> 156 <

523 51 45
                                    


– Dasz radę sama? – zapytałem.

– Czy ty pytasz własną matkę czy da radę? Hyuckie...

– Wiesz o co mi chodzi – westchnąłem.

– Poradzę sobie skarbie. Idź już – kiwnęła głową.

Dziś w Fullsun było małe zamieszanie, bo z samego rana dostałem telefon od Bonnie, gdzie przekazała mi, że się rozchorowała. Dlatego teraz Josh zajął jej miejsce a ja miałem być przy kasie, żeby móc w jakimś wypadku zajrzeć do kuchni. Przez wczesną godzinę nie było dużego ruchu, dlatego było dość spokojnie.

W ciągu normalnego dnia tylko czasami wyglądałem z kuchni, żeby zobaczyć co się dzieje, więc teraz było mi trochę dziwnie. Stałem za ladą, obserwując co dzieje się za szybą. Widziałem osoby z plecakami śpieszące do szkoły czy spacerujące starsze panie.

W pewnym momencie zauważyłem mojego sąsiada, prowadzącego z rękę małą dziewczynkę. Oczywiście razem z nimi był Johnny. Coraz trudniej było mi zobaczyć ich gdziekolwiek osobno.

– Dzień dobry – usłyszałem – Pan dziś nie w kuchni?

– Hej Ten, dzisiaj zmieniłem funkcję.

– A Josh?

– Tam jest – wskazałem palcem na chłopaka, który właśnie przecierał stoliki – Cześć mała.

Dziewczynka zawstydziła się i schowała za nogami Tena, a ten zaśmiał się cicho. Była jego siostrzenicą i z racji tego, że siostra w końcu go odwiedziła, wszędzie ją ze sobą zabierał. Była naprawdę urocza.

– Chcecie coś?

– Co polecasz?

– Wszystko – parsknąłem.

– Pomocny jak zwykle – wymamrotał Suh.

Ostatecznie kiedy wybrali co chcą zamówić usiedli przy jednym z wolnych stolików, a ja znów westchnąłem znudzony. W kuchni przynajmniej miałem co robić.

Ludzi zaczęło przybywać, przez co moja nuda odeszła na bok i nie zauważyłem nawet, kiedy było już południe. Dostałem wiadomość od Wendy mówiąca, że będzie mogła przyjść pomóc i ma dla mnie dobrą informacje.

Wzruszyłem ramionami, bo Wendy czasami ekscytowała się zupełnie zbędnymi rzeczami.

– Dzień dobry!

Uśmiechnąłem się delikatnie słysząc donośny głos dochodzący z kuchni. Znów weszła tylnymi drzwiami. Poprosiłem Josha, żeby stanął na chwilę za kasą i wszedłem kuchni.

– Hej Wendy.

– Hyuck! O jeju, jak ci powiem to zejdziesz na zawał! – pisnęła.

– To może lepiej mi nie mów...

– Sprawdzałeś dzisiaj co się dzieje w internecie?

– Nie miałem jeszcze czasu.

Son wręcz trząsła się z ekscytacji, przez co mina moja i mamy wyrażała zdezorientowanie.

– O co chodzi Wen?

– Mark będzie miał pierwszą trasę i będzie w Vancouver, a ja zrobię wszystko, żebyśmy mieli na nią bilety.

– Poważnie? – wydukałem.

Dziewczyna przytaknęła i w krótce razem się ekscytowaliśmy, skacząc po kuchni. Moja rodzicielka pokręciła głową śmiejąc się, a potem rzuciła, że idzie po coś na zaplecze. Nie przysłuchiwałem się jej, bo za bardzo zajęty byłem słowami Wendy.

– W końcu go zobaczę Wen!

– Zaraz zacznę płakać, to najlepsza informacja od kilku miesięcy – potrząsła moimi ramionami – Może uda Ci się z nim porozmawiać.

– Wątpię... Nie jest już chłopakiem z osiedla, tylko idolem.

– No i co? Ale to nadal ten sam Mark Lee. Ten Mark, który cię kocha.

Tak bardzo chciałem żeby do tego doszło. Chciałem zamienić z nim kilka słów i znów to przytulić, chociaż jeśli nie będzie to możliwe to samo oglądnie go na scenie wystarczy.

– Musisz zdobyć te bilety Wendy.

– Będę o nie walczyć – odslutowała – Teraz idę na kasę, a ty możesz wracać do gotowania.

– Dzięki Wen.

Chyba śniłem, ale to był najlepszy sen jaki mogłem mieć.

ㅁㅁㅁㅁ

czy hyuck w końcu zobaczy naszego marka 👀

p.s. miłej niedzieli!

JUST HOLD ON| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz