Rozdział 2

321 24 2
                                    

Kolejny dzień w tej przeklętej rodzinie. A temat tyczy się tylko jednego. Ślub, ślub i jeszcze raz ślub. Dlaczego nikt nie zapyta mnie o zdanie? Cały czas pytają o suknie ślubną, jaki chce pierścionek; kwiaty. Jakby kogoś to interesowało.

Wstałam rano kompletnie nie wyspana. Przeciągnęła się leniwie na łóżku i szybko się ogarnęłam. Założyłam mundurek i wysokie czarne skarpetki. Przeczesując dłonią włosy na oślep zakładałam czarne lakierowane buty. Wzięłam plecak i zbiegłym szybko po schodach. Bez słowa wymieniłam rodzicielkę i wyszłam z domu. Zdążyłam; jeszcze go nie ma. Ostatnio Jinyoung cały czas przyjeżdża po mnie i odwozi po szkole do domu. Kontroluje mnie i nie domyśla się, że już dawno to rozgryzłam. I jego tłumaczenie; żeby inni faceci mnie nie podrywali. Żałosne.

Przyspieszyłam kroku będąc już prawie pod budynkiem szkoły. Na wejściu spotkałam już SoMin.

— No wreszcie. — Zachichotała widząc mnie całą zdyszaną. — Goniło cię mnóstwo facetów, którzy chcieli się z tobą umówić czy jak ? — Wybuchnęła śmiechem.
— Bardzo śmieszne. — Wytknęłam dziewczynie język. Weszłyśmy do szkoły i odrazu skierowałyśmy się do sali. Usiadłyśmy na miejscach, a chwile później zaczęła się lekcja Koreańskiego.

Przed nami ostatnia lekcja; angielski. Siedzieliśmy na ławce pod salą korzystając z ostatnich minut przerwy.
— Ahh.. już mam dosyć dzisiejszego dnia. — Mruknęła niezadowolona dziewczyna. — Jak babka będzie pytać to już po mnie. — Załkała teatralnie.
— Oj nie przesadzaj. — Zachichotałam. — Przecież Angielski to chyba najlepszy przedmiot jaki może być w szkole. Wolisz.. hm.. na przykład Panią Kim od matematyki ?
— Do końca życia będzie śniła mi się po nocach. — Wzdrygnęła się dziewczyna.
— Nie tylko tobie. — Zaśmiałyśmy się. — Matematyka to jak czarna magia z Harry'ego Potter'a.
— Taaak.. to zbyt prawdziwe. — Naszą rozmowę przerwał dzwonię na lekcje. Mozolnie weszłyśmy do sali i usiadłyśmy na miejsca. Lekcja trwała w najlepsze dopóki nauczycielce nie zachciało się pytać, a na pierwszy ogień poszła SoMin. Oprócz podśmiechiwania się z przyjaciółki próbowałam jej podpowiedzieć w miarę możliwości.

— Jezu dziękuje ci. — Ucieszyła się dziewczyna. — To chyba moja pierwsza piątka z angielskiego. — Klasnęła uradowana w dłonie wychodząc z budynku szkoły.
— Więc... zjadła bym jutro jakiegoś batonika. — Zachichotałam pod nosem.
— Kupię ci nawet 5 ! — Zaśmiała się, ale nagle przystanęła w miejscu. — O niee..
— Huh ? — Zmarszczyłam brwi spoglądając na dziewczynę, a później na miejsce, w którym był skierowany jej wzrok. JinYoung stał oparty o samochód i najwyraźniej szukał mnie pośród tłumu ludzi. — Idę tylnym wyjściem. — Mruknęłam. — Wdzimy się jutro i nie zapomnij o batonikach. — Uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny. Spojrzałam jeszcze raz w stronę JinYoung'a czy, aby napewno mnie nie zauważył. Na moje nieszczęście; nasz wzrok się skrzyżował, a chłopak zaczął podążać w moją stronę. Odwróciłam się szybko na pięcie i biegiem ruszyłam do tylnego wyjścia. Przeszłam przez malutki murek i byłam już po drugiej stronę szkoły. Spojrzałam za siebie. JinYoung przyspieszył kroku i również przeskoczył murek. Przebiegłam przez ulice i biegłam przed siebie na oślep. Skręcałam raz w lewo raz w prawo. Zdyszana; ciągle biegnąc rozglądałam się wokół siebie kiedy niepostrzeżenie na kogoś wpadłam.
— O Boże bardzo Pana przepraszam. — Podniosłam się z lodowatej posadzki i ukłoniłam się przed mężczyzną. — Nigdy nie patrzę jak chodzę. — Wyjaśniłam nerwowo.
— Nic nie szkodzi. — Zachichotał i machnął ręką. — Też często popełniam ten błąd. Odważyłam się spojrzeć na mężczyznę, a moje serce nagle przyspieszyło. Wysoki blondyn o delikatnych rysach twarzy, który uśmiechał się od ucha do ucha. Jego uśmiech był tak cudowny, a jego oczy hipnotyzujące. Jakbym patrzyła się conajmniej na najcenniejszy skarb. Poczułam w brzuchu mnóstwo motylków. — Uciekałaś przed kimś ? — Zapytał nagle.

— N-nie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— N-nie.. to znaczy nie. — Mruknęłam nerwowo. — Zamyśliłam się po prostu. — Wyjaśniłam wymijająco. Ten mężczyzna kogoś mi przypominał. Wyglądał znajomo.
— Kim NamJoon. — Uśmiechnął się szeroko wystawiające dłoń w moją stronę.
— Huh ? — Teraz już wiem kim jest. — Ja.. przepraszam, ale czy ty nie jesteś tym..raperem z BTS ? — Zapytałam nieśmiało.
— Błagam tylko mnie nie wydaj. — Spojrzał na mnie błagalnie.
— Ja.. wiesz nie za bardzo kojarzę wasz zespół, tylko czasami jak koleżanka o was mówi. — Wykrzywiłam usta.
— Nic nie szkodzi. — Uśmiechnął się delikatnie. — To jak ? Zdradzisz mi swoje imię ?
— Min HyoRin. — Uścisnęłam dłoń chłopaka na powitanie.
— Nie daleko jest przytulna kawiarenka, dasz się skusić na herbatę ? — Zapytał.
— Trochę śpieszę się do domu, miałam być odrazu po szkole..
— Skoro nie dzisiaj, może jutro ? W końcu jesteś mi coś winna. — Ze śmiechem wskazał na swoją pobrudzoną od napoju koszulkę, której plamy wcześniej nie zauważyłam.
— Jezu tak bardzo przepraszam. — Zaczęłam się kłaniać w stronę chłopaka. Co za wstyd.
— W porządku. — Uśmiechnął się. — Wystarczy, że dasz mi swój numer. — Wyjął z kieszeni spodni telefon i podał go mi. Bez namysłu wpisałam chłopakowi swój numer i oddałam komórkę. — Napewno się odezwę. — Powiedział na pożegnanie i zniknął gdzieś za rogiem.

Czy ja właśnie spotkałam tego słynnego rapera ? SoMin nigdy by mi nie uwierzyła. Ale jest coś w nim co mnie intryguje. Wydaje się być ciekawą osobą. Ale czemu przy nim poczułam motylki w brzuchu ?

Stracone zachody miłości | Kim NamJoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz