Rozdział 16

688 72 11
                                    

Dudniące kroki odbijały się echem w długim, ciemnym korytarzu. Trzymając w dłoni lampę z lśniącym kamieniem, Keron dość szybko i sprawnie przemierzył drogę do hebanowych drzwi, przedostając się nimi na kręte schody, prowadzące na sam szczyt wieży. Doradca Redoxa nie raz uskarżał się na stawy i obolałe kolana, ale gdy sprawa wymagała pośpiechu, zdawał się zapominać o bólu i niedogodnościach. Co poniektórzy uznawali, że Keron udaje i ma więcej energii, aniżeli można było przypuszczać na pierwszy rzut oka. Nikt jednak nie powiedział starcowi tego prosto w twarz.

Otwierając właz na sam szczyt, zarzucił kaptur, chroniąc głowę przed chłodem. Czarny ptak już czekał, przestępując z jednej nogi na drugą, ruszając łebkiem i obserwując uważnie starca paciorkowatymi oczami. Keron uśmiechnął się pod nosem, podchodząc do kruka, który w tamtej chwili zaskrzeczał rozdrażniony, dając wyraźny sygnał swego zniecierpliwienia.

– Spokojnie, spokojnie – mruknął starzec, sięgając po okrągłe pudełko z kieszeni szat. – Mam twój ulubiony przysmaczek.

Ptaszysko na widok otwieranego puzderka podskoczyło uradowane, lekko rozkładając skrzydła. Wydało z siebie zadowolony jazgot, gdy Keron wysypał smakołyki na murze. Doradca Redoxa przez chwilę patrzył, jak kruk zaczynał konsumować żywe larwy i robaki. Lśniące czarne pióra były w nadzwyczaj dobrej kondycji, pomimo że zwierzę przebyło wiele mil, aby się tu dostać. Wielkość ptaka również była imponująca. Keron nigdy wcześniej nie spotkał się z tak ogromnym stworzeniem z gatunku krukowatych. Rozpiętość skrzydeł szacował na około dwa metry, a same szpony stanowiły idealną broń. Do tego spojrzenie czarnych niczym noc oczu, które zdawało się, że przeszywało nie tylko ciało, ale również duszę na skroś, jakby patrzył na niego sam Stwórca. Starzec wiedział jednak, kto w rzeczywistości spogląda na świat tymi oczami. Wiedział, kto ma szpiegów na całym kontynencie w postaci ptaków, na które mało kto zwraca uwagę. Szybują w przestworzach, żywią się resztkami i stanowią codzienny widok w każdym miasteczku i wsi. On sam zawsze spoglądał na nie z niepokojem.

Keron zwinnie odczepił z nogi ptaka niewielką metalową zawieszkę, zacisnął ją w sękatej dłoni i odetchnął ciężko. Nie zwlekając dłużej, starzec ruszył w drogę powrotną po krętych schodach, minął długi korytarz i przedostał się do oficjalnej części zamku. Nie zwracał uwagi na strażników, których mijał lub służki, które momentalnie się zatrzymywały i kłaniały z należytą godnością. Nie zwrócił uwagi na zdobione gobeliny, kryształy najlepszej jakości wtopione w ściany i obrazy przodków jego Władcy, oprawione w zdobione ramy i doskonale komponujące się z kryształowymi elementami na ścianach. Keron sam pilnował, aby wszystko zawsze było na właściwym miejscu i dobrze do siebie pasowało. Przechodząc, niemal za każdym razem sprawdzał, czy służące prawidłowo wykonują swoją pracę, czy ramy wiszą prosto, czy kryształy są wyczyszczone. Tym razem jednak ignorował wszystko i wszystkich na swej drodze, mocno ściskając metalową zawieszkę i udając się bezpośrednio do głównej komnaty spotkań Władcy Złotego Miasta. Strażnicy natychmiast otworzyli przed doradcą duże drewniane drzwi, zamykając je za nim z głuchym hukiem.

Rudobrody stał oparty o masywny stół, gdzie rozłożono mapy i zwoje, a także kilka ksiąg. Kiedy Keron do niego podszedł, nawet nie przyglądał się, co konkretnie ogląda Władca Złotego Miasta. Oddychając ciężko, przysiadł na obitym miękkim materiałem krześle, przecierając spoconą twarz białą chusteczką.

– Quillion coś podejrzewa – mruknął Redox, nie odwracając wzroku od map Zachodu. Zmarszczka między brwiami była wyraźnie widoczna, gdy mrużył oczy i nad czymś rozmyślał. – Jakie wieści ze Wschodu?

Keron odetchnął przeciągle, otwierając metalową tubę, w której ukryto wiadomość. Powoli i uważnie przeczytał zawartość. Jego twarz gwałtownie zbladła i bynajmniej nie ukrywała zaskoczenia, co nie uszło uwadze Redoxa. Czerwonobrody odebrał skrawek papirusu, zagłębiając się w jego treści.

Nagłe uderzenie dłoni Redoxa o drewniany blat sprawiło, że Keron aż podskoczył. Niewiele brakowało, a spadłby z krzesła, ale w ostatniej chwili zdołał utrzymać równowagę.

– Panie... – zaczął starzec podenerwowanym głosem, ale nie dane mu było dojść do słowa.

– Podałem im ją na tacy. Tak jak chcieli – warknął Redox, raz jeszcze uderzając w blat zaciśniętą pięścią. – W miejscu, które sami wybrali. Co jest trudnego w pojmaniu dziewuchy i sprowadzeniu jej do mnie?! Jak jedna kobieta może zbiec żołnierzom Troxtera i zbrojnym Wschodu?! Ponoć Corvax miał wszystko doprecyzowane! Jak zatem uciekła?!

– Panie...

– Plotki o zdradzie Sayers rozprzestrzeniają się po Zachodzie niczym zaraza. – Redox odszedł od stołu, podchodząc do ogromnego okna, patrząc na nadchodzący świt. Jego czerwona broda i kędzierzawe włosy nabrały jeszcze bardziej intensywnej barwy przez rzucany blask pomarańczowych i krwistych kamieni wtopionych w ściany. – Quillion wzmocnił obronę granic bardzo subtelnie. Nawet jeżeli coś podejrzewa, nie daje tego po sobie poznać. Pięciuset żołnierzy Wschodu, którzy mieli wzmocnić ochronę południowych ziem, są już w Sayers. Traktowani jak goście, a jednocześnie bacznie obserwowani. Wyznaczono dla nich osobne koszary, gdzie są pilnowani, a jednocześnie mają zapewnione wszelkie wygody. Quillion sprawia wrażenie jakby miał wszystko pod kontrolą i nie można zarzucić mu niczego niestosownego, poza działaniami jego córki na Wschodzie. Miały być poważne oskarżenia, a księżniczka miała stanąć przed sądem w dniu traktatu, przywleczona przez samego Corvaxa Crow. Teraz zmieniają plany, bo nie mogą jej dorwać?! – krzyknął, zaciskając w dłoni pergamin z wiadomością.

– Panie... – Przez chwilę było widać, że Keron nad czymś się zastanawia, jakby nie był pewien, czy może sobie pozwolić na zadanie tego pytania. Jego skronie spociły się i musiał ponownie przetrzeć całe czoło chusteczką. Przełknął ślinę, oblizując suche usta, zdobywając się na odwagę. – Panie, jeżeli można... Jaką zatem decyzję podejmiesz w sprawie...?

– ...wypowiedzenia jawnej wojny Sayers? – dokończył Redox, powoli odwracając się w stronę swego doradcy. – Ocaliła w Silvercore byłego generała, który przed laty doprowadził do buntu na Wschodzie. Corvax ma przedstawić dowody na zdradę Sayers w dniu traktatu. Nie wiem, czy do tego czasu uda się schwytać księżniczkę, ale przecież istnieją inne sposoby, aby zmusić króla Quilliona do współpracy, nieprawdaż? – Redox uśmiechnął się podstępnie.

– Veridax jest na Wybrzeżu i potwierdził, że wszystko jest gotowe – powiedział Keron, przysuwając się do stołu.

– Przekaż mu, że oczekujemy na przesyłkę.

– Miejsce pozostaje bez zmian? – Redox w odpowiedzi kiwnął tylko głową. – Nakażę, abyś Panie przed wyruszeniem do Sayers otrzymał królewski pierścień. Quillion nie może mieć żadnych wątpliwości.

– Doskonale. – Redox skrzyżował ręce na piersi. – Księżniczka nie dała nam wyboru. Pokazała, że to jej kraj chciał wszystkich omamić i zdobyć nieograniczoną władzę kosztem pozostałych krain. Nie możemy do tego dopuścić, bo najbardziej zależy nam na pokoju. – Redox uśmiechnął się perfidnie dumny ze swego podstępu. – Nie mniej jej samej jestem w stanie wiele wybaczyć. Dlatego nie zgodzę się na żadne ustępstwa wobec swej nagrody, która została mi obiecana.

– Panie, jeżeli chodzi o księżniczkę, Corvax wyraźnie zaznaczył, że...

– Corvax niespodziewanie zmienia plany, na które przystałem. Powiadom Wschód, że wciąż oczekuję na mą zapłatę i nie godzę się z żadnymi ustępstwami. Moja armia będzie gotowa. Mam nadzieję, że słowo dane przez Corvaxa Crow także.

– Tak, panie.

Keron zaczął kreślić słowa na świeżym papirusie, dopełniając wszelkich dostojnych zwrotów. Redox w tym czasie podszedł do okna, otwierając je na oścież, wdychając zachłannie świeże powietrze i uśmiechając się coraz szerzej. Spoglądał na miasto witające nowy dzień, widząc oczami przyszłości, że jego granice sięgną znacznie dalej. Widział siebie na tronie i władającego całym Zachodem. Nie przeszkadzała mu nawet myśl, że będzie pełnił rządy w imieniu Corvaxa Crow. To nie miało znaczenia, gdy to on będzie dzierżył jedyną koronę po tej stronie gór, a u jego boku zasiądzie ta wyszczekana księżniczka. Nie mógł się doczekać chwili, gdy król Quillion zapłaci za odmówienie mu ręki swej córki.

– Słono zapłaci – mruknął pod nosem Redox, słuchając jak Keron czytał wiadomość przygotowaną do Władcy Wschodu.

Przymierze KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz