the past

2.8K 183 41
                                    

Words: 1032
Warnings: -
Author's Note: W poniedziałek udostępniam ostatni maratonowy shot, a później będziemy czekać do kwietnia z kontynuacją. Czuję się z tego powodu dziwnie, jednak postanowiłam dużo wcześniej, że oficjalnie shoty zacznę wiosną i będę się trzymać tego postanowienia.
Dziękuję za trochę ponad tysiąc wyświetleń pod tym projektem <3

Cichy huk upadającego ciała wypełnił terytorium Sukuny. Ledwo dysząc leżałaś tuż przed jego tronem, a krew w szybkim tempie opuszczała twoje ciało. Kaszlnęłaś, wypluwając czerwoną ciecz.

 - Kiedyś mnie kochałeś, a teraz próbujesz się mnie pozbyć? - warknęłaś, spoglądając w jego kierunku.

 - Nigdy cię nie kochałem, głupia - odpowiedział, opierając się na swojej dłoni z zadziornym uśmiechem.

 - Nie mówiłam o mojej obecnej odsłonie - wymamrotałaś, padając bezsilna. Z trudem łapałaś powietrze. Nagle przed twoimi oczyma pokazały się stopy Króla Klątw. Straciłaś przytomność, czując, jak chwyta twoje ramiona.

Otworzyłaś oczy, a widząc nad sobą drewniany sufit, zrozumiałaś, że wspomnieniami wróciłaś do tamtych czasów.  Podniosłaś się i spoglądając na swój strój, zamarłaś. Biegiem ruszyłaś do poidła dla waszych koni i spojrzałaś na swoje odbicie. Subtelny makijaż zdobił twoją twarz, włosy wysoko upięte, a ubrana byłaś w eleganckie kimono.

 - To nie może być ten dzień. - Przemknęło przez twoje myśli.

 - Oh, tu jesteś kochanie! - Usłyszałaś uradowany głos swojej matki. Podeszła do ciebie i obejmując jednym ramieniem, zaczęła gdzieś cię prowadzić. 

Główny dziedziniec wioski ozdobiony był w różnokolorowe kwiaty, a niedaleko studni stał jakiś mężczyzna. Dopiero po chwili dotarło do ciebie, że tym mężczyzną był wybrany przez ojca twój przyszły mąż. Nie chciałaś tego małżeństwa. Nawet nie znałaś osoby, z którą miałaś założyć rodzinę. Jedyna rzecz, o której wiedziałaś to, to że pochodził z dość wpływowej rodziny, co mogło znacznie podnieść wasz status społeczny.

 - Jesteś taka piękna, jestem szczęściarzem - powiedział spoglądając na ciebie z uśmiechem.

Serce mocno kołatało ci w piersi. Kątem oka spojrzałaś na swoich rodziców. Matka płakała, a ojciec jak zawsze nie pokazywał żadnych emocji. Zacisnęłaś wargi, rzucając harde spojrzenie narzeczonemu. Przełknęłaś gulę w gardle i gdy nadeszła twoja kolej na wypowiedzenie przysięgi, zacisnęłaś pięści.

 - Żadnego ślubu nie będzie - warknęłaś i uciekłaś.

Słyszałaś za sobą duże zamieszanie, krzyki wściekłego ojca i przekleństwa niedoszłego męża. Nigdy nie chciałaś być kartą przetargową, nawet jeśli musiałaś odejść na zawsze, pragnęłaś być wolności. Biegłaś przed siebie, aż wybiegłaś za tereny wioski. Ktoś cię gonił, jednak nie zwracałaś na to uwagi. Ktoś krzyczał ostrzeżenia na temat lasu, który stał się twoim celem, nie słuchałaś. Nim się obejrzałaś, wysokie drzewa cię otoczyły, a powietrze jakby zgęstniało. Jeszcze dużo czasu minęło nim się zatrzymałaś. Łapiąc oddech, padłaś na kolana tuż obok jeziora oświetlonego przez światło księżyca. Wpatrywałaś się w swoje odbicie. Wściekła wyciągnęłaś piękne spinki i rzuciłaś je daleko do wody. Słysząc charakterystyczny dźwięk, odetchnęłaś. Pochyliłaś się i biorąc wodę w swoje dłonie, zmyłaś makijaż. Położyłaś się na piasku i cicho wpatrywałaś się w migoczące na niebie gwiazdy. Uciekając wyrzekłaś się domu, już nie miałaś dokąd wrócić. Słone łzy spłynęły po twoich policzkach. Zamknęłaś zmęczone oczy i oddałaś umysł w błogie objęcia snu. Półprzytomna poczułaś, jak ktoś podnosi cię z piasku.

Gdy się obudziłaś ujrzałaś jedynie tron zbudowany z kości. Zaniepokojona zadrżałaś i szybko podniosłaś się do pozycji siedzącej. Rozbieganym wzrokiem przebiegłaś po ciemnej jaskini, w której się znajdowałaś.

 - Jeszcze nikt z własnej woli nie wszedł do mojego lasu. - Usłyszałaś niski głos gdzieś w ciemności.

Ktoś klasnął i nagle pochodnie zapłonęły żywym ogniem. Widziałaś kilka metrów przed sobą sylwetkę człowieka. W pierwszej chwili przerażenie opanowało twoje ciało. On nie mógł być człowiekiem.

Postać przed tobą miała cztery ramiona oraz tyle samo oczu. Szeroki uśmiech rozciągał się na jego twarzy. Ciało pokryte czarnymi tatuażami. Wyglądał jak diabeł, co niepokoiło cię jeszcze bardziej. Co jeśli łamiąc rozkaz ojca zostałaś skazana na wieczne cierpienie w piekle?

 - K-kim jesteś? - zapytałaś, a głośny śmiech twojego towarzysza rozniósł się po jaskini.

 - Kim ja jestem? Wkroczyłaś na moje terytorium nie mając o mnie pojęcia? Głupia dziewka, zwą mnie Ryomen Sukuna.

Zamarłaś słysząc jak się nazywa. Przełknęłaś ślinę, czując jak bardzo złą decyzję podjęłaś uciekając do lasu. Według mieszkańców wioski Sukuna był demonem, którego nie da się pokonać i jedynie dając mu ofiarę można odetchnąć z ulgą na jakiś czas. Gdy ktoś łamał prawo wioski był zmuszany przez szamanów do jej opuszczenia i najczęściej musieli udać się do lasu, z którego nikt nigdy nie wrócił. Sama skazałaś siebie na śmierć w cierpieniach. Drżąc, padłaś przed Sukuną na kolana.

 - N-nie zabijaj mnie - wypłakałaś.

Zadrżałaś, czując jedną z jego dłoni na swoim policzku. Kazał ci na siebie spojrzeć. Uważnie śledził wzrokiem rysy twojej twarzy, aż w końcu cmokając oddalił się i usiadł na tronie. Oparł swój podbródek o dłoń i nadal na ciebie patrząc, uśmiechnął się.

 - Udowodnij mi, że jesteś tego godna.

Nie wiedziałaś jakim cudem, ale przeżyłaś z Sukuną u boku kolejne kilka miesięcy. Każdej nocy zasypialiście obok siebie, by następnego dnia pustoszyć pobliskie wioski. Pokochałaś smak władzy, którą miałaś dzięki Królowi Klątw. Delektowałaś się, widząc przerażenie na twarzach ludzi.

W końcu minął rok. Dumnym krokiem szłaś w kierunku swojej wioski, Sukuna kroczył tuż obok. Adrenalina owładnęła twój umysł, gdy jak w amoku zabijałaś wszystkich, którzy stanęli ci na drodze do ojca. Krzyk wydobył się z ust twojej matki, widząc sztylet wbity w pierś męża. Ochlapana ciepłą krwią rodzica z uśmiechem i ją zabiłaś. Twoją białą szatę splamiła karmazynowa ciecz. Wyszłaś na główny dziedziniec, delektując się widokiem palących się domów, krzyków rozpaczy i bólu. Tuż przy studni stał Sukuna, wyciągnął w twoim kierunku zakrwawioną dłoń, którą śmiało chwyciłaś. Przyciągnął cię do siebie i pocałował cię, na co z twoich warg uciekło westchnienie.

Słysząc dziwny dźwięk, odwróciłaś się za siebie i zamarłaś. Nagle w twojej piersi znalazła się strzała. Ogromny ból rozniósł się po twoim ciele. Padłaś na kolana. Jak przez mgłę widziałaś, jak twój ukochany walczy z szamanami z twojej wioski. W końcu wydałaś ostatnie tchnienie i odeszłaś.

Wzięłaś głęboki oddech i szeroko otworzyłaś oczy, czując ból w całym ciele. Przed swoją twarzą widziałaś uśmiechniętego Sukunę. Przejechałaś dłonią po jego policzku.

 - Nawet nie masz pojęcia, jak długo musiałem na ciebie czekać.

 - Chyba nie robiło ci to zbyt dużej różnicy, będąc jedynie palcami. Ja w kółko rodziłam się i umierałam. Nawet nie masz pojęcia, jak ciężko było mi żyć bez ciebie obok - szepnęłaś.

 - Jednak nie pojmuję, czemu przeszłaś na stronę tych parszywych czarowników. Mogłabyś razem ze mną zapanować nad światem. Mogłabyś mieć wszystko, czego zapragniesz.

 - Pragnę jedynie ciebie. Byłam spełniona, gdy tysiąc lat temu, żyjąc po raz pierwszy, razem z tobą spustoszyłam swoją wioskę.

 - Zatem jestem tu, tylko dla ciebie.

does curse can love? jjk oneshotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz