Witam witam!
Wesołych świąt Wielkanocnych!🐣
Smacznego jajka i mokrego dyngusa🔫A tutaj taki mały prezent ode mnie😻
___
Ułożył Lupina na swoim łóżku, ponieważ jego ciągle zawalone było jedzeniem, i nakrył go kołdrą tak, że jedynie ręce miał na wierzchu. Nie miał pojęcia co robić. Usiadł na brzegu posłania, czując się gorzej niż kiedykolwiek.
Siedział i myślał, wpatrując się w nieprzytomnego chłopaka, aż zauważył coś, co przeraziło go jeszcze bardziej. Nadgarstki Remusa były pozdzierane aż do krwi. Rany były świeże, nie zdążyły się jeszcze zabliźnić. Jakiś cichy głosik w jego głowie podsunął mu, aby obejrzeć resztę jego ciała. Wiedział, że nie powinien, że gdyby Lunatyk się dowiedział, byłby mocno zdenerwowany, lecz jakaś nadprzyrodzona siła pchnęła go w stronę przyjaciela i zmusiła do odsunięcia kołdry. Ręcznik wciąż zakrywał najbardziej strategiczne części ciała chłopaka, więc Łapa nie przejmował się tym, że zobaczy za dużo.
Od razu w oczy rzuciły mu się rany i zadrapania na klatce szatyna, których wcześniej nie zauważył. Zakrył usta ręką, widząc ich ilość. Pierś Lupina była cała poharatana i miał pewność, że nie są to skutki uboczne jego futerkowego problemu. Cokolwiek stało się temu chłopakowi pozostawiło swój ślad nie tylko psychiczny, ale także fizyczny.
Syriusz nie mógł oprzeć się pokusie przejechania palcami po jednej z ran. Starał się robić to jak najdelikatniej, nawet, jeśli jego przyjaciel tego w tamtym momencie nie czuł.
Podświadomie wiedział, że powinien zabrać go do Skrzydła Szpitalnego, lub przynajmniej wezwać panią Pomfrey, lecz coś go przed tym powstrzymywało. Chęć samodzielnego zajęcia się chłopakiem? A może możliwość bezkresnego podziwiania tego delikatnego, pięknego, choć skrzywdzonego, ciała? Nie wiedział.
Minęła chwila zanim oprzytomniał, przypominając sobie, że Lunatyk jest ledwo żywy. Na powrót nakrył go kołdrą i podniósł się z łóżka, kierując swoje kroki do łazienki, gdzie znajdowała się podręczna apteczka.
Przeszukał wszystkie szafki, nie mogąc jej nigdzie znaleźć. Był na skraju załamania nerwowego, gdy coś sobie przypomniał. Jesteś czarodziejem, debilu, skarcił się w myślach i wyciągnął różdżkę z tylnej kieszeni spodni.
- Accio apteczka - powiedział, unosząc różdżkę.
Sekundę później drzwi szafeczki pod umywalką otworzyły się i wyleciała zza nich apteczka magicznej pierwszej pomocy.
- Przecież tam szukałem - powiedział sam do siebie, rozdrażniony i wrócił do pokoju.
Niewiele wiedział o hipotermii, czy zwykłym wyziębieniu organizmu, lecz wiedział, że taką osobę powinno ogrzewać się stopniowo. Tak też zrobił. Wyjął z apteczki termofor, który jak na zwołanie zrobił się ciepły i ułożył go na klatce chłopaka, nakrywając kołdrą. Przywołał z łazienki kolejny ręcznik i ogrzał go zaklęciem, po czym ułożył na jego czole. Po tym wyjął z apteczki kilka bandaży i eliksir odkażający, i zaczął opatrywać rany na jego nadgarstkach.
Po skończonych opatrunkach, usiadł w nogach łóżka i przyglądał się szatynowi. Nie wiedział, co jeszcze może zrobić, więc po prostu siedział i czekał na jakiś znak od boga, co dalej.
~°~.~°~.~°~
Mijały godziny. W tym czasie kilkukrotnie zmieniał mu okłady, co na szczęście skutkowało - ciało Remusa wracało do normalnej temperatury, już nie było tak przerażająco zimne.
CZYTASZ
Looking for the moon <Wolfstar>
FanfictionMacie kogoś takiego, na kim możecie polegać niezależnie od sytuacji? On ma. Swojego najlepszego przyjaciela. To właśnie on będzie zajmował się nim w tym trudnym okresie. Będzie o niego dbał, jak jeszcze nigdy i nie odstąpi go na krok. Czy po tym b...