12

241 14 16
                                    

Następnego dnia Louis obudził się wyjątkowo wcześnie. Była dopiero ósma w pieprzoną sobotę. Dlaczego to akurat dziś mu się przytrafia? Spróbował ponownie usnąć, lecz nagle Harry się poruszył, tak, że kolano Tomlinsona aktualnie znajdowało się pomiędzy nogami Stylesa. Szatyn dopiero po chwili zorientował się co napiera na jego nogę. Zerknął pod kołdrę, i tak, była to półtwarda męskość starszego. Teraz już na pewno nie zaśnie. Ale nie ma co spekulować przecież, tak się zdarza czasem z rana. Jak na zawołanie brunet zaczął ledwo słyszalnie mruczeć - L, tak dobrze całujesz...

Mniejszy wytrzeszczył oczy, a jego policzki zaczęły palić. Kręconowłosy powoli zaczął się ocierać o kolano młodszego - nie przestawaj Lou, jest tak dobrze - jęknął przeciągle. Tommo czuł, że i w jego spodniach zaczyna pojawiać się niemały problem. Musi to przerwać zanim zajdzie to za daleko. Sięgnął po telefon i nastawił budzik na za dwie minuty. Gdy w końcu pojawił się dźwięk alarmu kędzierzawy uchylił niemrawo powieki, zatem Louis prędko je zamknął. Gdy zielonooki zrozumiał w jakiej sytuacji się znalazł odskoczył od przyjaciela jak poparzony i w biegu powiadomił, że idzie do łazienki, by się umyć. Tomlinson mruknął w odpowiedzi, a gdy usłyszał, że drzwi się zamykają wyłączył alarm i odetchnął głęboko. Już po sprawie. No może nie po końca, bo teraz musi sobie po cichu zwalić, ale to szczegół. Po kilkunastu minutach H wrócił, by minąć się z szatynem który pędził ze stertą ubrań.

-Nie tak prędko Potter - zaczepił go.

-To nie ja mam na imię Harry - odpowiedział mało inteligentnie spoglądając spod rzęs po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł. Czuł się skrępowany przez to co zrobił. Wracając, napisał na grupowym czacie czy może chłopcy nie będą się chcieli spotkać. Liam, jak to Liam odpisał natychmiastowo, że może nawet teraz wpaść. Louisowi spadł kamień z serca, że nie będzie teraz spędzał czasu z brunetem sam na sam. Nagle ujrzał nową wiadomość od kędzierzawego, że lepiej żeby było to koło południa, bo Tomlinson i on mają plany na ten moment. Skonsternowany zatrzymał się w pół kroku i zaczął intensywnie myśleć nad zamiarami przyjaciela. Lokowany wyłonił się z pokoju powiedział szeptem - uważaj, bo ci się zwoje przepalą - i pociągnął go do pomieszczenia.

-Mamy plany? - zapytał podejrzliwie L.

-Mamy plany.

-Od kiedy to jesteś taki tajemniczy?

-Dopiero mogę zacząć być - poruszył sugestywnie brwiami. Tommo na ten ruch prychnął śmiechem i zabrał się za robienie prowizorycznego makijażu. Harry co chwilę zaglądał mu przez ramię i pytał o do czego służy, a szatyn ze stoickim spokojem odpowiadał na każde pytanie. Nawet te najdurniejsze.

-Zatem co robimy?

-Zabiorę cię na śniadanie i do kina - wyszczerzył się, a Louis zatonął w swoich własnych myślach. Z każdą sekundą, a zarazem brakiem reakcji ze strony Tomlinsona, banan na twarzy Harry'ego opadał.

-To znaczy jeśli nie chcesz, nie musimy nigdzie iść. Założyłem, że może ci się to spodobać, ale przecież nie jest to konieczność. W żadnym wypadku.

Szatyn w odpowiedzi uśmiechnął się pogodnie i pokręcił głową w rozbawieniu - po prostu się zastanawiałem, czy to randka. Tak czy inaczej poszedłbym z tobą na koniec świata.

Styles zaśmiał się nerwowo zażenowany jego tłumaczeniami, lecz nie odpowiedział w żaden sposób na domysły przyjaciela, gdy ten kończył się malować.

you are too obvious | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz