golden

2.4K 154 8
                                    

Words: 1016
Warnings: przemoc, krew, śmierć
Author's Note: Szczerze mówiąc, to nie mogę się już doczekać zimy i filmu jujutsu kaisen. Nie mogę doczekać się także drugiego sezonu i polskiej wersji mangi. Swoją drogą, macie w planach zakup mangi? Osobiście chyba się skuszę. Do następnego <3
10/18

Pieniądze od zawsze były czymś ważnym w życiu człowieka. To one określały jego pozycję w społeczeństwie, jeśli je miałeś - byłeś kimś, jeśli nie, stawałeś się nic nie wartym robakiem, którego należy zdeptać lub wykorzystać jako tanią siłę roboczą. Nic więc dziwnego, że postanowiłaś trochę narozrabiać.

Był to środek nocy. Włamałaś się do skarbca brata samego cesarza. Wiedziałaś, że ryzykujesz wiele, ale mężczyzna, który władał waszą prowincją, kąpał się w złocie i pewnie nawet nie zauważyłby braku kilku błyskotek. Niestety zdecydowanie nie miałaś szczęścia, bo jak się później okazało, skarbiec był chroniony przez cały czas. Do środka dostałaś się bez problemu, natomiast wyjście... okazało się mieć tragiczne skutki.

 - Puśćcie mnie! Ja wszystko oddam! Błagam! Bądźcie ludźmi! - wrzeszczałaś, gdy dwóch strażników prowadziło cię do lochów.

Spędziłaś w więzieniu blisko trzy dni. W końcu nadszedł dzień twojej egzekucji. Związana grubymi sznurami szłaś po środku drogi w centrum twojego miasta w otoczeniu strażników, a brat cesarza z wysoko uniesioną głową obserwował to ze swojego tronu. Twarz miałaś opuchniętą od płaczu.

 - [Y/N]! Dziecko! - Słyszałaś głos swojej matki, widziałaś, jak próbuje przedrzeć się przez strażników. Wystarczyło jedno skinienie tego tyrana, by ta ucichła już na zawsze. Ciepła krew twojej rodzicielki ochlapała twoją twarz. Bolesny wrzask opuścił twoje gardło, gdy to samo spotkało resztę twojej rodziny. Padłaś na kolana tuż przed mężczyzną.

 - Jakieś ostatnie słowa? - zapytał, a ty zmroziłaś go spojrzeniem. Splunęłaś tuż u jego stóp.

 - Zgnijesz w piekle, diable-

Jeden ze straży kopnął cię w żebra. Twarz brata cesarza wykrzywiła się w obrzydzeniu. Donośnym głosem oznajmił twój wyrok; wygnanie. Ktoś zapewne pomyślałby, że wygnanie jest łagodną karą, nie tu, nie kiedy bestia żądna krwi równała z ziemią wszystkie wioski i miasta, które stawały na jego drodze. Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż twojego kręgosłupa. Gdybym powiedziała, że byłaś przerażona, byłoby to dużym niedopowiedzeniem. Łzy pływały po twoich policzkach, w myślach błagałaś wszystkie znane ci bóstwa o litość, a na głos krzyczałaś w kierunku mieszkańców. Znałaś ich, znałaś ich wszystkich, na co dzień obcowałaś wśród tych ludzi, pomagałaś im, byłaś życzliwa i nie sprawiałaś problemów, z kilkoma z nich nawet się przyjaźniłaś. Jednak teraz, kiedy twoje usta wołały o pomoc, zdruzgotany wzrok szukał wsparcia, wszyscy odwracali głowy w przeciwnym kierunku. Czułaś, jak twoje serce rozpada się i płonie. Krwawiłaś, nie fizycznie, lecz głęboko w swojej podświadomości. Sztylet nienawiści wyrył w tobie ranę, która nigdy się nie zagoi.

Okropny wrzask opuścił twoje wargi, gdy brama miasta zatrzasnęła się za tobą. Bezsilna padłaś na kolana. Dusiłaś się własnymi łzami. Ciemne chmury powoli zbliżały się w kierunku miasta, wiedziałaś, że będzie padać, a gdzieś w oddali dało się usłyszeć grzmot.

 - Litości... - wyszeptałaś, ale nikt ci nie odpowiedział.

Chwiejąc się, wstałaś i ruszyłaś w drogę przeciwną od twojego miasta. Pierwsze, ciężkie krople opadły na twoją twarz, powoli obmywając ją z krwi twojej matki. Sznury krępowały twoje ręce, ciężko było ci stawiać kolejne kroki. Wiedziałaś, że jeśli bestia nie dopadnie cię pierwsza, to umrzesz z głodu lub pragnienia.

Nie miałaś pojęcia, jak długo szłaś, wokół panował mrok, była już noc. Zaczęłaś potykać się o własne nogi. Błoto pod twoimi stopami, utrudniało poruszanie się, a przez mokre ubranie, czułaś okropny chłód. Szczękanie zębami nie chciało ustać, był to jedyny dźwięk, jaki towarzyszył ci od dłuższego czasu.

Nagle usłyszałaś czyiś głośny śmiech. Zatrzymałaś się i przerażona, szeroko otworzyłaś oczy. Dwie pary oczu przyglądały ci się, błyszcząc w ciemności. Zadrżałaś i padłaś na kolana. Nie pozostało ci nic innego, jak tylko błagać o oszczędzenie twojego życia lub szybką, bezbolesną śmierć.

 - Kogo my tu mamy? - powiedział, a jego niski głos, spowodował dreszcze na twojej skórze.

 - Błagam... - wyszeptałaś, niezdolna do wypowiedzenia tego głośniej. Jego dłoń dotknęła twojej brody, zmuszając cię do spojrzenia w górę. Patrzył na ciebie, uważnie analizując twoją twarz. Szaleńczy uśmiech malował się na tej jego, ostre paznokcie nieprzyjemnie wbijały się w twoją skórę. Jego ramiona objęły cię, podczas gdy on sam odgarnął zabłąkane, mokre kosmyki z twojej twarzy i objął twoje policzki. Otuliło cię przyjemne ciepło i nagle zapragnęłaś, by nie przestawał. Było ci tak zimno.

 - Zabłąkana owieczka... gdzie zgubiłaś swoje stado? - zapytał.

Patrzyłaś na niego spod przymrużonych powiek. Mężczyzna westchnął i jednym pstryknięciem palców sprawił, że sznury, które oplatały twoje ciało, rozcięte opadły na ziemię.

 - Czy... jesteś w stanie ich zniszczyć? - mruknęłaś ledwo słyszalnie. W jego oczach coś błysnęło i wiedziałaś, że jeśli przystaniesz na jakikolwiek jego warunek, podpiszesz pakt z samym diabłem.

Minęły dwa dni. Z wysoko uniesioną głową prowadziłaś Sukunę w kierunku swojego miasta. Wiedziałaś, że nikogo nie oszczędzi. Delikatne krople deszczu opadały na wasze twarze i wsiąkały w ubranie, ale nie zwracaliście na to uwagi. Stanęłaś przed bramą i spojrzałaś na Króla Klątw. Ukłoniłaś się i odsunęłaś od głównego wejścia, które niedługo później zostało zniszczone.

Słyszałaś krzyki przepełnione bólem, widziałaś rozlewającą się krew, dzieci, próbujące znaleźć swoich rodziców, głowy powoli toczące się po drodze i Sukunę, stojącego w centrum tego wszystkiego z ogromnym uśmiechem na ustach. Oglądałaś jego dzieło i dziwiłaś się tym, jak wielką satysfakcję czułaś, widząc wszystkich tych ludzi martwych, cierpiących, błagających o litość. Patrzyłaś na nich jak na robale i dumnie kroczyłaś w kierunku Króla Klątw, który zatrzymał się przed zabójstwem brata cesarza.

 - Wiedźmo - warknął w twoim kierunku. Spojrzałaś na mężczyznę bliskiego śmierci i uśmiechnęłaś się. Podeszłaś bliżej, objęłaś jego policzki dłońmi i delikatnie pogładziłaś jego skórę.

 - Obiecałam ci piekło i do niego cię zabieram - odparłaś, całując jego czoło. Nagle jego ciało opadło bezwładnie na ziemię, uniosłaś jego odciętą głowę i spojrzałaś na Sukunę. Jego szalony wzrok z nieznaną ci wcześniej satysfakcją lustrował twoją sylwetkę.

Nagle zachłysnęłaś się własną krwią, a Król Klątw spojrzał gdzieś za ciebie. Przeniosłaś spojrzenie w dół i ujrzałaś przeklętą strzałę, która na wylot przebiła twoją pierś. Padłaś na kolana, a Sukuna w ostatniej chwili zamortyzował twój upadek. Brałaś ciężkie oddechy, wzrok zaczął ci się rozmazywać. Resztką sił, pogładziłaś jego policzek, zostawiając na nim ślady twojej krwi.

 - Uciekaj - wyszeptałaś, nim twoja dłoń bezwładnie opadła na ziemię, a spojrzenie z zatroskanego, zmieniło się w zimne i puste.

Sukuna poprzysiągł sobie, że jeszcze kiedyś się spotkacie. Do dziś czeka na dzień, gdy twoja dusza odrodzi się, gotowa na kolejne wasze spotkanie.

does curse can love? jjk oneshotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz