> 24 <

660 68 11
                                    


Siedziałem owinięty kocem w fotelu, w salonie Johnnego. Rzadko przychodziliśmy właśnie do niego, miejscem spotkań był zazwyczaj dom mój lub Jaehyuna, ale po prostu napisał żebyśmy wpadli.

Wendy i Jaehyun stali na balkonie, paląc papierosy, a Suh spoglądał w telefon Tena i razem coś oglądali.

Byłem też ja. Siedziałem z zamkniętymi oczami, słuchając piosenek, które przewijały się z jakiejś playlisty. Każdy wiedział o moim nie najlepszym humorze, ale nikt nie pytał. Marka nie było, choć on zawsze był pierwszy do naszych spotkań. Z jednej strony martwiło mnie to, czemu go nie ma. Natomiast z drugiej domyślałem się, że to przeze mnie. Przecież nie chciał się ze mną widzieć, a obecność reszty wcale tego nie zmieniała.

Westchnąłem głośno i nadal owinięty kocem wyszedłem na balkon, wsuwając się między stojącą tam dwójkę.

– Cześć młody, co tu robisz? – odezwała się Wendy.

– Przyszedłem z wami pogadać, bo Johnny i Ten są zajęci chcichotaniem do telefonu.

Gdzieś w głębi serca im tego zazdrościłem. Byli tacy prości. Ten znał się z nami krótko, a już zdążył zgarnąć sympatię każdego, a szczególnie tą Johnnego. Oni nie mieli takiego problemu jak ja.

– Dlatego związki są do bani – Jaehyun strzelił palcami, a mnie aż przeszły ciarki słysząc ten okropny dźwięk.

– Gadasz tak, bo nikt nie chce być z wiecznie smutnym studentem fotografii, którego jedyną pasją jest palenie i jedzenie suchych bułek na śniadanie – parsknęła Son, a ja jej zawtórowałem.

– Lubię suche bułki – odparł nie wzruszony – Poza tym ten smutny student też nikogo nie szuka.

– A ty Wendy? – zapytałem.

– Zawsze trafiam beznadziejnie, wiesz? – parsknęła – Mój pierwszy chłopak mnie zdradził, drugi po kilku miesiącach stwierdził, że kocha swoją byłą, a trzeci był trzy lata młodszy. Nie to, że jego wiek mi przeszkadzał, ale zachowywał się jak skończony idiota. Chciałam chłopaka a nie wyrośniętego syna.

– Och – westchnąłem – Nigdy o tym nie mówiłaś.

– Bo nie ma się czym chwalić. A ty Hyuckie? Lubisz kogoś? – uśmiechnęła się.

Spojrzałem przed siebie. Nie wiedziałem co powinienem jej odpowiedzieć. Czy po prostu przyznać się, bo Jaehyun i tak już wiedział, czy ukryć to, żeby wiedziało jak najmniej osób.

– Może.

– Ach, czyli tak. Przede mną się nie ukryjesz mój drogi – skarciła mnie palcem – Kto to? Ta dziewczyna z którą wychodzisz?

– Bonnie to tylko koleżanka – wymamrotałem.

– Jasne, nie okłamuj mnie.

– Daj mu spokój, to nie Bonnie – odkaszlnął Jung.

– Co? On wie a ja nie? Donghyuck, myślałam, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi na zawsze – oburzyła się i uderzyła mnie w ramię, a ja cicho się zaśmiałem.

– Dowiedział się... przypadkiem.

– No więc kto to? Co to za dziewczyna? A może chłopak? Jestem otwarta na wszystko – uśmiechnęła się.

Westchnąłem cicho. Znów przemyślałem wszystkie za i przeciw, aż w końcu wymamrotałem:

– Chłopak.

– Naprawdę? Świetnie! A kto to? Znam go? Jak ma na imię?

Spojrzałem na jej podekscytowaną minę i aż sam się uśmiechnąłem. Wendy była naprawdę wielka. Zawsze poprawiała mi humor i do tego w każdym miesiącu mieliśmy wspólny dzień, który cały spędziliśmy razem.

– Mark.

– Mark? Jaki? – zmarszczyła brwi.

– Ten nasz Mark Lee, głupia – rzucił Jaehyun, wywracając oczami.

Czasami był okrutny.

– Że co!?

Zatkałem ucho, w które głośno mi pisnęła i odsunąłem się trochę. Byłem pewny, że kilku sąsiadów, którzy mieli otwarte okna, mogło to usłyszeć.

– Naszemu młodszemu Lee podoba się ten starszy, a ja jestem ich opiekunem – uśmiechnął się dumnie.

– Chciałbyś, jesteś za głupi na taką robotę – parsknęła.

Chyba mieli zamiar zacząć się kłócić, ale kazałem już się nie odzywać. Całą trójką wróciliśmy do środka, a Wendy jak małe dziecko skakała dookoła mnie zadając różne pytania. Zauważyłem, że Ten i Johnny nie zajmują się już sobą, a patrzą na nas podejrzliwie.

– Coś się stało?

– Nie – odpowiedzieliśmy chórem.

– Niech będzie – blondyn westchnął.

Wszyscy obróciliśmy się w stronę drzwi, kiedy w mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Suh uśmiechnął się i wręcz do nich pobiegł.

Każdy z obecnych uśmiechnął się podejrzanie, a ja poczułem się jak w jakimś horrorze z przerażającymi lalkami. Zignorowałem to, wsunąłem się spowrotem na fotel i przymknąłem oczy.

– Cześć wszystkim.

Uniosłem jedną powiekę, a potem wyprostowałem się nienaturalnie, widząc kto stoi w tym samym salonie w którym jestem ja.

Mark, którego nie wiedziałem prawie tydzień.

Nie wiedziałem czy odpowiadanie mu jest na miejscu, więc tylko bardziej otuliłem się miękkim materiałem. Z wszystkich wolnych miejsc on wybrał akurat fotel obok mnie.

– Hyuck – odezwał się cicho – Czy możemy później pogadać?

Spojrzałem na niego kątem oka. Chciałem zachować powagę, ale gdy tylko na niego patrzyłem moje serce się topiło. Uśmiechnąłem się pod nosem.

– Możemy.

ㅁㅁㅁㅁ

4/6

JUST HOLD ON| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz