> 3 <

1.1K 83 17
                                    


– Hyuckie!

Odstawiłem pudło z ryżem i spojrzałem na intruza, który właśnie postanowił przerwać mi pracę.

Przed garażem stali Wendy i Jaehyun, jak zwykle oboje z papierosem między zębami. Wywróciłem oczami i przetarłem czoło.

– Wejdźcie, jest zimno.

Wkrótce stali obok mnie i patrzyli się na to co robię bez słowa.

– Po co ci całe pudło ryżu? – zapytała dziewczyna.

– Będę robić kimbap, a mama powiedziała, że bardziej opłacało się kupić kilka opakowań – westchnąłem.

– A czemu jest w garażu?

– A cholera wie, tata wszystko tutaj wynosi.

Oboje byli dość dziwnymi, według mnie, osobami, ale całkiem przyjaznymi. Tak jak ja, oni też pochodzili z Korei Południowej. Może dlatego złapałem z nimi tak dobry kontakt, bo tu, w Vancouver, nie było wielu Azjatów. Oprócz naszej trójki był jeszcze Mark, który urodził się już w Kanadzie i Johnny, z Chicago, którzy też byli koreańskiego pochodzenia.

Wendy była najstarsza z nas wszystkich i traktowałem ją jak siostrę, bo nie miałem rodzeństwa. Jaehyun był dobrym, ale irytującym przyjacielem. Było bardzo podobni do siebie, bo uważali, że miłość jest nudna, a jeśli nie zakochają się do trzydziestki, wezmą ślub ze sobą, tak po prostu. Oczywiście łączyło ich też uzależnienie od nikotyny. Zawsze mówili, że muszą dokarmiać ich zwierzątko, którym był rozwijający się rak płuc, ale mnie wcale to nie bawiło.

– Z jakiej okazji je robisz, nasz kucharzu?

– Tak po prostu – wzruszyłem ramionami – Jest piątek, Mark przyjdzie na noc.

– Czyli wszystko jasne – zaśmiał się chłopak – Mark kocha twoje jedzenie i łaskocze ci ego, za każdym razem jak cię chwali.

– Może – wymamrotałem – Po co tak właściwie przyszliście?

– Po prostu, chodźmy po okolicy jak się nam nudzi – wzruszyła ramionami blondynka.

Odgarnąłem włosy z czoła i przyjrzałem się im badawczo. Z jakiegoś powodu nigdy nie wierzyłem im za pierwszym razem, bo lubili sobie ze mnie żartować, chociażby dlatego że byłem najmłodszy w naszej grupie.

– Mówimy serio – dodał Jung.

– Jasne... Chcecie wejść? Zrobię wam herbaty. Zostało mi też tteokbokki z obiadu.

– Zjemy wszystko od ciebie, nie martw się – Wendy klasnęła w dłonie i jako pierwsza ruszyła do głównych drzwi, nawet na mnie nie czekając.

– Nadal chcesz otwierać swoją knajpę? – odezwał się Jae, odbierając ode mnie pudło ryżu, za co cicho mu podziękowałem.

– Mhm... Myślisz, że mi się uda?

– Pewnie, jesteś dobry. Ja na przykład przychodziłbym codziennie.

Uśmiechnąłem się pod nosem i przytaknąłem. Od zawsze lubiłem eksperymentować z jedzeniem, jednak kiedyś często kończyło to się spalonym garnkiem lub przesolonymi potrawami. Z czasem szło mi coraz lepiej i po prostu zapragnąłem otworzyć w przyszłości własną knajpkę z koreańskim jedzeniem. W mojej okolicy był tylko bar z chińskim żarciem (bardzo dobrym swoją drogą), więc uważałem to za dobry pomysł.

– Chodźcie, bo chcę już tą herbatę!

ㅁㅁㅁㅁ

JUST HOLD ON| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz