Rozdział 1

3.6K 210 239
                                    

– Kraina piasków, kamieni, cierni, wzgórz i dolin. Niewielu mogło w niej żyć, ze względu na piekielnie upalne lata, piaskowe burze i przedłużające się susze. Znaleźli się jednak tacy, którzy pozostali, odnalazłszy bogactwa, o jakich inni mogli tylko śnić. Rubiny, diamenty i inne cenne kamienie, ukryte w górach, pod piaskiem i żarem. Wokół znaleziska powstało miasto, które z biegiem lat rozbudowało się i wzrosło na sile. Armia z kamienia, bo tak nazywano tamtejsze wojska, doskonale strzegła bogactwa góry, które zdawało się nie mieć końca. Armia silna, wytrzymała na ból, ogień palący z nieba i mogąca przeżyć na niewielkiej ilości wody przez długie miesiące i bronić bram miasta przez lata. Niewielu z tych, którzy próbowali ich pokonać, wytrwało oblężenie. Wielu przestało próbować.
Tak powstało Złote Miasto. Mocna i niezwyciężona kraina.

– Czyż odrobinę nie przesadzasz, drogi Villedzie? – Czerwonobrody zaśmiał się gromko, poklepując po ramieniu chudego barda. – Nasza historia niemalże osiągnęła rozmiary legendy w twoich ustach.

Znów się zaśmiał, wznosząc kielich.

– Świętujmy, drodzy ambasadorzy i dyplomaci, moi przyjaciele. Niech gra muzyka. Dziś rozkoszujmy się świetlaną przyszłością, a nie odległą przeszłością.

To powiedziawszy, skinął w stronę orkiestry. Dźwięk harf i fletów rozbrzmiał w wielkiej Sali, którą wybudowano w samym sercu Wielkiej Góry, z dala od blasku prażącego słońca. Przyjemny chłód, ciepłe potrawy, śmiech i muzyka sprzyjały temu, czego Redox - król Złotego Miasta - pragnął najbardziej: kontroli i władzy. Szczycił się gościnnością, ale tylko dlatego, że uwielbiał patrzeć na miny zaproszonych dyplomatów, gdy dostrzegali ogromne kamienie szlachetne, wystające wprost ze ścian. Blask pochodni, lśniący w kolorowych klejnotach, jeszcze bardziej przykuwał ich uwagę.

Tak – pomyślał, patrząc na dygnitarzy, upajających się jego bogactwem - to dobry dzień, aby podwoić wpływy po zawarciu traktatu.

Uśmiechnął się szeroko, znów wznosząc kielich wina, ujrzawszy żonę ambasadora Calletoni. Skinął lekko głową, gdy przechodziła obok, ale jego wzrok już dawno spoczął na jej obfitych piersiach. Kiedy przeszła, odnalazł swego zaufanego generała i dał mu znać, aby się zbliżył.

– Tak, panie? – spytał Garong, przykładając pięść do piersi.

– Czy dyplomata Sayers już przybył? – spytał, rozglądając się lekko. – Wkrótce rozpocznę przemówienie. Chciała podziwiać zachodnią część mej krainy, ale to chyba już lekka przesada. Czy ktoś jej towarzyszył? Nie chciałbym, aby w tak znakomitym dniu komuś coś się stało. Szczególnie dyplomacie sąsiedniej krainy.

– Jakże mnie cieszą pańskie słowa, królu. – Stanowczy, a zarazem dźwięczny głos, rozbrzmiał tuż za plecami Redoxa. Czerwonobrody odwrócił się, przybierając swą najszczerszą i najweselszą minę.

– Księżniczka Sunrise – rzekł, dumnie prężąc swą umięśnioną pierś. – Cóż cię tyle zatrzymało, że docierasz na moją ucztę dopiero teraz? Nie przypominam sobie, abyś kiedykolwiek spóźniła się na tak wielką uroczystość.

Młoda kobieta uśmiechnęła się przepraszająco, kłaniając lekko. Władza, pomyślał, gdy uniosła na niego szmaragdowe oczy. Pragnął kontroli i posłuszeństwa, chcąc aby każdy się przed nim kłaniał. Szczególnie ta pyskata księżniczka.

– Wybacz, Panie, ale ziemie wokół Złotego Miasta są tak niesamowite, a góra kryje tyle zakamarków, że nie byłam w stanie oprzeć się temu całemu pięknu. – Dopiero po tych słowach wyprostowała się i uśmiechnęła lekko.

Redox zaniemówił na chwilę, która dla niego zdawała się wiecznością. Znał tę dziewczynę od lat, ale wciąż nie mógł się nadziwić na jak piękną kobietę wyrosła. Śmiało mógłby powiedzieć, że mało kobiet, które znał - a znał ich naprawdę wiele - mogłoby przyćmić urodę księżniczki Sayers. Żałował, że suknie, które zakładała, nigdy nie ukazywały zbyt wiele. Chociaż z drugiej strony, gdy przemawiała głosem swej krainy, mógł rozmyślać o jej ukrytych walorach. Z jednej strony kobieta, która teraz przed nim stała, szczególnie go intrygowała, ale jednocześnie irytowała. Jak na swój wiek była nie tylko mądra i błyskotliwa, ale posiadała niezwykle cięty język i była diabelnie uparta. Jej ogromny dar przekonywania zaskakiwał najstarszych dyplomatów. Czasami żałował, że nie jest choć trochę naiwna i łatwowierna. Wówczas bowiem nie stanowiłaby tak dużego zagrożenia. Odchrząknął, sięgając po kielich wina od przechodzącego z tacą sługi. Podał go dziewczynie, uśmiechając się szeroko.

Przymierze KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz