Rozdział 18

825 80 23
                                    

Szukając w stercie zwoi tego konkretnego, przerzucił cały ich stos. Nie zważał na pokrytą papierami podłogę, porozrzucane księgi i dogasający kominek. Rozchodzący się po pracowni chłód zdawał ignorować, choć w pewnej chwili poczuł skostniałe palce.

Zatrzymał się, opierając dłonie na dębowym stole, przenosząc spojrzenie szarych tęczówek w stronę regału. Większość półek była pusta, na części księgi poukładano jedna na drugiej, a na innych dominowały pojedyncze zwoje lub cała ich sterta utknięta ciasno. Gwałtownie ruszył w stronę regału, chwycił pierwszy wolumin, przeczytał i rzucił go na podłogę, aby natychmiast wziąć do rąk kolejny.

Na twarzy starca perliły się krople potu, które bynajmniej nie były objawem przegrzania organizmu, a raczej zdenerwowania. Kiedy wszystkie kartki spłynęły na kamienną podłogę, z całych sił uderzył obiema dłońmi o mebel, sprawiając, że zatrząsł się lekko, wprawiając w drżenie słoiki z ziołami, fiolki z płynami i inne ustawione na nim szklane naczynia.

– Sanessco.

Warknął pod nosem niezrozumiałe słowo, przecierając czoło, jednocześnie uspakajając oddech. Kiedy uznał, że panuje nad swoimi emocjami, wyprostował się dumnie, mijając regał, pojawiając się na końcu rozległej biblioteki, gdzie panował całkowity porządek.

Skinął głową królowej, która stała przed oknem naprzeciwko masywnego biurka, przy którym zazwyczaj przesiadywał. Deszcz bębnił o parapet, wybijając rytmicznie melodię. Jednak nie to przykuło uwagę starca. Wzrok Vastinei utkwiony w szarym krajobrazie za oknem wprawił go w zdumienie. Uważnie obserwowała krople, spływając po szybie, a w jej szmaragdowych oczach tlił się gniew, niczym przyczajony kot, który właśnie dostrzegł przemykającą korytarzem mysz.

– Wołałaś mnie, pani – powiedział Sanessco, wypuszczając powoli powietrze i podszedł do biurka, lustrując papiery, które na nim pozostawił.

Przez chwilę stała jeszcze nieruchomo niczym posąg, ale nagle zamrugała, przenosząc na starca spojrzenie zmęczone spojrzenie. Dopiero wówczas dostrzegł bladość cery królowej i podkrążone oczy, które na tym tle były doskonale widoczne. Westchnął, całkowicie rozumiejąc, skąd u niej to przemęczenie.

– Za kilka tygodni do zamku przybędzie Caelm z doradcą Wybrzeża, Serafinem, a także niewielkim oddziałem żołnierzy z północy. Ugościmy go, jak należy, zapewniając o prędkim przybyciu jego narzeczonej – mówiła silnym głosem, ukrywając głęboko skrywany żal. Widział to w jej spojrzeniu, choć starała się to ukryć. – Będą wystawne kolacje, tańce i muzyka. Wkrótce po księciu Wybrzeża zjawi się również Redox ze swoją świtą. Posłańcy informowali Quilliona, że Corvax przybędzie bezpośrednio w dniu podpisania traktatu. – Zmarszczyła mocno brwi, wbijając ostre spojrzenie w starca. – A słyszałeś już o nowinie? Sam lord Troxter będzie towarzyszył swemu panu. Cóż za wspaniałość, nie sądzisz? Jak myślisz, co Wschód ogłosi po przybyciu?

Dopiero wypowiadając ostatnie pytanie, zdawała się nabrać tchu i oczekiwać odpowiedzi.

– Pani, naprawdę bym chciał...

– Nie, Sanessco – przerwała gwałtownie, nawet nie próbując podnosić głosu. Ton królowej mógłby jednak przecinać stal. – Nie zamierzam poświęcać kolejnych, rozumiesz?

– Pani, robię wszystko...

– Wszystko? – Zaśmiała się, uznając słowa starca za doskonały żart. Odwróciła się, podchodząc na powrót do okna i krzyżując przed sobą ramiona. – Proroctwo zbiera swoje żniwa Sanessco. Przyrzekaliśmy to zakończyć. Czy masz jakieś nowe wieści?

Bezradne westchnienie starca było wystarczającą odpowiedzią. Vastinea opuściła głowę, mocniej zaciskając dłonie na swoich ramionach.

– Amulet nigdy nie powinien zostać stworzony. Wiedzieliśmy o tym. Oni również wiedzieli, a pomimo tego łudzili się, że będzie to takie łatwe. Umieszczenie takiej mocy w jednym przedmiocie nigdy nie kończy się dobrze – rzekła z jadem w głosie. – Głupcy. Parszywi głupcy.

Przymierze KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz