9

227 11 28
                                    

-Za kogo ty się uważasz mały skurwielu?! - wykrzyknął Louis. Zerwał się ze swojego miejsca gotowy do ataku za jego haniebny czyn, lecz nagle objęły go te ramiona, a on jedynie przylgnął do tego dotyku.

-Już nie denerwuj się Boo. Ja też byłbym zazdrosny na jego miejscu. Zresztą kto, by nie był - szepnął mu do ucha ocierając ustami o płatek, a po jego kręgosłupie przeszedł dreszcz. Żeby takie małe rzeczy na niego tak bardzo działały?

Do końca imprezy siedzieli wtuleni nie chcąc nigdy przerywać tej chwili, ani wyjaśniać czegokolwiek. Wiedzieli jednak, że jak nie dziś, to jutro, lecz na ten moment nie przejmowali się tym. Pewnie gdyby nie taka potworna ilość spożytego alkoholu już dawno serce wyskoczyłoby Louisowi z piersi.

Z rana Tomlinson szukał dłonią większego ciała obok siebie, lecz znalazł tylko zmięte miejsce w pościeli. Nie powinien łudzić się, że jednak poprzednia noc coś znaczyła, ale po co kłamać. Miał nadzieję. No cóż, nadzieja matką głupich, prawda? Teraz tylko, żeby między nim, a Harrym było w porządku. W końcu można wszystko złożyć na alkohol. Z przemysleń wyrwał go budzik, była 7⁰⁰. Więc może kędzierzawy chciał po prostu podjechać do domu? Na ten moment nie ma to znaczenia, koniec tego. Wyczołgał się z łóżka, założył jakieś dresy i poszedł po cichu do kuchni w celu zdobycia czegokolwiek byleby nie umrzeć wkrótce z głodu. Czuł, że jest tego wyjątkowo bliski, zatem bez skrupułów zabrał banana z koszyka i wskoczył na blat machając nogami. Rozejrzał się wokół. Mieszkanie Nialla wyglądało, jakby przeszło przez nie huragan. Wyjął telefon z kieszeni i zaczął przeglądać wszystkie wiadomości ze wczoraj i dziś. Na szczęście był na tyle mądry, że nie odpisywał nikomu nic głupiego. Odetchnął z ulgą.

Już po godzinie szukał wzrokiem przyjaciela, by dowiedzieć się w jakiej sytuacji znajdują się tak właściwie. Zadzwonił dzwonek, zatem oderwał niebieskie tęczówki od przedzierających się dzieciątek osób w szkolnym holu. Jeżeli Harry nie pojawi się na lekcji, jest w głębokiej dupie.

Louis cały mokry, w połowie lekcji stwierdził, że musi ochlapać twarz zimną wodą, dlatego za pozwoleniem nauczyciela pognał to najbliższej łazienki. Najwidoczniej zielonooki miał takie same plany. Szatyn stał w progu patrząc na skapujące krople wody z twarzy starszego, natomiast on jakby utonął w morzu tęczówek drugiego. Nie potrafili wydusić jakiegokolwiek słowa przez długie sekundy, aż nagle - Dlaczego uciekłeś? Możemy o tym zapomnieć, nie niszczmy przyjaźni przez głupią grę...

Harry tylko pokręcił głową - Boo, nie jestem gejem, nie możemy przekraczać granic.

-Nie będziemy tego robić, H! Obiecuję. Nie chcę cię stracić, proszę...

-Ja ciebie też Lou Bear - westchnął i wytarł twarz papierowym ręcznikiem - no chodź tu - szepnął i zgarnął mniejszego w ramiona. Louis nie zamierzał narzekać, woli friendzone od niczego. Po jakimś czasie przypomniał dlaczego tu właściwie jest więc umył ręce, obmył twarz po czym powiadomił przyjaciela, że spotkają się za 20 minut pod klasą, gdzie mają następną lekcję. Miał zamiar za chwilę spytać Harry'ego jaki był powód jego nieobecności na lekcji, ale teraz starał się skupić na tłumaczeniach nauczyciela Niestety z marnym efektem przez jednego szkodnika.

-Utopiłeś się tam? - szepnął Zayn.

-Spotkałem Stylesa w toalecie, więc zamieniłem z nim dwa słowa - wzruszył ramionami. Brunet zamarł i spojrzał z szeroko rozwartymi oczami na przyjaciela.

-Jesteście razem?

-Co?! Oczywiście, że nie! - wypluł.

-Panie Tomlinson- jedno słowo i zrobi sobie pan spacerek do pani dyrektor - oburzył się pan Montgomery. Speszony Louis nie odezwał się, ani słowem do końca lekcji nie zwracając uwagi na kolegę z ławki i jego głupie starania o atencję.

you are too obvious | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz