6

249 14 15
                                    

Następnego dnia drużyna Tomlinsona miała trening na siłowni. Idąc do szatni on już doskonale wiedział, że Niall się na nim nie stawi. Uważał, że trenują koszykówkę więc po co ma zapieprzać z ciężarami, nie po to wybrał taki sport.

-Zayn, Liam, Harry - uścisnął każdego po kolei - wyczułem? Nie ma Niallera?

-Nope - zaprzeczył lokowany. Już po paru chwilach wszyscy stawili się na sali, trener kazał się dobrać w pary więc, chcąc, nie chcąc, niebieskooki skończył ze Stylesem.

-Co ci dziś jest? Strasznie niemrawy jesteś - wysnął Louis.

-Nic, Boże daj mi spokój.

-Cokolwiek - złączył usta w cienką linię i nie odezwał się choćby słowem przez najbliższą godzinę. Było to ciężkie zadanie, gdy skóra Harry'ego tak niesamowicie się mieniła pokryta potem, a mięśnie napinały się co chwilę. Ale są priorytety i chłopak je doskonale zna. Wrócił do szatni i poszedł od razu się umyć, ze wzrokiem wbitym w kafelki. Prędko się rozebrał i odpalił prysznic w samym kącie pomieszczenia. Był tak zaobsorwowany swoimi myślami, że nawet nie zauważył że dwa stoiska dalej ktoś powielił jego czynność. Rozbudził go dopiero głos z drugiej strony.

-Przepraszam, Lou. Rodzicom się nie układa, a ja nie powienem przekładać moich spraw na relację z tobą - powiedział niepewnie, plecami do przyjaciela.

-Nic się nie stało, H. Hej, spójrz na mnie - Harry odwrócił się. Żaden z nich nie opuścił wzroku w chociażby okolice brzucha. Lecz po chwili wzrok wyższego zjechał na usta drugiego i odruchowo oblizał swoje. Louis bezmyślnie ponowił jego czynność. Nagle do pomieszczenia wparowała reszta drużyny, więc Tomlinson odchrząknął niezręcznie, spłukał resztę piany, owinął się ręcznikiem w biodrach i pospiesznie wyszedł bez zwykłego odwrócenia głowy w stronę lokowanego. Szatyn był co najmniej zmieszamy zaistniałą sytuacją. Czy na pewno była ona jednoznaczna? Czy ta relacja jest platoniczna? Z rozmyślań wyrwało go lekkie uderzenie w bark. Odwrócił głowę w stronę, skąd został nadany cios.

-O co chodzi Luke? - zdziwił się chłopak.

-Wiesz, pomyślałem, że moglibyśmy gdzieś dziś wyskoczyć po szkole, co o tym sądzisz?

-Jestem umówiony z Harrym, może innym razem, kolego?

-Nie wiedziałem, że się spotykacie - zamyślił się blondyn.

-Bo tak nie jest! Chyba jednak dam radę przesunąć to spotkanie...

Louis abso-kurwa-lutnie nie miał ochoty przesuwać spotkania z loczkiem, ale jego duma nie daje mu innego wyjścia. W szkole kurczowo trzymał się kędzierzawego pomimo wcześniejszej, zaistniałej sytuacji. Nie miał zamiaru pozwolić Luke'owi na spotkanie sam na sam wcześniej, niż była taka potrzeba. Na ostatniej lekcji kreślił wzorki placem na nagim kolanie Stylesa. Gdy już odsuwał się Harry szepnął - nie przestawaj, to takie przyjemne - więc jego ręka wróciła niczym jojo rysując serduszka na skórze. Wraz z dzwonkiem chłopak wybiegł z klasy i po chwili znalazł się przy samochodzie Hemmingsa, gdy uniósł wzrok urzał szmaragdowe tęczówki całe przeszklone, szukające odpowiedzi na wszystkie niewypowiedziane pytania. W tym momencie dostał buziaka w policzek i blondyn otworzył mu drzwi po stronie pasażera, samemu kierując się na swoje miejsce. Zielonooki patrzył jak samochód wycofuje się ze swojego miejsca parkingowego, aż w końcu nie dał rady i oparł się o murek chowając twarz w dłoniach. Louis nie przyswajał do wiadomości co właściwie oznacza ta reakcja jego przyjaciela, lecz zignorował to i stwierdził, że teraz choć na chwilę nie będzie potrzebował do życia tej jednej uzależniającej osoby jaką był nikt inny jak Harry Styles. Nie musi mu się z niczego tłumaczyć. Nigdy.

you are too obvious | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz