Rozdział 28

401 39 15
                                    

Tringa przez cały czas myślała o chwili, gdy w końcu opuszczą chłodne i wilgotne korytarze. Miała serdecznie dość otaczającego ich mroku, bo blade światło z pochodni było jedynie iskrą, która oświetlała im drogę. Próbowała wyobrazić sobie zapach powietrza. Rześki i delikatny. Wiatr delikatnie muskający twarz i wszechogarniający spokój.

Próbowała skupić na tym swoje wszystkie myśli, ale one wciąż się wymykały, zsyłając lęk i niepokój. Strach o Calthię, która przyjmując na siebie Przymierze, ściągnęła na siebie śmierć. Wszystkie przepowiednie mówiły, że dla Wybranego nie ma ratunku. Ilekroć myśli docierały do tego punktu, powoli wypuszczała powietrze i znów próbowała skupić się na zapachu kwiatów, powiewie wiatru, bezchmurnym niebie...

Po kilku godzinach przeciskania się przez tunele i wdychania odoru zgnilizny, w końcu Horvus zatrzymał się w miejscu, gdzie korytarze się rozgałęziały. Milczał, jak zwykle i tylko od czasu do czasu bardziej lub mniej mrużył oczy i ściągał brwi. Tringa widziała, jak Rask skrzyżował ramiona i cały się spiął. Postawa Horvusa denerwowała ich wszystkich, ale nie mieli wyjścia, bo sami nigdy nie odnaleźliby drogi w tym labiryncie.

– Zgubiliśmy się.

Słowa Jareda były wypowiedzianymi myślami ich wszystkich. Kapitan nie szczędził irytacji w swym tonie, a także nie zrezygnował z kpiny, gdy wypowiadał słowa niebędące wcale pytaniem.

Horvus nic nie powiedział, ale Tringa dostrzegła, jak prostuje i zaciska palce lewej dłoni w pięść.

– Sądziłem, że znasz te tunele i wiesz, dokąd prowadzą. Tymczasem, od kilku godzin chodzimy w kółko, nieprawdaż?

Jared dolewał oliwy do ognia. Kwestią czasu był tylko wybuch Horvusa, który wbrew opanowanemu wyrazowi twarzy, dusił cały gniew w sobie. Kapitan się tym jednak w ogóle nie przejmował i na nic też zdały się uspokajające słowa Raska, oczekującego jedynie konkretnych informacji.

– Coś jest inaczej – mruknął w końcu Horvus, wciąż wpatrzony w tunele przed nimi, jakby to one miały udzielić sensownych odpowiedzi. – Nie ważne, który tunel wybiorę. Zawsze wracamy w to samo miejsce.

Chłodne słowa, niski ton głosu i dezorientacja, która w końcu wypłynęła z ust ich przewodnika, sprawiły, że nawet Jared zamilkł. Tringa zauważyła, że na twarzy kapitana malowało się kolejne pytanie lub przygana, ale ostatecznie odpuścił.

Zapadła cisza, która była gorsza od krzyku i oskarżeń. Wszyscy stali tak jak Horvus, patrząc na tunele i zastanawiając się, czy kiedykolwiek opuszczą to miejsce. Nikt nie wypowiedział tych wątpliwości na głos, jakby miały stać się prorocze.

Tringa powoli odwróciła wzrok, przenosząc go za siebie, na tunel, z którego przyszli. Nim ujrzała ziejącą mroczną pustkę, poczuła dziwny podmuch lodowatego powietrza i to dziwne uczucie, że ktoś ich obserwuje. Wzdrygnęła się, mając wrażenie, że ktoś stoi tuż obok niej, szepcząc coś do ucha.

Kiedy spojrzała w tunel z początku była tylko ciemność. Jednolita, tajemnicza i straszna, a uczucie, że coś na nich wszystkich wyskoczy, coraz bardziej prawdopodobne. Wystarczyło jednak, że skupiła wzrok, aby zobaczyć ciemniejszą sylwetkę. Nieruchomą, wpatrującą się w ich wszystkich i czekającą na nie wiadomo co.

Zamrugała, jakby było to tylko omamem, chwilą zmęczenia i tkwiącego w niej niepokoju, odkąd wkroczyli w te korytarze.

Postać jednak nie zniknęła.

Zbliżyła się.

Wyraźniej dostrzegła zarys męskiej sylwetki i choć chciała krzyknąć, powiedzieć cokolwiek, aby ostrzec innych, to nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. Poczuła zimny pot przeszywający plecy i ten paniczny strach wędrujący wzdłuż kręgosłupa, gdy ponowne mrugnięcie sprawiało, że za każdym razem, gdy otwierała oczy, on był coraz bliżej.

Przymierze KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz