> 97 <

623 60 60
                                    


Milwaukee było naprawdę ładne, a szczególnie miejsce w którym się zatrzymaliśmy. Było to bardzo blisko plaży, na której stale coś się działo.

Był wieczór i wtedy wszystko się zaczęło. W barze oprócz fast foodów pojawiał się też alkohol, z ogromnych głośników puszczono muzykę, a prostokątny plac wyłożony deskami służył za parkiet.

Nie miałem ochoty na taniec, dlatego gdy reszta bawiła się tam, ja siedziałem na pomoście. Byłem zadowolony. Uśmiechałem się delikatnie sam do siebie, próbując dotknąć stopami wody lub patrząc na księżyc. Dziś niebo było czyste, nie mogłem zobaczyć żadnych gwiazd, jednak było dobrze. Te wakacje pozwoliły mi naprawdę odpocząć i dobrze się bawić, choć minęła dopiero połowa.

– Donghyuck, tu jesteś! – zaraz obok mnie usiadł Mark i oparł głowę o mój bark.

– Mówiłem, że tutaj będę – odpowiedziałem.

– Och, możliwe.

Spojrzałem na niego i od razu zauważyłem, że na pewno przyczepił się przy barze do Johnnego, a tamten kupił mu alkohol.

– Co piłeś?

– Nic – oburzył się, ale potem czknął i zaśmiał się.

Pokręciłem głową, ale sam zacząłem się śmiać. Mark mógł robić najgłupsze rzeczy na świecie, ale jego obecność po prostu poprawiała mi humor.

– Chodź do nas, nie chce żebyś był tu sam – poklepał moje ramię.

– Dobrze mi tu.

– Proszę – wydął wargę.

On sam podniósł się i wyciągnął dłonie, po to żebym wstał.

– Nie idę.

– No nie bądź taki uparty!

Zanim zauważyłem objął mnie mocno i próbował podnieść, ale ja nie miałem zamiaru poddać się bez walki. Przepychaliśmy się do momentu kiedy poczułem, że przechylam się do tyłu.

– Mark!

– Weź głęboki oddech!

W pośpiechu nabrałem powietrza i mocno zacisnąłem oczy, a potem poczułem jak wpadam do wody. Ubrania przykleiły się do mojego ciała, a ja po wynurzeniu od razu złapałem się starszego.

– No już, przecież jesteśmy prawie na brzegu.

– Wiesz, że nie lubię takich rzeczy – burknąłem.

Nie potrafiłem pływać i nie miałem zamiaru się uczyć, bo zbyt mocno mnie to przerażało. Lubiłem wodę, mogłem w niej długo przebywać, ale w odpowiedniej odległości od brzegu. Nienawidziłem kiedy ktoś dla żartu mnie podtapiał, bo przed oczami migało mi całe życie. Jednak najgorsze było to, gdy ktoś na siłę próbował przekonać mnie do wejścia na głębszą wodę.

Prędko wyszedłem na brzeg, wyciskając wodę z mojej koszulki. Było mi teraz niemiłosiernie zimno.

– Przepraszam, więcej tak nie zrobię – uśmiechnął się delikatnie, na co tylko przytaknąłem.

– Obiecaj.

– Przyrzekam na wszystko co mam. Chodź tam, ukradę Johnnemu koszule, więc będzie Ci cieplej.

Faktycznie, kolorowa koszula w kwiaty była w tamtym momencie ciepła. Siedziałem na ławce, przy stole wraz z resztą i tylko słuchałem o czym mówili. Każdy popijał coś z kolorowych kieliszków z palemkami, tak jak w filmach. Każdy też trzymał się dobrze, oprócz Marka, który ma naprawdę słabą głowę.

JUST HOLD ON| markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz