> 130 <

604 59 65
                                    


Stałem pod ogromnym budynkiem teatru, czekając na Wendy. Jej sztuka skończyła się niedawno i dostałem od niej wiadomość, w której prosi, żebym po nią podszedł bo nie chce wracać sama. Nie robiłem nic ważnego, więc zebrałem się i teraz czekałem, obserwując przejeżdżające samochody.

– Donghyuck, jesteś – uslyszałem.

– Jestem – uśmiechnąłem się.

– Dzięki, że przyszedłeś. Nie miałam ochoty wracać dzisiaj sama.

Zabrałem jej torbę, tak żeby nie musiała nic nieść i ruszyliśmy, ale w stronę przeciwną od jej mieszkania.

– Gdzie idziemy?

– Muszę podejść do Johnnego. Był dzisiaj w Richmond i miał odebrać mi strój na następną sztukę.

– Och, okej – przytaknąłem.

– Więc... Zaczęła się szkoła. Jak się czujesz w ostatniej klasie? – zaczęła.

– Stresuje się. Wiesz, to jest czas żeby podjąć ostateczne wybory.

– Każdy z nas przez to przechodził, więc Ci doradzimy. Nie musisz się martwić – zarzuciła ramię na mój bark.

– Jak było? Powrót na deski – zmieniłem temat.

– Fajnie, ekscytująco. Dobrze było trochę odpocząć, te wakacje były tego warte.

– Tak, były... udane.

– Pojechałam do Las Vegas, zgubiłam się w Chicago, wpadłam do morza, spałam na plaży, byłam podrywana w warzywniaku na tekst o tym, czy spadłam z nieba...

Oboje zaczęliśmy się głośno śmiać, przez co mijającą nas pani obrzuciła nas krzywym spojrzeniem.

– To zdecydowanie było dobre.

– To nawet nie wszystko – machnęła ręką – Pierwszy raz pojechałam gdzieś w ogóle kamperem, jakiś facet próbował nauczyć mnie samby na tej dyskotece w Milwaukee, polowałam z Markiem na wiewiórki, codziennie jadłam inne smaki lodów, a nawet udawałam związek z moim kumplem.

Zauważyłem, że jej szeroki uśmiech opadł. Myślałem, jak powiedzieć to co miałem na myśli w odpowiedni sposób.

– Tęsknisz za nim, prawda? – odezwałem się cicho.

– Minął prawie miesiąc, poza tym każdy z nas tęskni no nie? Wróci dopiero w październiku – odkaszlnęła.

– Nie w ten sposób, nie za tym czy wróci. Po prostu... lubisz go prawda?

– Hyuck, do czego ty-

– Lubisz go tak jak ja lubię Marka, ale boisz się przyznać.

Wendy wywróciła oczami i odwróciła wzrok. Dobrze udawała, w końcu była aktorką, ale ja wiedziałem jak jest naprawdę. Widziałem, jak przykro jej było gdy mówili nam, że zrywają "bo to jednak nie to".

– Co ty wygadujesz młody. Jaehyun jest jak młodszy brat.

– Wcale nie. Mimo że udawaliście parę, tylko ze względu na mnie, zaczęłaś to lubić. Nie chciałaś zrywać, nawet na niby.

– Nie prawda – wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się od nosem.

– Mówiłem.

– Jesteś głupi.

– Ty też. Jak Jaehyun wróci, to masz mu powiedzieć.

– Nie pouczaj mnie, sam nie potrafisz tego zrobić – fuknęła.

– Nie potrafię, ale ty jesteś odważna. Nie znam drugiej takiej jak ty. Jesteś Wendy jedyną w swoim rodzaju.

– A ty jesteś jedynym takim Donghyuckiem i nie mogę słuchać tego, jak sobie umniejszasz. Jesteś świetny i nawet w to nie wątp – szturchnęła moje ramię – Poza tym, on wcale mi się nie podoba – wymamrotała.

Schowałem dłonie do kieszeni i zostawiłem Wendy bez odpowiedzi, ale chyba jej to nie przejęło. Zwyczajnie nie potrafiłem odpowiedzieć na jej słowa. Chciałem przestać się nad sobą użalać, ale to wychodziło samo. Zauważałem to dopiero po fakcie.

– Znów myślisz o niepotrzebych rzeczach? – odezwała się.

– Może.

– Jak z tobą i naszym drugim Lee?

– Nie wiem. Od rozpoczęcia się z nim nie widziałem, a pisałem tylko o przesłuchaniu – westchnąłem.

Nie miałem pojęcia dokąd zmierzała nasza relacja. Nie było tak źle jak myślałem, bo nie zerwaliśmy kontaktu. Jednak byłem cholernie zdezorientowany. Pocałował mnie, ale nie powiedział kim dla niego jestem. Mark był dziwny od zawsze, ale teraz zupełnie go nie rozumiałem. Zachowywał się tak jak zawsze, jakby na balkonie tego klubu się nic nie stało. Jednocześnie był trochę bardziej cichy niż zwykle i wydawał się być poddenerwowany.

Zauważyłem, że jesteśmy prawie pod blokiem Suha. Kiedy podchodziliśmy pod klatkę, ktoś z niej wyszedł.

Nikt inny jak Mark.

– Kogo moje oczy widzą? Hej Mark – uśmiechnęła się Son.

– Cześć Wendy – odwzajemnił uśmiech – Hyuck.

– Cześć –powiedziałem.

– To ja idę do Johnnego, a ty wracaj do domu młody – zwróciła się do mnie.

– Ale chciałem wej-

– Mówiłeś, że masz dużo pracy domowej, nie będę cię tu zatrzymywać – zaśmiała się sztucznie – Wracaj z Markiem.

Zgromiłem ją wzrokiem, bo wiedziałem, że zrobiła to specjalnie. Nie miałem żadnej pracy domowej, a tymbardziej o żadnej jej nie wspominałem.

– Chodźmy – powiedział starszy.

Wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę naszego sąsiedztwa. Czułem się niezręcznie i z jakiegoś powodu bałem się rozpocząć rozmowę.

– Więc... jak szkoła? – odezwał się.

– Jest okej – pokiwałem głową – A przesłuchanie?

– Tak jak pisałem, wydaje mi się, że całkiem nieźle. Zobaczymy czy ktoś się odezwie.

– Trzymam kciuki.

– Dzięki – wymamrotał – Robisz coś w piątek?

– Bonnie mnie wystawiła, więc siedzę w domu – parsknąłem.

– Wystawiła? Dlaczego?

– Poznała kogoś, ale to wielka tajemnica – przedrzeźniłem ją.

– Więc... Uch, jak to powiedzieć – wymamrotał.

– Dawaj, już wiele od ciebie słyszałem – wzruszyłem ramieniem – Co prawda najlepsze było to, że mam przyjść pomoc ci wyciągnąć rękę ze słoika, ale-

– Tylko nie słoik!

Wybuchnąłem śmiechem, przypominając sobie tą sytuację. Chociaż miała za sobą już ładny rok nadal bawiła mnie tak samo. Były wakacje, a ja dostałem telefon od Marka, który prosił żebym szybko przyszedł pomóc mu w pilnej sprawie. Po dotarciu do jego domu okazało się, że jego ręka utknęła z jakiegoś powodu w słoiku. Niby nic poważnego, ale siłowaliśmy się z nim pół godziny, tak aby obyło się bez tłuczenia szkła.

– Nadal nie wiem, czemu ją tam włożyłeś.

– To żenujące, przestań.

– Wybacz – wziąłem głęboki oddech dla uspokojenia – Co chciałeś powiedzieć?

– To pytanie.

– Och, okej. Pytaj.

– Pójdziesz ze mną na randkę?

ㅁㅁㅁㅁ

MORK NO W KOŃCU 

JUST HOLD ON| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz