16

142 12 0
                                    

Vanessa

Po wyjściu mojego matę i odczekaniu dwóch minut od razu przestałam się uśmiechać.

- Wiem że kłamiesz. Co prawda nie znam tu żadnej osoby żeby to przekazać ale ja to wiem. Bo jestem z watahy Fioletowego Księżyca. A my nie atakujemy.

- Sprytna jesteś. Szkoda że właśnie teraz moje wilki bedą atakować twoje a ja zajmę się tobą. Twój matę jest taki głupi. - odparł i dotkonął mojego policzka. Zobaczyłam że z lasu zaczęły wybiegać wilki prosto na dom watahy.

- To dobrze że ja jestem mądrzejsza od niego i kazałam mu zapowiedzieć atak.

- I co z tego skoro ja mam ciebie?

- Do herbaty dolałam ci nasennik- powiedziałam dumnie

- Nie działają na mnie nasenniki dla ludzi - parsknął śmiechem.

- Ale dla niedźwiedzi tak - i poszłam w stronę komody. Chociaż przyjechałam tu wczoraj to wiem gdzie trzyma liny.

Wyciągnęłam najdłuższą i najgrubszą. I poszłam w stronę chłopaka. Zaczął zasypiać więc osunął się po ścianie przy której wcześniej stał.

-Suka- zdążył powiedzieć zanim zamknął oczy.

I teraz muszę grubasa podnieść. Do czegoś się chyba przydały te podnoszenie brata. Więc z trudem przerzuciłam go przez ramię i rzuciłam na krzesło. Dobrze że jest z metalu. Przywiązałam go bardzo mocno do krzesła i przysunęłam krzesło tyłem do ściany.

Wyszłam sobie z domu kiedy dopadł mnie ogłuszający krzyk. Inni chyba go nie słyszeli bo nic nie robili żeby obczaić skąd on dochodzi. Poszłam w jego kierunku. Pobiegłam do domu gdzie od razu skierowałam się w dół schodów.

- To on? - zapytał chyba ten z obcej watahy.

- Tak - odparł drugi i chcieli wejść na schody ale zobaczyli mnie.

- Jako pierwsza chcesz się nam postawić czy wolisz stracić głowe? - zapytał ten pierwszy który trzymał za bluzkę małego chłopca.

Stanęłam w pozycji bojowej.

- Luno nie rób tego! Ten chłopiec i tak jest nie potrzebny! - krzyknęła jakaś dziewczyna. Wyglądała strasznie. Nie że była zakrwawiona czy coś tylko miała kilka warstw tapety na mordzie.

- Jedyną osobą która jest tu nie potrzebna to ty - warknęłam. - pojedyńczo poproszę.

Pierwszy ruszył na mnie ten co odezwał się jako pierwszy i co trzymał chłopca. Chłopca oczywiście rzucił w kąt.

Chłopak chciał mnie przycisnąć do ściany ale mu się wymsknęłam. Ale nie zauważyłam że drugi też na mnie poszedł i walnął mnie w brzuch.

- Bierz stąd chłopca debilko! - krzyknęłam do dziewczyny a ona od razu wykonała rozkaz i zniknęła za rogiem.

Nie dotykaj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz