Rozdział 4

1.3K 117 97
                                    

Wchodząc do swojej komnaty, szybkim ruchem zamknęła drzwi na klucz. Odłożyła torbę na łóżko, po czym zaczęła wyciągać z szafy kilka ubrań, aby tylko zająć czymś myśli. Nie mogła przestać myśleć o tym, co powiedziała jej matka. Dla królowej wszystko było proste – życie księżniczki, bankiety, uśmiechy, piękne stroje. W tym wszystkim był najważniejszy odpowiedni mąż na wysokim stanowisku.

Złość to jedyna emocja, która wówczas towarzyszyła Calthii, dlatego musiała skupić się na czymś, aby rozładować narastającą wściekłość. Przebrała się w czarne spodnie, założyła białą koszulę, a na nią cieplejszą czarną tunikę i skórzaną zbroję. Nie mogła zapomnieć o dwóch sztyletach, które zawsze miała przy sobie w podróży. Na chwilę zatrzymała wzrok na śnieżnobiałych ostrzach i na rękojeści obwiązanej zwykłą brązową skórą. Nic nadzwyczajnego, przynajmniej na pierwszy rzut oka, pomyślała, chowając broń przy pasie. Sztylety dzięki swej lekkości i niezwykle ostrej klindze były doskonałą bronią, dzięki której nie raz uszła cało z tarapatów.

Stanęła przed lustrem, rozpuszczając włosy, przeczesując je szybkimi ruchami szczotki i spięła ciemnobrązowym rzemykiem w wysokiego kuca. Wówczas zatrzymała się na chwilę, patrząc na swoje odbicie. W niczym nie przypominała księżniczki. Nigdy nie zależało jej na wystawnych balach, nie oblewała się rumieńcem na widok książąt, nie plotkowała z innymi dwórkami i nie czekała na dzień, w którym przyjdzie jej poślubić wybranka dla dobra relacji dyplomatycznych Sayers. Tak, zdawała sobie sprawę, że ten dzień nadejdzie, ale odwlekała go możliwie jak najbardziej.

Zmrużyła szmaragdowe oczy, tak bardzo podobne do tęczówek jej matki, odetchnęła ciężko, podchodząc i siadając na skraju łóżka.

Od zawsze Sayers było dla niej najważniejsze. Możliwość ochrony kraju poprzez zawieranie poprawnych relacji politycznych, sprawiało dziewczynie ogromną radość. Przez ostatnie lata starała się, aby Zachód się zjednoczył i w razie potrzeby, wzajemnie się wspierał. Wszystko po to, aby stać się silnymi krainami przeciwko ewentualnemu atakowi ze Wschodu.

Corvax Crow wyszedł z propozycją zawarcia pokoju. Calthia nie do końca chciała w to wierzyć, jednak możliwość swobodnego podróżowania po drugiej stronie gór Cargo, była niezwykle kusząca. Szczegółowo sprawdzała każde informacje płynące ze Wschodu, dlatego nie mogła uwierzyć w to, co powiedział jej Keron, a mianowicie, że Władca Wschodu zmierza do wojny.

Przeniosła wzrok w stronę nocnej szafki, powoli otworzyła dolną szufladę i wyjęła ukryte dno, po czym wyciągnęła ze skrytki srebrzystą maskę. Nie wiedziała, jak długo wpatrywała się w ten kawałek metalu. Przedmiot był chłodny w dotyku, niemal lodowaty. Jego gładka powierzchnia odbijała obraz niczym lustro. Calthia korzystała z niej kilka razy. To jednak wystarczyło, aby znienawidzić uczucie, które temu towarzyszyło. Tym razem nie miała wyboru. Potrzebowała szybko przedostać się na Wschód.

Poczuła skręt żołądka i zimny pot na plecach, szybko odrzucając uczucie strachu. Nie mogła się mu poddać. Musiała skupić się na zadaniu. Na niczym innym. Wątpliwości zostawiła za sobą. Jak zawsze. Liczyło się tylko to, co powinna zrobić. Wyciągnęła z kieszeni torby skórzany woreczek. Nie zaglądając do środka, umieściła go w lewym bucie, wewnątrz ukrytej kieszeni.

– W porządku – szepnęła, odkładając na chwilę maskę, wstała i sięgnęła po leżącą na łóżku, cieplejszą czarną kurtkę. – Pora zmierzyć się z tym, co czeka po drugiej stronie.

Raz jeszcze sprawdziła zawartość torby. Suchy prowiant na drogę, ubranie na zmianę i mikstury od Sanessco na początek w zupełności miały wystarczyć. Na Wschodzie mogła zawsze zrobić nowe zapasy i przygotować własne leki, choć miała nadzieję, że nie będą potrzebne.

Przymierze KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz