24

185 10 6
                                    

Wyjątkowo mozolnie szło tym razem, nie jestem zbytnio zadowolona ;))

***

Po godzinnej sesji Louis wytoczył się z sali pod numerem 28. Gdy tylko chłopak złapał kontakt wzrokowy z Harrym ten automatycznie podbiegł do niego. Tomlinson zaczął się zastanawiać czy na prawdę wygląda tak jak się czuje, jeżeli ten tak zareagował. Zaśmiał się w duchu, bo zrozumiał, że gdyby tak rzeczywiście było, to dostawałby więcej atencji każdego dnia. Nie żeby miał jakiś problem ze Stylesem oraz ilością uwagi jaką mu poświęca i poświęcał. Po prostu to on jest niekompletny. Starszy zachowuje się nienagannie i Tommo nie ma prawa go o cokolwiek obwiniać. Jego rozmyślania przerwały usta bruneta które niebezpiecznie szybko się zbliżały. Koszykówka się jednak na coś przydała. Zwinnie wyminął ruch chłopaka dziękując w duchu za swój refleks. Przytulił go obejmując rękami w talii i szepcząc, że przecież Jay stoi tuż za nimi.

-Shieet - zaklął - Masz rację, przepraszam. Zapomniałem się - odpowiedział równie cicho co Louis. Matka chłopca zapytała, jak udała się wizyta, na co L odpowiedział wymijająco, że jak co tydzień- w porządku. Wsiadając do samochodu zapytał:

-Mamo, wysadzisz nas w centrum? Chcę pójść z Haroldem na te nowe lody.

-Oczywiście Lou Bear - uśmiechnęła się kobieta wciąż skupiona na drodze.

Gdy tylko wysiedli z pojazdu Harry zaczął dopytywać skąd taki nagły pomysł na lody.

-Musisz się przyzwyczaić H - zaśmiał się sucho na co starszy złapał małym placem ten jego. Szatyn tak zagapił się na ich złączone dłonie, że wpadł na klatkę jakiegoś mężczyzny - Tak bardzo przepraszam - zaczął się podnosić i po chwili uniósł głowę spoglądając na Luke'a Hemmingsa oraz Michaela Clifforda trzymających się za ręce. Wytrzeszczył oczy nie dowierzając, że akurat dwóch jego ex są w relacji tego typu. W jednym momencie ogarnął go paniczny i nerwowy śmiech.

-Louis! Jak się trzymasz? - spytał Mike.

-Jest w porządku - odburknął za niego Harry.

-Styles, nie wtrącaj się - poprosił błagalnym głosem Luke na co ten tylko zmarszczył brwi.

-Śpieszymy się, ale jeśli będziecie mieli jakąś sprawę- śmiało dzwońcie. Cześć - powiedział i mrugnął platynowy blondyn po czym pociągnął za sobą chłopaka przez co reszta tylko skinęła głową nie do końca pojmując zdarzenie które właśnie miało miejsce.

-Co to kurwa było?

-Nie wiem, Curly. Nie mam jebanego pojęcia.

-Wiesz co Louis, ostatnio sporo myślałem - powiedział po jakimś czasie, cicho, kręconowłosy przez co serce Louisa szybciej zabiło - ale spokojnie skarbie -  uspokajająco potarł kciukiem zewnątrzną stronę mniejszej dłoni - Po prostu chciałbym z tobą wyjechać na dłuższy weekend. Myślę, że dobrze nam to zrobi.

-Dostałem zawału, głupku - odetchnął - ale nie wiem czy to dobry pomysł. Myślenie nie jest twoją mocną stroną. Moja osobowość może sobie średnio z tym poradzić.

-Proszę cię słońce - poprosił ignorując pół wypowiedzi. Zrobił żabie oczy, a kim byłby Tomlinson, gdyby nie przystał na tą propozycję wyjazdu?

-Jaka data w takim razie?

-Uh, nie wiem.. Może zapytajmy się twojej mamy o jakiś termin?

-W porządku - stwierdził mniejszy idąc to drewnianej budki i prosząc o śmieszne smaki lodów w swoim rożku. Chwilę później usiedli na najbliżej ławce.

-Patrz, to jest ogórkowy - polizał po czym się skrzywił - marchewkowe były lepsze.

-Nie tknę tego. Życie mi jeszcze miłe - wzdrygnął się Harry na co chłopak się zaśmiał i odparł - Życie jest jedno, Hazz. Trzeba czerpać z niego pełnymi garściami.

-Pewnie masz rację, jak zwykle - uśmiechnął się uroczo - wracajmy już, zaraz będzie całkowicie ciemno.

Louis bez oporów przystanął na pomysł przyjaciela, zatem chwilę później już znajdowali się w łóżku zmęczeni po takim dniu.

you are too obvious | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz