2

302 14 19
                                    

W mieszkaniu Zayna nic nie zmieniło się prócz, tym razem, większej ilości szklanych butelek w kącie salonu.

-Przepraszam was za to, znacie mojego ojca, nie potrafi nawet tego zrobić - zmieszał się - Kawy? Herbaty?

-Spokojnie Zee, to tylko my - uśmiechnął się Liam.

-Taa, masz rację, ale wciąż, niezbyt wypada żeby mój stary tak się zachowywał.

-Nie bierz na siebie win swojego ojca, to nie twoja odpowiedzialność przecież - odparł Niall z widoczną otuchą w głosie - nie oceniamy cię za nic.

Mulat lekko speszony pokiwał głową i poszedł rozłożyć kanapę, by każdy mógł znaleźć chociaż kąt dla siebie.

-Boo - szepnął ten głos, a przez brzuch Louisa przeleciało stado rozpędzonych motyli - skoczysz ze mną na papierosa?

-Mówiłem ci kochanie jak bardzo sobie niszczysz tym zdrowie - zamarł dopiero ogarniając zamglonym umysłem co jego usta wypuściły bez powiadomienia o tym mózgu.

-Chcesz żebym spalił więcej bez twojego pilnowania, czy mniej z tobą? - po tych słowach przerzucił młodszego przez ramię i krzyknął do reszty, że idą się przewietrzyć. Szatyn z początku nie dawał za wygraną i rzucał się jak poparzony, ale zrozumiał, że tylko traci tym samym energię, gdyż Harry jest uparty jak mało kto.

-Zatem co chcesz na urodziny dzieciaku? - zapytał ostentacyjnie zielonooki po dłużej chwili komfortowej ciszy.

-Ja pierdole, Harry. To nawet nie jest pół roku różnicy.

-Przecież się droczę, nie bądź taki poważny - burknął.

-Możecie się złożyć na jakieś ultra-gejowskie obuwie, chyba że chłopcy już coś kupili...

-Nie! To znaczy, to bardzo dobry pomysł - zaśmiał się nerwowo. Po tych słowach niższy wyrwał paczkę i pobiegł w stronę klatki schodowej. Nim jednak zdążył wpisać kod, coś, a raczej ktoś,  pchnął go w bok. Upadł twardo tyłkiem na zimnych kostkach brukowych przez co skrzywił się, lecz momentalnie został przygwoźdżony całą długością do ziemii przez rozbudowaną klatkę piersiową. Poczuł ciepły oddech na swoim profilu przez co przymknął oczy wdychając cały zapach Harry'ego który dał radę dotrzeć do jego nozdrzy. Natomiast starszy, jak gdyby nigdy nic, otworzył paczkę, wciąż tkwiącej w dłoni drugiego i wyjął papierosa. Zapalił go, zaciągnął się i dmuchnął mu w twarz po czym rzucił wciąż tlącą się fajkę utrzymując kontakt wzrokowy. To niebieskie tęczówki były tymi które pierwsze się poddały w tej małej walce.

-No dalej, przeziębisz się - loczek wstał i podał dłoń mniejszemu po czym, już po chwili, szli ramię w ramię na górę do mieszkania.

Po paru godzinach, wielu żartów z Harry'ego i Louisa oraz szybkiej wyprawy Liama i Nialla po alkohol, cała piątka rozsiadła się na kanapie z pierwszym, lepszym horrorem na ekranie. Loczek stwierdził, że nie chce rzygać jak kot więc tym razem sobie odpuści, lecz po za nim tylko Louis był świadomy otoczenia ze względu na wyjątkowo mocną głowę.

-Lou... - szepnął lokowaty.

-Co się dzieje, Curly?

-Podnieś nogę - Louis skonfundowany sytuacją mimo wszystko wypełnił prośbę. W tym samym momencie Harry przerzucił ją przez szerokość jego ud. Szatyn dziesięć razy bardziej świadomy czynów przyjaciela ledwo był w stanie skupić się na filmie, mając nogi splątane z NIM przez jakąś połowę seansu. W pewnym momencie kędzierzawy podniósł łydkę mniejszego jakby było to piórko i włożył ją między swoje bez żadnego słowa, czy nawet krótkiego spojrzenia. Pod koniec filmu Louis poddał się i pozwolił powiekom swobodnie opaść. Zasnął pomiędzy nogami, zapachem i lokami Harry'ego, ale, ani jednemu, ani drugiemu wydawało się to nie przeszkadzać.

you are too obvious | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz