> 43 <

649 59 19
                                    


– Te twoje spektakle są strasznie nudne, ale ta blondynka która z tobą grała niczego sobie – mruknął Jaehyun, wkładając lizaka do ust.

– Jest zaręczona i z resztą nigdy by się z tobą nie umówiła – skrzywiła się.

Zaśmiałem się cicho, przez co wzrok każdego spoczął na mnie.

– No co? Pośpieszcie się, proszę – mruknąłem.

Zaraz po powrocie z teatru podjechaliśmy do mieszkania Son, żeby dać się jej przygotować, bo mieliśmy wybrać się do jakiegoś klubu. Z inicjatywą wyszedł Jung, któremu ostatnio bardzo się nudziło, ale każdy się zgodził.

– Jestem gotowa, już tak nie stękaj – wytknęła mi język i złapała jeszcze za skórzaną kurtkę – Wychodzimy moi drodzy.

Było głośno i starsznie duszno, ale dało się wytrzymać. Ludzi było sporo, jednak o wiele mniej niż się spodziewałem. Sprawnie sprawdzono czy mamy ukończone szesnaście lat, po czym mogliśmy wejść do środka. Szybko zajęliśmy stół przy którym było dużo miejsca, bo nasza szóstka musiała się gdzieś zmieścić.

– Co chcecie? – Johnny jako pierwszy podniósł się i wyciągnął portfel – Dla naszych dzieci soczek pomarańczowy czy jabłkowy?

Wywróciłem oczami, bo wiedziałem, że zwraca się do mnie i Marka. Co prawda jemu brakowało tylko kilka miesięcy do pełnoletności, mi ponad rok.

– Nie żartuj sobie, chcę się napić – odparł Mark, a ja parsknąłem cicho, ale nie skomentowałem tego.

Nie byłem fanem alkoholu, bo właściwie piłem go tylko raz i dobrze się to nie skończyło. Pamiętałem sytuację sprzed trzech lat jakby była wczoraj i nadal mam ciarki na jej wspomnienie. A Mark zawsze opowiada ją z głupim uśmiechem, bo przecież upicie się mieszanką alkoholi w jego ogródku i wymiotowanie jak kot cały dzień było takie zabawne. On sam nie zniósł tego lepiej, ale chyba cieszył go mój ból.

– Tylko dzisiaj, znaj moją łaskę – odkaszlnął – Hyuck?

– Pomarańczowy – wymamrotałem.

– Oczywiście bąbelku – teatralnie złapał się za serce.

– Hej, tylko ja mogę tak na niego mówić! Odczep się.

Uśmiechnąłem się na słowa Wendy. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, ale szybko z tego zrezygnowałem, bo migające światła mnie wręcz oślepiały.

– Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar zapomnieć dzisiaj o wszystkim – uśmiechnęła się dziewczyna.

– Nie musisz nawet pić, przecież masz zaniki pamięci.

– Zamknij się Jaehyun, albo ja to zrobię za ciebie.

– Tak? W jaki sposób?

– Wsadzę Ci głowę do klozetu i spuszczę wodę – sarknęła.

Ta dwójka miała takie rozmowy bardzo często, ale ostatnio zauważyłem, że wcale nie były żartobliwe. Docinali sobie nawzajem i zawsze któreś z nich kończyło z zepsutym humorem i smętną miną.

– Niech przejmuj się Hyuck, nic im nie będzie – usłyszałem szept Marka.

Chciałem coś odpowiedzieć, ale wtedy Johnny wrócił z rękoma zajętymi szklankami i szerokim uśmiechem. Podstawił każdemu jedną pod nos i jako pierwszy wyciągnął swoją w górę.

– Zdrowie moi drodzy, za... dobrą zabawę i miłość.

– Miłość? – rzucił Mark.

– Każdy potrzebuje trochę miłości.

«««

Minęły trzy godziny, a ja w końcu mogłem powiedzieć, że dobrze się bawię. Nie potrzebowałem promili, żeby wyjść na parkiet i w tłumie ludzi kręcić się wokół własnej osi. Kątem oka zauważyłem Tena i Johnnego, a przed oczami chyba mignęła mi Wendy. Nagle poczułem pociągnięcie za dłoń i gwałtowny obrót.

– Czemu jesteś sam?

– Teraz już nie jestem – wzruszyłem ramieniem.

Pociągnąłem Marka w tłum, jednak on stanął w miejscu i po prostu patrzył.

– Tańcz! Czemu stoisz?

– Nie potrafię tak po prostu – parsknął.

W dłoni nadal trzymał swojego dziwnie wyglądającego drinka, więc wskazałem na niego palcem.

– Wypij.

Kiedy została mu reszta, złapałem za szklankę i dokończyłem. Skrzywiłem się lekko, ale zignorowałem to i odstawiłem szkło w pierwsze zauważone miejsce.

– Chodź – wyciągnąłem dłonie.

Wahał się, ale w końcu złapał moje dłonie i pozwolił, żebym zaczął się ruszać. Widziałem, jak zaczyna się rozluźniać i w krótce razem skakaliśmy do głośnych kawałków, które dudniły mi w uszach. Śmialiśmy się do siebie i byłem w stanie przysiąc, że uśmiech Marka był najpiękniejszym widokiem na świecie. Lepszym niż wschody czy zachody słońca, piękne zabytki czy drogie auta.

– Nasza piosenka! – krzyknął.

Nim zdążyłem zauważyć Mark złapał mnie za dłonie i obkręcił kilka razy, a ja tylko głośno się śmiałem.

Lecące w głośnikach “just hold on” Steve'a Aokiego było dla nas w jakiś sposób wyjątkowe. Towarzyszyła nam od Sylwestra sprzed dwóch lat, podczas którego wygraliśmy konkurs tańca, o którym sami nie mieliśmy pojęcia. Ludzie tańczyli, więc wstąpiliśmy w tłum i odstawiliśmy przypadkowe show, po czym ktoś wręczył nam nagrodę, a my żartowaliśmy z tego przez długi czas.

Czasami chciałem, żeby tekst tej piosenki trafił do mojego życia. Chciałabym być zdolny do zbudowania maszyny podróżującej w czasie, żeby niektóre rzeczy potoczyły się inaczej, ale nie mogłem.

Otrząsnąłem się, kiedy Mark uwiesił się na moim ramieniu i dyszał do mojego ucha, łapiąc głębokie oddechy.

– Zmęczyłeś się? – zapytałem.

– Nie, w porządku. Chciałem tylko cię przytulić.

Przytaknąłem i poklepałem jego plecy, nie wiedząc co powinienem odpowiedzieć.

– Wiesz co... Chyba odpuszczę sobie szukanie autora tej piosenki.

– Tak? Dlaczego? – moje serce zabiło mocniej, bo przecież mówił o mnie.

Osoba której szukał stała dokładnie przed nim.

– Przecież mam znajomych... i ciebie. Po co mi ktoś inny?

Zacząłem zastanawiać się, czy Lee przypadkiem nie upił się tymi dwoma drinkami. Zazwyczaj nie mówił takich rzeczy.

– Znajomych i mnie – parsknąłem – Nie zaliczam się do tych znajomych?

– Jesteś specjalny.

ㅁㅁㅁㅁ

3/6

JUST HOLD ON| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz