Rozdział 22

732 69 41
                                    

Calthia oddychała ciężko, zasłaniając usta kawałkiem materiału z oderwanej koszuli. Dym był wszędzie, dusząc i podrażniając oczy. Rask, Jared i Tringa biegli przed nią, a ona starała się nie stracić ich z oczu.

Rozchodzące się wokół krzyki, oddalały się, ale odór palonych ciał wciąż ją prześladował. Niektórzy żołnierze, chcąc uniknąć spalenia, skakali z murów, a ich ciała z głuchym plaśnięciem roztrzaskiwały się o ziemię. Powtarzała sobie, że musi skupić się na ucieczce, oddaleniu się od Songard, ale myślami wciąż była przy nim. Strach, że to jego krzyki, jego ciało łamie się i uderza z głuchym chrupnięciem, odbierał dech. Nie mogła pozbyć się wizji martwych błękitnych oczu, wpatrzonych w czarne niebo.

Widziała Raska i Jareda, którzy odpierali ataki nielicznych żołnierzy na głównym trakcie, gdy pozostali, usłyszawszy pierwszy wybuch, musieli ruszyć na pomoc przy gaszeniu pożaru. Starała się nie patrzeć na płonącą bramę. Odrzucała od siebie myśli, które wciąż powracały, tak jak wyraz zmartwienia na twarzy Strike'a, gdy widziała go po raz ostatni. Czuła żar płonącej łuny, którą niósł wiatr, mrużąc oczy i przeganiając te cholerne łzy, zanim zdążyły spłynąć po policzkach.

Brakowało tak niewiele, aby skryli się pośród drzew, zbiegając z głównego taktu, gdy poczuła przeszywający ból wzdłuż kręgosłupa i ból głowy rozpierający czaszkę, jak nigdy dotąd. Przeczucie, które zwykle ostrzegało, tym razem wrzeszczało na cały głos. Było jednak za późno na jakikolwiek ruch, gdy usłyszała potężny huk i poczuła podmuch powietrza, który ściął ją z nóg.

Brakowało tak niewiele...

***

Oddychaj.

Oddychaj. Powoli. Oddychaj. Ból minie. Nie pozwól, aby moc przejęła kontrolę. To ty masz nad nią zapanować.

Oddychaj.

Powoli

Słyszała te słowa w dniu, w którym pierwszy raz ujrzała ludzi Troxtera pod Solche i miała się z nimi zmierzyć. Wtedy brzmiały uspakajająco, wskazywały właściwą drogę, niczym lekcja, którą powinna zapamiętać. Teraz gdy pył wzbijał się ku niebu, a ona wciąż słyszała pisk w uszach, słowa rozbrzmiały twardo i jadowicie, jakby niczego nie zdołała się nauczyć.

Gwałtownie odsunęła materiał z twarzy, zanosząc się spazmatycznym kaszlem, aby złapać choć pojedynczy oddech. Miała wrażenie, że coś ją przygniata, odbiera siłę i każe pozostać w jednym miejscu. Powietrze gęstniało, wibrowało, a wokół pojawiła się ta sama pajęczyna energii, którą wyczuwała w Silvercore. Tym razem było jednak inaczej, jakby ktoś skupił całą moc na niej i przytrzymywał.

Jak miała to pokonać? – spytała samą siebie, z całych sił opierając dłoń o ziemię i próbując się podnieść.

Przez chwilę, gdy dźwięki otoczenia zaczynały powracać, słyszała uderzenia stali o stal. Zgrzyt metalu zawibrował w jej uszach przeciągłym piskiem. Każda próba dźwignięcia ciała spełzała na niczym. Czuła tylko przytłaczające napięcie mięśni i pot perlący się na twarzy, ale nie mogła się ruszyć.

Uniosła wzrok, widząc jasną łunę ognia, oświetlającą okolicę swym krwistym blaskiem. Nie usłyszała zbliżających się kroków, ale poczuła gwałtowne szarpnięcie, gdy czyjaś ręka chwyciła ją za włosy i pociągnęła w górę. Ciemna maź przepływała w białkach żołnierza Wschodu, jakby żyła własnym życiem, a tęczówki niczym nie różniły się od źrenic.

Żołnierz ze specjalnych oddziałów Troxtera miał skupiony i nieruchomy wyraz twarzy, pomimo wielu ran, które widniały na jego obliczu i ciele, jakby stał zbyt blisko miejsca wybuchu. Na jego rękach i ramieniu również widniały ślady po poparzeniach tam, gdzie znajdowała się czarna zbroja, materiał stopił się wraz z ciałem. Pomimo tego człowiek ten nie wykazywał oznak bólu.

Przymierze KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz