> 75 <

608 58 11
                                    


Pobyt w Chicago był naprawdę świetny. Mimo że spędziliśmy tu dopiero kilka dni, bardzo polubiłem okolice. Co prawda dopiero dziś mieliśmy jechać do centrum i zobaczyć to żyjące w nocy miasto, ale nawet obecnie było dobrze.

– Hyuck! Chcesz arbuza!?

Podniosłem się z koca i zsunąłem z nosa okulary przeciwsłoneczne. Spojrzałem na Marka, który stał z dwoma kawałkami i wpatrywał się we mnie z przymrużonymi oczami. Zaśmiałem się cicho i przytaknąłem, a on podszedł bliżej i opadł obok mnie.

Kiedy nic nie robiliśmy spędzałem cały mój czas w ogrodzie Suha, leżąc na kocu i wygrzewając się w słońcu. Czasami zdarzało mi się zasnąć, ale Wendy dbała żeby każdy z nas był odpowiednio nasmarowany kremem z filtrem. Lubiłem tak leżeć, sam czy z kimś i po prostu odpoczywać.

– Chcesz robić coś konkretnego jak pojedziemy do centrum? – odezwał się.

– Raczej nie. Nie mam pojęcia co można tu robić – wzruszyłem ramieniem – Ale chcę zrobić ładne zdjęcia.

– Ostatnio robisz ich bardzo dużo – uśmiechnął się.

– Na pamiątkę – odwzajemniłem uśmiech.

Robiłem to, co poradziła mi Bonnie. Zdjęcia mogłem zachować nie tylko dla siebie, ale mogę dać je też Markowi, kiedy w końcu wyjedzie. Nie bez powodu też na wielu jesteśmy razem.

– Lubię to miejsce. Może kiedyś tu zamieszkam – pokiwał głową.

– Naprawdę?

– Mhm – mruknął, biorąc kolejnego gryza arbuza – Chcesz ze mną?

Zaśmiałem się cicho, a on szturchnął mnie ramieniem.

– Mówisz serio? To trochę odległe plany.

– Wcale nie odległe. Zobaczysz, będziemy mieli ładny widok z okna i złotą rybkę.

– Złotą rybkę? A możemy też pieska?

– Jasne – przytaknął – Brzmi jak dobry plan.

Wsunąłem okulary spowrotem na nos i uśmiechnąłem się sam do siebie. Słowa Marka były naprawdę miłe, a wizja mieszkania z nim i pieskiem była przyjemna, jednak wiedziałem, że prawdopodobnie nigdy nie wypali.

«««

– Co tu robi wielka fasolka!? – stanąłem na środku chodnika, wpatrującą się w lustrzany obiekt.

– To Cloud Gate, rzeźba – mruknął Johnny.

– Tak na środku miasta, po prostu? – skrzywiłem się.

– Nie rozumiesz sztuki Hyuck – wtrącił się Ten.

– Tak, ty i twoja artystyczna dusza – wywróciłem oczami – Śmiesznie wygląda, ale ciekawie – znów na nią spojrzałem.

Cała grupa zwyczajnie zignorowała moje zdziwnie i ruszyła dalej, przez co zostałem zmuszony ich dogonić. Zaczęło się ściemniać, a neony sklepów, klubów i innych wystaw stawały się jeszcze wyraźniejsze.

Wśród ogromnych budynków i zgiełku było mimo wszystko dobrze. To wszystko wydawało się być takie inspirujące i gdybym był może trochę bardziej kreatywnym nastolatkiem coś narodziłoby się w mojej głowie. Spoglądałem w górę, na budynki zmierzające ku niebu. Widziałem, że Mark i Ten zaczęli pozować do zdjęć, robionych przez nikogo innego jak Jaehyuna.

– Podoba Ci się?

Spojrzałem na Wendy, która zarzuciła ramię na mój bark i też spojrzała na wysokie budynki.

– Tak, nawet bardzo.

– Dobry nastrój na wyznanie komuś uczuć.

– Co masz na myśli? – zmarszczyłem brwi.

– Ciebie i Marka – dodała ciszej z uśmiechem – Powiedz mu.

– Nie Wen, to nie jest dobry moment...

– Musisz zdobyć się na odwagę, bo inaczej będziesz żył zawsze z bolącym serduchem – złapała mnie za ramiona.

– To wcale tak nie dzia-

– Słuchaj się mnie. Będę cię wspierać, Jaehyun też. Dasz radę, prędzej czy później, tak?

– No nie wi-

– Tak? – powtórzyła.

– Tak, dam radę – westchnąłem, a ona uśmiechnęła się szeroko.

– O to mi właśnie chodzi Donghyuckie. Gdzie oni są? – dodała nagle.

– Byli ta- Czemu już ich tam nie ma? – spanikowałem.

– Czy oni właśnie zostawili nas samych w centrum pieprzonego Chicago!?

ㅁㅁㅁㅁ

bardzo dobrze pisze się rozdziały do muzyki sunmi, polecam 🌼

miłego wieczoru!

JUST HOLD ON| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz