~Part 8~

11.1K 522 24
                                    

Więc jak było na randce? Chyba nie tak strasznie, co? - Jim zadzwonił dopiero w poniedziałek, ponieważ cały weekend miał ponoć niezły sajgon w pracy. Tak czy siak, teraz wypytywał mnie o piątkowe wyjście.

­- Strasznie nie. Bywałam na gorszych - odpowiedziałam do telefonu, szykując Dominicowi śniadanie do szkoły.

- Widzisz, mówiłem, że będzie fajnie. - Był naprawdę dumny z siebie.­ - A jak powrót do domu?

- Normalnie. Odwiózł mnie.

Nie działo się nic..? - urwał, ale zrozumiałam podtekst.

- Ty się mnie pytasz?

No a do niego mam dzwonić?

- James! Najpierw mi wmawiasz, że chłopak jest w porządku i zaufany, i pierdoły, a potem się pytasz, czy nie dobierał mi się do majtek?

W zasadzie, to bardziej chodziło mi o to, czy ty nie dobierałaś się do jego bokserek - powiedział poważnie, ale słyszałam jak dusi się śmiechem.

- Ile ty masz lat? Trzydzieści trzy, czy szesnaście? Bo chwilami mam poważne wątpliwości - westchnęłam ciężko. - Dom! - zawołałam do siedzącego w salonie brata. - Spakuj drugie śniadanie.

- Ale to za dużo! - jęknął, widząc kanapki, sok, dwa jabłka i batonika, które dla niego naszykowałam.

- Zostajesz dziś w szkole dłużej, pamiętasz? Mama odbierze cię dopiero po szesnastej.

Chłopiec zasmucił się, wziął torebkę z jedzeniem i poszedł na górę. I tak przed wyjściem sprawdzę, czy wziął wszystko.

­- Już go wyprawiłaś? - zaśmiał się James.

- Tak, wujku. Nie musisz mnie sprawdzać - odpowiedziałam. Mężczyzna odchrząknął znacząco, kiedy nazwałam go "wujkiem". - A wracając do randki, to wyjaśniłam Harry'emu, żeby na nic nie liczył.

Jezu, Crystal, kiedy ty zmądrzejesz? Czemu ty nie dasz żadnemu chłopakowi szansy?

- Bo nie potrzebuję żadnego chłopaka - ucięłam krótko. - Muszę odwieźć Doma do szkoły. Do usłyszenia - dodałam, słysząc kroki brata na schodach.

Jedź ostrożnie.

Po odwiezieniu brata zrobiłam zakupy, podszykowałam do obiadu, a potem do południa obijałam się w swoim pokoju. Dopiero o piętnastej wyszłam z domu, kierując swoje kroki do mieszkania Holly. Wracała dziś z dwutygodniowego pobytu u rodziców na drugim końcu kraju. Dziś też wprowadzała się do niej nowa współlokatorka. 

Ruda odziedziczyła po babci dość spore mieszkanie i od trzech lat wynajmowała jeden z pokoi. Do tej pory miała dwie współlokatorki. Pierwsza musiała zmienić miasto, razem ze zmianą kierunków studiów, a druga właśnie wprowadziła się do swojego narzeczonego. Teraz miała zamieszkać z nią dziewczyna imieniem Phoebe. To wszystko co o niej wiedziałam.

- Szkoda, że nie zrobiłaś mu zdjęcia - westchnęła niezadowolona Holly.

Właśnie opowiadałam przyjaciółce o mojej randce. Opisywałam jej na bieżąco co się u mnie dzieje w mailach, ponieważ w mieścinie z której pochodzi, zasięg jest naprawdę marny i przez telefon w ogóle byśmy się nie dogadały.

- No wiesz, jakoś nie miałam okazji.

- No to chociaż opowiedz jak wyglądał! - Nalegała, wyciągając z walizki kolejne ubrania i chowając je do szafy.

- Wyższy ode mnie, nie jakiś bardzo przypakowany, ale chuderlawy też nie jest. Włosy brązowe, trochę dłuższe loki.

- Miękkie? - zapytała, a ja parsknęłam śmiechem. Skąd jej przyszło do głowy to pytanie?

- Miękkie - potwierdziłam, a ona odwróciła się gwałtownie, patrząc na mnie z zaskoczeniem. - Tańczyliśmy razem. Wolny też się przytrafił i jakoś tak... Och, serio będziesz się czepiać tego jak i czemu zmacałam jego włosy?

- No dobra. - Odwróciła się, odwieszając sukienkę. - A oczy?

Oczy. Jego oczy skojarzyły mi się z letnim dniem na łące, którą oświetlają promienie słoneczne. Jakkolwiek tandetnie to brzmi, ale naprawdę dokładnie to przychodziło mi do głowy, kiedy o nich myślałam. Miały naprawdę intensywny kolor zieleni, z przebłyskami złotego, więc stąd to słońce. W jego oczach można było się zakochać.

- Zielone - odpowiedziałam. - Ma zielone oczy.


TADAAAAM! Proszę bardzo, oto drugi odcinek dzisiejszego dnia. Na następny czekajcie do jutra! I będzie tylko jeden. Sorry, myszki.

A tu u góry Holly.

I don't do relationships [h.s.]  [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz