we mnie.

Poczułam obezwładniającą bezsilność. Nikt nie może mi pomóc.

- Jess, nie rób mi... tego więcej - wysapał wykończony blondyn, był lekko rozeźlony, nadal wystraszony i pełny troski.
Przytuliłam go, schowałam się za jego chudym, nikłym ciałem. Może mnie przed nim nie ochroni, ale przynajmniej da mi zapomnieć.
- Kocham cię.

Poraz pierwszy nie odpowiedział na wyznanie moich uczuć.

Slytherin... |2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz