8

252 15 21
                                    

Louis chciał z rana pogadać z Harrym, zatem przyszedł do szkoły wcześniej licząc na to, że znajdzie chłopaka pod klasą, tak jak to zwykle bywało. Na randce zrozumiał, że nie jest w stanie wyrzucić go ze swoich myśli, a wystawienie go było co najmniej chujowe z jego strony. Nie powinien przekładać swoich własnych uczuć na nic nie winnego Stylesa. Niestety z każdą minutą tracił nadzieję na to czy lokowany w ogóle przyjdzie do szkoły. A może to była jego wina? Cóż za absurdalny pomysł, za kogo on się uważa, nie jest pieprzonym pępkiem świata. Na lekcji dowiedział się od Nialla, że zielonooki jest chory, ale mimo wszystko stawi się na imprezie wieczorem. Louis może nie był zachwycony okolicznościami w jakich będzie musiał się zmierzyć z porozmawianiem z Harrym, ale nie będzie narzekać. Lepsze to niż nic w końcu. Chłopak do końca lekcji był przygaszony, nie pomagało ciągłe przystawianie się Luke'a, nawet jeśli wielokrotnie uświadamiał blondyna, że wczorajsze spotkanie było jednorazowe.

-Myślę, że Harry nie powinien się pojawić na tej imprezie, może mu się tylko pogorszyć. Zresztą, jak to możliwe, że się rozchorował?

-Sam tego nie wiem, jest twoim oczkiem w głowie więc skąd ja mam to wiedzieć. To ty się wiecznie troszczysz, by nigdy nie zmarzł. A tak po za tym to nie sraj żarem, pewnie się lekko podziębił i nie chciało mu się iść do szkoły - prychnął Niall.

Ale on zawsze jest w szkole, niezależnie od tego jak bardzo nie chce mu się tu być- pomyślał Louis, ale zepchnął tą myśl na tył głowy. Parę godzin później już był pod domem Horana i stał przed drzwiami zastanawiając się, czy na pewno chce tu być. Nie był osobą która myślała dwa razy zanim coś zrobi, ale tym razem czuł, że ta impreza wiele zmieni w jego życiu, a dokładniej w relacji z Harrym. Niestety przyjaciel go skutecznie unikał, nie rozumiał tylko powodu tak dziecinnego zachowania. Nagle wszyscy zostali wezwani, by zrobić kółko i każdy bez zrzędzenia usiadł. Na szczęście była to domówka, zatem Harry nie mógł się wykręcić, że tylko popatrzy, gdyż każda osoba się liczyła. Louis siedział centralnie na przeciwko Stylesa i za każdym razem, gdy tylko spoglądał w jego stronę, ten pośpiesznie odwracał wzrok. Ktoś z tłumu zarządził, że muszą zagrać w butelkę. Nie było i tu żadnego sprzeciwu, zatem Liam obwieścił, że należy tej grze dodać trochę pikanterii.

-Zróbmy tak - zaczął szatyn - osoba jeden kręci butelką, pada na osobę dwa. Osoba dwa wybiera wyzwanie od osoby numer jednen, bądź idzie z nią w ślinę. Jasne, proste i klarowne.

Zakręcił butelką i niespodzianie Danielle pocałowała Payne'a. Parę rund i drinków dalej Zayn wylosował Harry'ego. Louis otworzył trochę szerzej oczy wiedząc, że chłopak musi dokonać wyboru. W jego zamroczonym umyśle, przez alkohol i silne uczucie którym darzył przyjaciela, nie było takie oczywiste co ma on zamiar zrobić.

-Wyzwanie - wybełkotał kędzierzawy z kwaśną miną. Dobry Jezu, jak można być tak czarującym będąc najebanym w trzy dupy?

-Jesteś pewny? - spytał z uniesioną brwią Malik przekomarzając się, wyraźnie bardziej trzeźwy od rozmówcy. Styles powoli pokiwał głową - zatem pocałuj Tommo.

W jednej krótkiej sekundzie każdy zamilkł. Oczy wszystkich zwróciły się na L oraz H. Tomlinson zakrztusił się, próbując złapać resztki powietrza do płuc. Harry z widocznym różem na policzkach, tym razem nie tylko od napojów wysokoprocentowych, szukał potwierdzenia w niebieskich tęczówkach. Louis uznał to za znak i nachylił się do chłopaka przez sam środek okręgu. Złapał go za koszulkę i przyciągnął do siebie patrząc, raz to na błyszczące usta, raz na tęczówki które diamterlnie ściemniały. On po prostu zwilżył wargi i przyłożył je do tych drugich. Pocałunek z początku był niepewny, lecz w jego głowie po kolei wybuchały fajerwerki, a z każdym pewniejszym ruchem Stylesa ilość ich wzrastała. Jedyne o czym myślał to HarryHarryHarry. Z każdą sekundą muśnięcia były coraz bardziej zażarte i pełne pasji.

-Spokojnie panowie - rozdzielił ich nikt inny, jak pierdolony Luke Hemmings. Louis spoglądał z gniewiem na blondyna ciskając w niego  wyimaginowanymi piorunami. Jakim jebanym prawem przerwał taką chwilę?!

you are too obvious | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz