21

197 12 6
                                    

-H-harry - szepnął ledwo słyszalnie, jakby nie chcąc być usłyszanym. Kręconowłosy powoli odwrócił głowę tak, że Louis był w stanie zobaczyć jego profil. Po bladej skórze spływała powolna łza, aż spotkała się z opadniętym koncikiem malinowych ust. Nagle poczuł ucisk w klatce piersiowej, jakby ktoś po prostu go miażdżył. Trzęsące się ręce były coraz bardziej mokre, że musiał wycierać je o prześcieradło. Poczuł duszności i nagle wszystko zaczęło wirować. Zielone tęczówki przeszywały go na wylot, usta miał uchylone w wyraźnym szoku. Krew w żyłach przepływała mu w zawrotnym tempie, a serce jakby chciało mu się wyrwać z piersi.

-Nie opuszczaj mnie b-bła-błagam - zająknął się bez tchu. W tym momencie Styles przeskoczył przez całe łóżko i złapał twarz mniejszego w gładkie i duże dłonie.

-Kochanie, będę przy tobie - zaszlochał wyższy i położył podbródek mniejszego na swoim barku.

-Tak bardzo na ciebie nie zasługuję - zaczął szatyn.

-Powiesz mi wszystko kiedy tylko będziesz w stanie - pogładził go po miękkich jak puch, karmelowych włosach. Tomlinson się zatrząsł i wychrypiał - zadzwoń do Michaela.

Harry'ego zamurowało, ale zrobił to o co go poprosił przyjaciel, bez słowa sprzeciwu. Louis zawinął się w białe prześcieradło, a z jego niebieskich jak niebo oczu spływały strużki gorących łez. Wciąż czuł na sobie jego wymowny wzrok, ale nie miał zamiaru wyjaśniać dlaczego to akurat Clifford miał tu przyjść. W końcu usłyszał dzwonek do mieszkania, a Harry zerwał się potykając i popędził, by otworzyć drzwi frontowe. Platynowy blondyn przekroczył próg pokoju, a za nim od razu brunet.

-Styles, ty pieprzony chuju - warknął Mike, gdy tylko zobaczył chłopaka na łóżku. Podszedł ostrożnie do Louisa, jakby jeden niewłaściwy dotyk mógł spowodować katastrofę. Mniejszy wtulił się z jego ciało automatycznie, za to drugi trzymał go, jak najbardziej wrażliwy przedmiot na tym świecie. Jakby był z porcelany i mógł się stłuc za pomocą ledwo widocznego czynu. Tomlinson nie czuł się kochany. Nie czuł się chciany, ale wiedział, że to dzisiejszy dzień zmieni jego życie nieodwracalnie. Oby tylko Harry nie przeczytał za dużo. To dla niego tyle zrobił. Nie koniecznie same pozytywne rzeczy, ale mimo wszystko to dla tego chłopaka poświęcił swoje zdrowie. Czy było to głupie? Najpewniej tak. Nawet sam szatyn może to stwierdzić. Nachylił się do ucha Michaela i szepnął, wciąż pod czujnym wzrokiem przyjaciela - kocham go - na co chłopak tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. Nagle usłyszeli trzask, a Styles znikł z pomieszczenia. Louis zaczął się podnosić pomimo wielu protestów ze strony byłego chłopaka, lecz on jak w transie zaczął się kierować w stronę odgłosu tłumionego szlochu.

-Przepraszam.

-Za co ty mnie przepraszasz?

-Za mnie - powiedział po cichu - Za mnie kurwa! To ja jestem tym czynnikiem który sprowadza wszystko do pierdolonej destrukcji! - chłopak w przeciągu sekundy zmienił swoje zachowanie o 180 stopni. Gdy Tomlinson walnął pięścią o ścianę, Harry wzdrygnął się i wypuścił kolejny suchy szloch kiwając się. Louis przeczesał włosy, przez co całą grzywkę miał we krwi przez zbite i zdarte kostki. Mniejszy popatrzył, to na przyjaciela, to na wgłębienie w ścianie, po czym zsunął się po niej chowając twarz w kolanach i oddychając płytko.

-Pomogę ci - powiedział prostolinijnie zachrypnięty głos z drugiego końca pomieszczenia. Słyszał ciche i niepewne kroki, po czym ciało, promieniujące ciepłem, osunęło się tuż obok jego boku na co poczuł się trochę bezpieczniej.

you are too obvious | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz