27

148 8 3
                                    

Po skończonych lekcjach, Louis zabrał Harry'ego do kawiarni niedaleko budynku szkoły, by w spokoju pogadać o szczegółach ich wyjazdu.

-Przepraszam cię na sekundę, Mike dzwoni - speszył się Tomlinson, szybko wyciągając dzwoniący telefon który nieszczęśnie przerwał monolog bruneta.

-Cześć kolego, mam do ciebie sprawę - szatyn skupił się momentalnie na rozmowie dopiero po minucie wracając uwagą do przyjaciela.

-Luke jutro przyjedzie koło 9⁰⁰ pod dom i nas zawiezie - uśmiechnął się szeroko.

-To wspaniale! Tak się cieszę, że to może się na prawdę udać! Tylko trzeba jeszcze spytać twojej mamy, czy w ogóle pozwala nam na ten wyjazd - powiedział cicho już z wyraźnie mniejszym zapałem.

-Nie martw się. Nie byłaby sobą, gdyby nam zabroniła.

-Jeśli tak mówisz - odparł lekko zielonooki i powrócił do jedzenia swojej szarlotki. Louis dopiero po chwili zrozumiał, że nie jest w stanie oderwać spojrzenia od chłopaka. Wpadł i był tego świadomy. De facto dobrym pomysłem byłoby poinformowanie przyjaciela o swoich uczuciach. Tak, zamierza wcielić swój plan w życie, a przynajmniej się postara.

Gdy oboje skończyli jeść, Tomlinson zapłacił na co oczywiście pojawił się pewny sprzeciw ze strony chłopaka, ale ten nie dał za wygraną. Powoli zaczęli kierować się w stronę domu, a ich ramiona lekko ocierały się o siebie nawzajem co jakiś czas. Szli w komfortowej ciszy, a przynajmniej takowa ona była dla młodszego. Zanim się zorientował już wchodzili do mieszkania.

-Dzień dobry słoneczka, jak było w szkole? - przywitał ich radosny głos Jay na co Louis uśmiechnął się pod nosem. Dobry humor mamy jedynie pomoże mu w negocjacjach.

-Nie mogę narzekać. Notabene, mamo, co sądzisz o małej wycieczce dla mnie i Harry'ego?

-Rozwiń się, mój drogi.

Szatyn zaczął tłumaczyć jak wszystko ma wyglądać. Na początku pani Tomlinson nie była zbyt przychylnie nastawiona, lecz, gdy Styles zapewnił o jego i swoim bezpieczeństwie, a na koniec dorzucił swoje słynne, żabie oczy, decyzja została podjęta. Oczywiście z werdyktem na korzyść chłopców.

-Nie mogę w to uwierzyć - wyszeptał uradowany kręconowłosy, gdy przeszli przez próg ich pokoju. Od razu po zamknięciu drzwi, niższy został przygwożdżony to drewna. Sapnął zaskoczony, gdy na jego twarzy zostawiano coraz to szybsze buziaki. Szły przez żuchwę poprzez policzki, nos, powieki, kończąc na czole. Z ust młodszego wyszedł cichy chichot po czym powoli otworzył oczy. Pierwsze co zobaczył to maślane oczy w których tańczyły malutkie iskierki szczęścia.

Po kilku godzinach, leżąc w końcu w łóżku, ze splątanymi kończynami, Harry cicho się odezwał - Wiesz, że usta zawsze znajdują drogę do tych drugich, nawet, pomimo całkowitej ciemności? - nie czekając na odpowiedź dziobnął jego usta - Widzisz?

-Widzę, kochanie. Widzę... - odpowiedział rozczulony. Po tych słowach Styles spowrotem opadł na jego klatkę, na co ten owinął jego talię swoim ramieniem. Zastanawiając się jak bardzo zmieniła się ich relacja powoli kreślił wzorki na biodrze chłopaka. Nie jest w stanie uwierzyć, że z ledwo kolegów, ich znajomość przerodziła się w coś takiego. Ale właśnie, co to takiego? Louis nigdy nie lubił się szufladkować, ale chce, by on i chłopak jego marzeń, byli czymś. Chciał poczuć, pewnego stopnia, pewność, że dla Harrego nie jest to nic nie znacząca zabawa. Gdy w końcu usłyszał miarowe oddechy owiewające jego obojczyki stwierdził, że powinien chociaż postarać się zasnąć. Po paru minutach sam wpadł w sidła Morfeusza.

you are too obvious | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz