Z głową w płomieniach

1.8K 126 12
                                    

Cała szkoła była poruszona hucznym odejściem bliźniaków. Weasley'owie zostawili po sobie pamiątki w postaci krwotoczków, łajnobomb i wysokiej poprzeczki bycia śmieszkiem roku.
Uczniowie starali się ich godnie zastąpić, ale rzadko kto mógł im choć w połowie dorównać. Jedynie Irytek, jako duch niepoczynający się do ponoszenia konsekwencji swoich czynów, potrafił zgotować Inkwizytorce prawdziwe piekło na ziemi.
W szkole roiło się od zasadzek, mdlejących uczniów i wkurzonej Umbrige. Oczywiście Draco był w siódmym niebie rzucając na prawo i lewo minusowymi punktami po przyłapaniu na jakimś niecnym czynie, nie kwapił się jednak do pomocy w syfie jakie zostawiają łajnobomby oraz głęboko już zakorzenionym bagnie na trzecim piętrze, którego Ropucha od dwóch tygodni nie potrafi odczarować.
Czułam swego rodzaju dumę w stosunku do bliźniaków, ciesząc się, że miałam okazję psocić przy tak zacnych nauczycielach.

- Myślę, że zasady dla wszystkich są jasne: żadnych samopiszących piór, przypominajek i innych wspomagaczy - mówiła jedna z obcych mi pań, należących do zewnętrznej komisji egzaminacyjnej. - Macie godzinę na napisanie testu, potem arkusze zostaną wam odebrane. Zaczynamy!
Wybił coś á La gong i wszyscy zabrali się do zadań.
Ja z przerażeniem stwierdziłam, że w głowie mam pustkę. Ręce mi się pociły z nerwów. Spojrzałam na Dracona, który całkowicie zrelaksowany bujał się na krześle i czytał pytania.
Historia magii nawet dla niego jest trudna, a zachowywał się jakby wiedział wszystko.
Jęknęłam, nieświadomie, nazbyt głośno. Mężczyzna z komisji nieprzychylnie na mnie spojrzał.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i zabrałam się za test.

- Jak ci poszło, robaczku? - zapytał blondyn.
Byłam tak załamana, że nawet nie zwróciłam uwagę na ten szlachetny przydomek.
Jęknęłam w odpowiedzi spuszczając głowę - zrozumiał mnie bez słów - podszedł i mnie przytulił.
- Mi też nienajlepiej - zakłopotał się próbując zamaskować perfidne kłamstwo. - Jutro są eliksiry, myślę, że na pewno pójdzie ci lepiej... Znaczy nam... Nam pójdzie lepiej.
Po pierwszym zawalonym teście wcale nie czułam się dobrze na myśl o kolejnym, ale nie miałam większego wyboru.

Przy praktycznym egzaminie z zaklęć wcale nie poszło mi źle, gorzej było z teorią. W trzech ostatnich pytaniach uprawiałam takie wodolejstwo, że miałam ochotę w ogóle się pod tym nie podpisywać. Kolejnego dnia zielarstwo... Równie dramatyczne co pozostałe. Jedynymi przedmiotami, które były dla mnie pewne to obrona przed czarną magią (dla sprostowania była to zasługa Harry'ego, a nie Umbrige) i może miałabym większe szanse na astronomii, gdyby nie dramatyczna scena, której byliśmy świadkiem.
Z racji tego, że aby zaliczyć tę sferę nauki musieliśmy poczekać aż nadejdzie noc, miałam dość sporo czasu na wcześniejsze przygotowanie. Wcale nie byłam zwolenniczką szukania wieczorami planet na mapie, to robiłam to na pół-śpiąco. Przed całkowitym usunięciem uchroniła mnie próba porwania Hagrida.
Na początku jedynie ledwo było widać pięć ciemnych, zakapturzonych postaci przemieszczających się w kierunku chatki pół-olbrzyma. Długo nie trzeba było czekać na rozwój sytuacji: Hagrid wyskoczył atakując obcych swą parasolką, napuszczając na nich swojego psa. Nieznajomi ciskali w niego zaklęciami. Nikt nie zwracał już uwagi na układ gwiazd, nawet egzaminator wciągnięty był w tą niecodzienną sytuację.
- ŻYWCEM MNIE NIE WEŹMIECIE - ryczał gajowy.
Znikąd pojawiła się profesor McGonagall próbująca ratować kolegę po fachu, ale została zaatakowana pięcioma oszałamiaczami naraz.
- Co za wstyd! Bezbronną! NIEUZBROJONĄ - krzyczał w ich stronę egzaminator.
Niedaleko mnie był Harry, więc obserwowałam bacznie jego reakcje, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy, abym mogła niemo go zapytać o co tu chodzi. Nim to się jednak wydarzyło Hagrid uciekł w głąb Zakazanego Lasu.
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Parvati trzymała rękę przy ustach w amoku rzucając niewypowiedziane przez nas pytania w głuchą przestrzeń: co się dzieje? Co z panią profesor? Gdzie Hagrid?
- Zostało 5 minut - wygłosił starszy mężczyzna.
Nikt jednak nie mógł pozbierać myśli i swobodnie dokończyć mapę, wszyscy zerkali w stronę chatki wciąż targani przez silne emocje.
Spojrzałam na Dracona szukając w nim pocieszenia. Zerknął na mnie tylko bez słowa, powaga w jego oczach miała oddać hołd i zrozumienie mojemu smutkowi.

Slytherin... |2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz