> 31 <

650 63 4
                                    


Zapukałem mocno w drzwi, zza których wychyliła się brunetka w okularach i włosach, które wyglądały jak po napadzie dzikich wiewiórek.

– Co ci się stało? – skrzywiłem się.

– Obudziłam się parę minut temu.

Dopiero kiedy przepuściła mnie w drzwiach zauważyłem, że była w piżamie i długich skarpetach w pieski.

– Ja wracam ze szkoły a ty dopiero się obudziłaś? – zapytałem, rzucając plecak pod stół i siadając przy nim.

– Mam dzisiaj wolne – oburzyła się – Ale dobrze, że przyszedłeś, zjesz ze mną śniadanie.

– Chyba późny obiad. Ach, życie aktorki Wendy – westchnąłem.

– No nie przeżywaj, jesteś w przedostatniej klasie. Niedługo to wszystko się skończy i będziesz mógł otwierać swoją restaurację – uśmiechnęła się – Kimbap musisz nazwać w menu na cześć Marka, tylko on je zjada w tonach.

– Daj spokój – parsknąłem – Myślisz, że mi się uda?

– Każdego się o to pytasz. Jasne, że Ci się uda i nigdy nie przestawaj w to wierzyć – skarciła mnie palcem – Może twoja kariera się lepiej potoczy – parsknęła.

– Przecież twoja ma się dobrze.

– Niby tak, ale zawiodłam siebie z przeszłości. Wiesz, miałam ogromne chęci i chociaż wiedziałam, że nie od razu dostanę rolę z potencjałem do Oscara, to jednak to nadal nie to. Nigdy nie daj zawieść samego siebie Hyuck.

– A co gdy zawiodę innych?

– A kogo to obchodzi? To twoje życie i prędzej czy później będziesz odpowiadał sam za siebie. Nie możesz robić coś co wybrali ci inni, a potem wyklinać to sobie. Moja mama tak zrobiła, i co? Ile razy usłyszałam, że moje narodziny zniszczyły jej karierę – westchnęła cicho.

Wendy na ogół była bardzo silna i raczej optymistyczna. Dużo się uśmiechała i zawsze każdego pocieszała. Mimo że znałem ją dość długo, nie za wiele wiedziałem o jej życiu. Zawsze mówiła co dzieje się u niej teraz i nigdy nie wracała do przeszłości. Przeprowadziła się do Vancouver z Seulu już sama, nigdy nie poznałem jej rodziny.

– Przecież to nie twoja wina, że się urodziłaś.

Widziałem, że chciała jeszcze coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko machnęła ręka. Ustawiła pod moim nosem kubek herbaty i talerz z kilkoma kanapkami, po czym usiadła na przeciwko.

– Jak szkoła? – rzuciła.

– Może być – wzruszyłem ramieniem – Albo się nudzę, albo stresuję.

– Dlaczego?

– Cały czas coś się dzieje, a ja nigdy nie wiem co – odparłem, a Son tylko zaśmiała się cicho.

– A jak sytuacja z Markiem?

– Nijak. Wszystko jest takie same jak było – wzruszyłem ramieniem.

– Ach, Hyuck... Nie masz zamiaru mu powiedzieć?

– Dobrze wiesz, że Mark niedługo wyleci, a ja nie chce być tylko ciężarem. I nawet nie wiem czy on też lubi mnie trochę bardziej.

– A co jeśli się nie dostanie?

– Nie wierzysz w niego?

– Wierzę, oczywiście, że tak – pokręciła głową – Ale chętnych jest setki, nawet tysiące. Rozumiesz o co mi chodzi...

– Rozumiem, ale... Wolę nie ryzykować.

– No co ty, do odważnych świat należy – kopnęła mnie pod stołem, na co parsknąłem cicho.

– Dlatego nie należy do mnie.

ㅁㅁㅁㅁ

JUST HOLD ON| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz