Rozdział 9

962 92 38
                                    

Było słoneczne popołudnie. Jeden z tych spokojnych i ciepłych letnich dni. Leżała na łące, patrząc na kolorowe kwiaty, kołysane przez wiatr. Słodka woń unosiła się w powietrzu. Otaczała ją. W oddali słyszała odgłosy miasta. Śmiech ludzi, rozmowy sklepikarzy z klientami, zabawy dzieci i tętent kopyt po brukowej ulicy. Po drugiej stronie rozpościerał się zamek i odgłosy ćwiczących rycerzy. Szczęk uderzanych mieczy, metalu o tarcze i zgrzyt zbroi. Zauważyła, że gdy mocniej skupiła uwagę na jakimś miejscu, mogła dostrzec ludzi się tam znajdujących. Obrazy były niewyraźne, jakby postacie poruszały się we mgle. Czuła jednak, że jeżeli będzie ćwiczyć, może kiedyś...
Zachichotała, wpatrując się w motyla, który wylądował tuż przed nią na jednym z kwiatów. Odgłosy miasta i ćwiczeń ucichły. Skupiła się na dźwiękach natury. Szumie wiatru, potoku spływającego z gór i spadających kamieni. Przeturlała się na plecy i spojrzała w niebo. Wiatr poruszał chmurami, które co chwilę zmieniały swój kształt.
- Wszędzie cię szukałam.– Usłyszała nagle znajomy głos.
Kobieta w jasnej sukni przysiadła obok i uśmiechnęła się, pochylając nad młodą twarzyczką. Widząc pełną radości twarz i te lśniące szmaragdowe oczy, zachichotała jeszcze głośniej, czując łaskotki pod pachami.
– Stąd najlepiej wszystko słychać – powiedziała z szerokim uśmiechem mała dziewczynka.
– Słychać? – twarz kobiety przybrała zaskoczony grymas. Wyprostowała się, odsuwając kosmyk włosów z twarzy córki. – Co masz na myśli, skarbie?
– Wiatr niesie dźwięki, słychać miasto i zamek – dziewczynka usiadła. – Wybacz, że nie przyszłam, gdy wołałaś mnie z balkonu, ale tu mogę mieć oko na wszystko. Wiesz, że piekarz znów przygotował moje ulubione bułeczki. Niedługo je przywiozą. Araneus musi uważać na lewą stronę, gdyż zbyt nisko opuszcza tarczę i łatwo go pokonać. Ciągle przeklina pod nosem, gdy jego przeciwnik to zauważy.
Trajkotała dźwięcznie, obserwując miasto położone w dole. Wciąż czuła obecność brata, jakby ćwiczył walkę tuż obok niej. Zamrugała, odwracając twarz w stronę matki, gdy ta położyła dłoń na jej ramieniu. Zmrużyła oczy, widząc wyraz szmaragdowych oczu. Jeszcze przed chwilą były pełne szczęścia, a teraz takie poważne, chłodne i obce.
– Calthia... – głos kobiety nie mógł ukryć smutku. – Czy mówiłaś to komuś?
– Tylko tobie, mamo. Wcześniej odgłosy nie były tak bardzo wyraźne. Zauważyłam, że jak się odpowiednio skupię, to mogę słyszeć wyraźniej miasto lub to, co dzieje się w zamku. Czy zrobiłam coś złego?
Kobieta przetarła szmaragdowe oczy i objęła córkę. Dziewczynka czuła drżenie jej ciała i narastający smutek.
– Nie, króliczku – powiedziała cicho. – Nic złego. – Nagle odsunęła się na tyle, aby spojrzeć dziewczynce prosto w oczy. – Zapamiętaj, proszę to, co teraz ci powiem. Nikomu o tym nie mów, rozumiesz? Nikomu.
Wiedziała, że to bardzo ważne, bo jej mama nigdy tak na nią nie patrzyła. Z takim lękiem. Z takim bólem. Słowa wypowiedziała stanowczo, ale w tych zawsze szczęśliwych szmaragdowych oczach, po raz pierwszy zauważyła ból.
– Czy to będzie nasza tajemnica?
– Tak, króliczku. Nasza tajemnica.
– Dobrze, mamo.
Vastinea mocno przytuliła córkę, a później wyszeptała słowa, których dziecko nie mogło zrozumieć. Słowa sprawiły, że dziewczynka poczuła się senna. Zamknęła szmaragdowe oczy i poczuła się jak we śnie.
Jak we śnie... To tylko sen... Sen, gdy miała siedem lat... Tylko Sen...

 Tylko Sen

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Przymierze KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz