> 150 <

609 57 66
                                    


Ostatni raz byłem na lotnisku ponad pięć lat temu, kiedy z Korei przylecieliśmy do Kanady. Od tamtego momentu nie miałem okazji nigdzie lecieć. Mój kontakt z rodziną, która tam była zawsze był minimalny.

Dzisiaj znów tutaj byłem, chociaż bardzo nie chciałem. Wiedząc, co zaraz się stanie w ogóle nie miałem ochoty tu być. Szliśmy w grupie – ja, Ten, Johnny, Wendy i Jaehyun, a przed nami Mark z jego rodzicami i bratem.

Stanęliśmy niedaleko miejsca odprawy, ale panowała między nami cisza. Chyba nikt nie wiedział od czego zacząć.

– Mark, jesteś mądrym chłopakiem i wiem, że dasz sobie radę. Uważaj na siebie, dobrze? – jego mama złapała za jego ramiona i uśmiechnęła się szeroko.

Nie wtrącaliśmy się w ich rodzinny moment, tylko obserwowaliśmy jak rozmawiają. Zaczęło mi się robić szkoda państwa Lee, bo Mark właśnie wylatuje na inny kontynent, a ich starszy syn jest w trakcie przeprowadzki na drugi koniec kraju.

Zanim zdążyłem zauważyć, Mark podszedł do stojącej obok czwórki i mocno ich uścisnął.

– Nie wiem nawet co mam powiedzieć – westchnął Johnny – Pokaż im, że jesteś najlepszy.

– Mam nadzieję, że zobaczę kiedyś informacje o twoim debiucie – Jaehyun szturchnął jego ramię, a Mark zaśmiał się cicho.

Przestałem przysłuchiwać się ich rozmowie i zacząłem zastanawiać się co ja powinienem powiedzieć. Nie chciałem wprowadzać złej atmosfery. Wolałem, żeby Mark wyjechał szczęśliwy i pewny swoich ambicji, wiedząc, że zawsze będziemy go mocno wspierać.

– Hyuck.

Mark odwrócił się w moją stronę i posłał mi uśmiech. Bardzo chciałem go odwzajemnić i pokazać, że też jestem silny, ale wyszedł z tego grymas a po moich policzkach spłynęły pierwsze łzy.

– Błagam cię, nie płacz.

– Chciałbym – pokręciłem głową.

Złapał obje moje dłonie i przysunął się, patrząc na mnie uważnie. Zauważyłem, że reszta odeszła na bok i zajęła się rozmową.

– Ja... bardzo chciałem spróbować Hyuck.

– C-co?

– Chciałem... zapytać cię czy zostaniesz moim chłopakiem, czy chcesz spróbować być w związku. C-chyba po prostu się bałem. Bałem się właśnie tego momentu. Czułem się idiotycznie nazywając cię moim przyjacielem po tym wszystkim, ale przecież oficjalnie nim jesteś. Musielibyśmy się rozstać, ale to byłoby chyba jeszcze gorsze...

– Rozumiem...

– Jesteś najlepszy na świecie Hyuck, pamiętaj – uśmiechnął się – Mam nadzieję, że jak wrócę do Vancouver to będę mógł przyjść do twojej restauracji, zjeść twój specjalny kimbap i cieszyć się, że się spełniłeś. Proszę, nie rezygnuj z tego.

– Zrobię wszystko co w mojej mocy – przytaknąłem – Czy... pamiętasz może tą walentynkę? Tam gdzie był kawałek piosenki?

– Oczywiście, że pamiętam.

– Ona była ode mnie.

Na jego twarzy wymalowało się zaskoczenie i wydawało mi się, że chciał coś powiedzieć, ale szybko zamknął usta.

– Ja... nie spodziewałem się tego. Woah, Hyuck-

– Nie musisz nic mówić, chciałem żebyś po prostu wiedział – przerwałem mu.

– Dziękuję, że mi powiedziałeś.

– Mark, zaraz musisz iść – spojrzałem na mamę Marka, która ze smutnym uśmiechem podeszła do nas na chwilę.

JUST HOLD ON| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz