Siedział spokojnie w jadalni na krześle, które zajmował niezliczoną ilość razy przez ostatnie lata. Zawsze wyczuwał w tym miejscu ciepłą atmosferę. Życzliwe uśmiechy, rozmowy przy przepysznych potrawach i ta radość księżniczki, która zarażała wszystkich wokół.
Pamiętał chwile, gdy była mała i zawsze zapraszano go do wspólnego posiłku. Calthia upierała się, żeby siedział obok niej i opowiadał o magicznych stworzeniach lub historie o odległych krajach, które zwiedził. Księżniczka zawsze spoglądała na niego z wiarą i zaufaniem, którego nikt inny mu nie ofiarował w takiej ilości.
Biło od niej ciepło, radość i ta pewność, że świat jest przyjazny, gdziekolwiek by się nie powędrowało.
Tak, wtedy to były inne czasy. Dziecięce lata pełne nadziei i naiwności.
Upił łyk wina, obserwując Corvaxa Crow siedzącego na szczycie stołu i pochłaniającego kolację. Wszystko wyglądało jak zawsze. Służba stała kilka kroków od stołu, aby w każdej chwili służyć pomocą lub dolaniem wina. Zapachy unosiły się po komnacie tak jak kiedyś.
Z tą tylko różnicą, że to miejsce już nie przypominało tego, które odwiedzał przez lata.
Redox siedział naprzeciwko niego. Powoli obgryzał kawałki pieczonej kaczki, zagryzając ziemniakami i popijając winem. Kilku rycerzy Złotego Miasta stało przy drzwiach, jakby w każdej chwili miał nadejść wróg, przed którym mieliby bronić swego władcy.
Troxter zasiadał po prawej stronie Corvaxa i z niebywałym spokojem konsumował swój posiłek. Od czasu do czasu machał ręką i unosił pusty kielich, aby służba go uzupełniła. Bez płaszcza wyglądał na niższego i mniej krępego. Sanessco mógłby wręcz powiedzieć, że wygląda mizernie w czarnej koszuli i skórzanych spodniach. Tak zwyczajnie.
Jedynie oczy lorda kazały mieć się na baczności. Odkąd Troxter przybył do Sayers, jego oczy pozostawały czarne. Nawet na chwilę nie odzyskiwały swego pierwotnego, naturalnego koloru. Były czarne, jak smoła i miało się wrażenie, że widzą wszystko. Nie tylko to, co przed nimi, ale wszystko dookoła i znacznie dalej.
– Muszę przyznać ci rację, drogi doradco Sayers – mruknął Corvax, upijając łyk wina i wycierając rękę w białą serwetę, którą odłożył obok talerza. – Zabicie służby i kucharzy, byłoby olbrzymią stratą. Przekonałeś mnie, że zachowam ich do samego końca, a być może sprowadzę do Ravenguard, bo jedzenie tutaj jest o niebo lepiej doprawione.
Uśmiechnął się.
Sanessco mógłby powiedzieć, że nawet przyjaźnie i ciepło, ale zbyt dobrze znał Władcę Wschodu. Wiedział, że taki wyraz twarzy jest tylko grą, która ma uspokoić wszystkich wokół, gdy on będzie zbierał najlepsze kąski. I nie miał tu na myśli tych wszystkich potraw, a zaszczyty i władze, których tak pragnął.
– Przechodząc jednak do spraw istotnych – podjął Corvax, odchylając się na krześle lekko do tyłu. – Jakie wieści masz od Wybranej? Bo nie zaprzeczę, że chciałbym usłyszeć, że jest już w drodze do domu.
Sanessco wyczuł nacisk na ostatnie słowa. Wyczuł podenerwowanie Władcy Wschodu i całkowicie je zignorował.
– Niestety, wciąż przebywa w Xareth – odrzekł Sanessco, zaskoczony własną obojętnością w głosie. – Nie wyczuwam również amuletu. Jego moc wciąż jest rozproszona.
Tak wyraźnie wyczuwał jego gniew. Narastający i pałający rządzą zmiażdżenia wszystkiego, co go otacza. Jednak nawet wtedy, gdy Troxter odłożył sztućce i przeniósł na niego wzrok, sam nie czuł zupełnie nic. Nie było strachu. Nie było obawy o własne życie. Nic.
CZYTASZ
Przymierze Krwi
FantasyKsiężniczka? Królewskie maniery? Książę i miłość od pierwszego wejrzenia? Przymierze Krwi to historia o księżniczce, która bynajmniej nie przepada za balami, pięknymi strojami i nie marzy o księciu na białym koniu. Calthia Sunrise jest dyplomatą jed...