~Five~

844 48 78
                                    

----------------------------------------------------

Był weekend. John go nie lubił ponieważ przez te dwa dni nie robił nic. Najczęściej jego myśli były zapełnione Sherlockiem przez co jego samopoczucie było okropne. Tym razem udało mu się przespać całą noc. Po tym wyznaniu. Czuł się lepiej. Za oknem była słoneczna pogoda więc postanowił wybrać się na spacer. Ubrał się i wyszedł z mieszkania.

Przechodził właśnie obok cmentarza. Spojrzał na bramę i skręcił wchodząc na niego. Stanął przed grobem i dostrzegł pod zniczem list. Nie był to ten list, który zostawił nocą. Jego puls przyspieszył a ręce zaczęły lekko drżeć. Wziął do ręki kopertę i wyjął z niej kawałek papieru. Wszędzie poznał by to pismo. To był on. Sherlock.

Tam gdzie wszystko się zakończyło dzisiaj o 18.
SH

John poczuł w oczach łzy. -Ty idioto.- powiedział po czym pognał do mieszkania. Sam nie wiedział dlaczego się śpieszy. Do 18 zostały jeszcze 6 godzin.
Wypił kawę i wziął prysznic. Ogolił swój kilkudniowy zarost i ułożył włosy. Wyszedł z łazienki i ruszył do sypialni. Wyjął z szafy swój ulubiony sweter i spodnie. Założył je na siebie i usiadł w fotelu. Zostało jeszcze 5 godzin.

W głowie układał sobie co powie i co zrobi. Wyobrażał sobię tą scenę kilkadziesiąt razy. Bał się, że to tylko sen, albo ktoś robi sobie z niego żarty. Ale wierzył. Wierzył, że Sherlock żyje.

Wyszedł z mieszkania i złapał taksówkę. Podał dokładny adres i już po kilku minutach byli na miejscu. Rzucił taksówkarzowi banknot i nie czekając na resztę wbiegł z samochodu. Bolesne wspomnienia dotknęły go na widok tego miejsca. Zignorował to i pognał na dach.

Wyszedł na dach rozglądając się dookoła. Było już ciemno i chłodno ale Johnowi teraz to nie przeszkadzało. Zrobił kilka kroków i zobaczył stojącego przy krawędzi mężczyznę. Wysokiego ubranego w płaszcz z postawionym kołnierzem oraz z burzą loków na głowie. Blondyn przełknął ślinę i zacisnął pięści.

Detektyw odwrócił się do niego i uśmiechnął lekko. -Witaj Johnie. Tęskniłeś za mną?- zapytał nie zmieniając swojej pozycji.

Lekarz podszedł szybko do bruneta i wycelował pięścią w jego twarz. Cios spowodował, że Sherlock stracił równowagę. W tym momencie silne ręce Watsona złapały jego ramiona i przyciągnęły do siebie.

Blondyn mocno objął bruneta tak jakby ten miał się zaraz rozpłynąć w powietrzu. Do jego oczu naleciały łzy, którym pozwolił wypłynąć.

Zdezorientowany detektyw odwzajemnił uścisk, chowając nos w włosach przyjaciela. Po chwili jednak Lekarz odsunął się od niego i spojrzał w jego błękitne tęczówki. -Pozwoliłeś przeżywać mi żałobę. POZWOLIŁEŚ MI CIERPIEĆ! Czy ty do jasnej cholery zdajesz sobię sprawę co ja przechodziłem?!?- wykrzyczał zdenerwowany mężczyzna. -Miałem próbę samobójczą. Codziennie rozmyślałem o tobie godzinami. Prawie nie spałem, mało jadłem i zamknąłem się w sobie. Nic się nie poprawiło przez te miesiące. Codziennie przychodziłem na twój grób i prosiłem o jeden cud. Abyś nie był martwy. Powiedz mi. Dlaczego to zrobiłeś?-

-Aby cię chronić. Musiałem skoczyć, inaczej ludzie Moriarty'ego zabili by ciebie, Grega i Panią Hudson. Musiałem zniknąć abyście byli bezpieczni. Sam zaś musiałem zniszczyć wszystkie siatki tego psychopaty. Oczywiście przewidziałem, że będę musiał skoczyć więc wymyśliłem plan jak ukartować moją śmierć.- odparł detektyw. W jego oczach było widać cień smutku po słowach Johna, lecz szybko schował je pod maską obojętności.

Doktor złapał się za skroń i zaczął krążyć po dachu, ciągle przyswajając do siebie wszystkie informacje. -A więc przez ten cały czas żyłeś.- powiedział sam do siebie.

-Wracamy na Baker Street- powiedział Detektyw i udał się do wyjścia.

-Zaraz! Właśnie dowiedziałem się po kilku miesiącach, że jednak żyjesz i myślisz, że tak o wrócimy na Baker Street i będzie jak dawniej?!- zdenerwowany John podszedł bliżej detektywa.

-Tak a czemu nie?- po tych słowach Sherlock ponownie dostał w twarz.

-Nie Sherlock. Dlaczego w ogóle tak myślałeś?!- warknął zdenerwowany doktor.
-Muszę to sobie poukładać. Daj mi czas.- po tych słowach na pięcie wyszedł z dachu.

John szedł chodnikiem w głowie ciągle mając przeszywające oczy Detektywa. Nie potrafił przyswoić informacji, że jego przyjaciel jest żywy.

Umył się szybko i rzucił na łóżko. Próbował spać lecz mu to nie wychodziło. Przewracał się z boku na bok. W końcu po 3 godzinach z rezygnacją wstał z łóżka i ubrał się. Wyszedł z mieszkania i udał się do parku, który znajdował się nie daleko jego mieszkania.

Usiadł na jednej z ławek i spojrzał w zachmurzone niebo. Usłyszał kroki a następnie poczuł, że ktoś siada obok niego. Wiedział kto to był. -Sherlock daj mi spokój..-

-Przepraszam- powiedział cicho a John spojrzał na niego zdziwiony. -Musiałem to zrobić. Nie pozwoliłbym aby coś ci się stało. Nie wybaczył bym sobie tego. Nie myślałem o tym co będziesz czuł..- kontynuował detektyw.

-Codziennie przychodziłem na cmentarz. Mówiłem do ciebie.- sapnął cicho John.

-Wiem. Słuchałem to, byłem tam.- odparł i również spojrzał na doktora. -W ostatnim liście. Napisałeś coś co mnie zdziwiło. Dało mi to wiele do myślenia.-

-Proszę, zapomnij o tym. Pisałem to pod wpływem emocji..- odparł lekko spięty blondyn.

-Nie oszukasz mnie John.- prychnął detektyw. -Chodziło mi o to, że zacząłem rozmyślać o miłości, czym to tak naprawdę jest... Dwie osoby pragnące ustabilizowanego i szczęśliwego życia z drugim człowiekiem. Po twoim liście zrozumiałem, że łączy nas silna więź i, że darzę cię pewnym uczuciem. Nigdy wcześniej do nikogo nie czułem czegoś takiego. Myślałem, że to jest normalne lecz po tym liście zrozumiałem, że nie do końca. Za każdym razem gdy o tobie myślałem miałem w głowie twój uśmiech. Jest taki ciepły i pełny troski. A gdy widziałem cię przybitego na cmentarzu czułem ucisk w klatce piersiowej. Zawsze wyśmiewałem miłość, twierdziłem, że wszyscy to tak bardzo wyolbrzymiają. Lecz gdy sam tego doświadczyłem zrozumiałem, że byłem w błędzie. Johnie naprawdę do końca nie rozumiem tego wszystkiego i gubię się w swoich własnych myślach ale za każdym razem gdy o tobie myślę to wszystko wydaję się prostsze.- Sherlock wyglądał jak zagubione dziecko. I trochę taki był. Zagubiony, pierwszy raz w życiu się tak czuł. Bezsilnie, i to go właśnie najbardziej irytowało.

Johna zamurowało. Nie umiał nic powiedzieć, wpatrywał się tylko w błękitne oczy detektywa. Zdecydowanie było to dla niego zbyt dużo informacji jak na jeden dzień. -J-ja...- Doktor się jąkał.

-Nic nie mów John. Wszystko rozumiem, po prostu musiałem to powiedzieć.- odparł brunet. -Pójdę już.- wstał z ławki i powoli ruszył w stronę Baker Street.

-Nie.. Poczekaj.- John wstał i złapał detektywa za dłoń.

Mężczyzna się odwrócił i spojrzał blondynowi w oczy. John bez dłuższego zwlekania podszedł bliżej i lekko pocałował Holmesa. Brunet się spiął i nie wiedział co zrobić, John czując to odsunął się od mężczyzny. -Przepraszam nie powinienem.- mruknął cicho.

-Nie... Nie... Czy mógłbyś to powtórzyć?- spytał cicho detektyw, któremu podobało się to zbliżenie.

Lekko zdezorientowany John ponownie pocałował wyższego mężczyznę. Tym razem pewniej. A Sherlock starał się odwzajemnić pocałunek co nawet mu wychodziło.

Takim sposobem stali nocą pod latarnią i całowali się przelewając tym samym wszystkie emocje. Uświadamiając ich jak bardzo potrzebują siebie nawzajem. Jak bardzo im siebie brakowało.

----------------------------------------------------

Hejka!!

Ogółem to mam kwarantanne i przez najbliższe 2 tygodnie będę siedziała. w domu, więc zapewne rozdziały będą częściej.

No chyba, że umrę XDDDDD

Miłego dzionka!!!

~ElLokeron

~𝘔𝘰́𝘫 𝘯𝘢 𝘻𝘢𝘸𝘴𝘻𝘦~ 𝘑𝘰𝘩𝘯𝘭𝘰𝘤𝘬 & 𝘔𝘺𝘴𝘵𝘳𝘢𝘥𝘦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz