47

98 10 7
                                    

Vanessa

-Słyszałeś syna Will? - spytałam patrząc na mojego matę. - Zabierz go do pokoju- powiedziałam.

-Już się robi kochanie. Bazyl skarbie idziemy się pobawić co ty na to? - spytał wyciągając do małego ręke którą od razu przyjął i poszli.

-Zdziwiona szmato? On jest mój. A ja jako jego matę jestem Luną. I kto tu ma większą szanse na wygraną? - powiedziałam złośliwie.

-Mam większe szanse to mnie Will kocha a ciebie nie. Stado mnie traktuje jak Lunę nie ciebie- syknęła. No żmija i to dosłownie.

- Przekonajmy się - powiedziałam i podeszłam do jednej z kobiet. -Dzień Dobry proszę mi powiedzieć z której pani odczuwa Lune- kobieta spojrzała się na dziewczynę obok mnie a jak spojrzała na mnie to się ukłoniła.

- Na tobie Luno- powiedziała kłaniając się przede mną.

-Straż! Do lochu z nią! - krzyknęła dziewczyna.

Straż przybiegła od razu. Spojrzała się na wszystkich i zatrzymała.

- Powiedziałam do lochu z tą nędzną omegą! - warknęła dziewczyna jednak straż ani drgnęła.

-Słyszeliście panią? Do lochu z nią- powiedziałam uśmiechając się do nich. Jeden z nich to odwzajemnił i od razu wzięli tą żmije pod pachy i do lochu.

-Dziękuje za udzielenie odpowiedzi- powiedziałam do kobiety i się ukłoniłam. U mnie w stadzie była taka tradycja.

-Przepraszam Luno za zniewagę Alfy obok pani. Proszę o litość w dawaniu kary- powiedziała i się pokłoniła.

- Kochana jaką ty chcesz karę? Dobrze postąpiłaś. U mnie w stadzie jest tradycja. Jeśli Luna powie do członka watachy 'kochana' lub 'kochany' to ta osoba może spojrzeć na Lune. Od dziś masz to pozwolenie. I nie będziesz karana za coś czego nie zrobiłaś- powiedziałam i spojrzałam na nią. Była to starsza pani, nie wiem jak można ją krzywdzić.

Kobieta powoli spojrzała na mnie, więc uśmiechnęłam się do niej promiennie co odwzajemniła.

- Proszę nie myśleć że Alfa jest zły to Klara wszystkim rozkazywała i dawał kary za nic. On nic nie wiedział Luno- powiedziała.

-Dobrze. Czy pani by mi pomogła w odnalezieniu placu zabaw w tym domu? - powiedziałam spoglądając na nią.

- Przepraszam mam dużo obowiązków ale moja wnuczka może Lune zaprowadzić. Julia! - zawołała staruszka. Po chwili przybiegła do nas dziewczynka w wieku 8 lat czyli tyle ile Bazyl (nie pamiętam ile miał Bazyl)- Zaprowadzisz Lune na plac zabaw w domu?

- Tak babciu. Zapraszam za mną- powiedziała i poszła na schody.

- Ile masz lat?

-8 Luno- czyli jednak się nie pomyliłam.

-Jak się nazywasz?

-Julia McCall

- Jesteś siostrą Scota McCalla?

-Tak, zna go Luna?

-Oczywiście. To mój beta co prawda już były ale beta- uśmiechnęłam się na wspomnienie tego uśmiechniętego blondyna z sarkastyczną wampirzycą jego matę.

-Zostawił mnie. Jest moją jedyną rodziną, babcia nie jest moją prawdziwą babcią wszyscy z sierocińca tak na nią mówią. Jego marzenie to było poznanie ciebie i życie w spokoju z swoją matę. Wyjechał bo nie chciał się już ukrywać przed tą wredną Klarą. - zobaczyła łze w jej oku więc wziełam ją za pozwoleniem na ręce i przytuliłam.

Nie dotykaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz