22.

2.2K 168 188
                                    

Trójka huncwotów wybiegła zza rogu z różdżkami skierowanymi w stronę ciemnowłosego ślizgona. Nim podopieczni domu Salazara zdążyli zakodować, co się dzieje, poleciały pierwsze zaklęcia.

- Levicorpus! - krzyknął Rogacz, a ślizgon zawisł w powietrzu, nie mogąc zrozumieć, o co chodzi.

Lunatyk wyjrzał zza ściany, chcąc zobaczyć, co jego przyjaciele wymyślili tym razem, i prawie zakrztusił się powietrzem, kiedy zauważył swojego oprawcę wiszącego w powietrzu oraz chłopców, celujących w niego różdżkami.

Na korytarzu zebrał się tłum osób ciekawych kolejnego kawału huncwotów. Patrzyli na całe zdarzenie ze śmiechem, nie będąc świadomymi, że za postępowaniami chłopców kryje się głębsze dno. Im po prostu podobało się to, że coś się dzieje, że mają na co popatrzeć, z czego się pośmiać. Nie obchodziło ich, dlaczego chłopcy to robią - byli im wdzięczni za chociaż odrobinę rozrywki między żmudnymi lekcjami.

- Nie ładnie to tak znęcać się nad młodszymi, Walker - odezwał się Syriusz, a ślizgon dopiero teraz zauważył kto jest jego oprawcą. Uśmiechnął się złowieszczo.

- A ty co w tym momencie robisz, Black? - odpowiedział pytaniem.

Wszystkich zatkało, a szatyn wciągnął głęboko powietrze. Łapa znał tego chłopaka. Znał go i mu nie powiedział. Ale skąd go znał?

Tak, Syriusz aż za dobrze znał tego ślizgona. I nie była to dobra znajomość. Rodzice chłopaka niewiele różnili się od tych bruneta - jawnie popierali Czarnego Pana, uznawali aż nazbyt czystość krwi, nienawidzili mugoli. Jakby dobrze zagłębić się w korzenie tych dwóch rodów, można by znaleźć pokrewieństwo chłopców, co raczej nikogo by nie zdziwiło. Arthur Walker był jednym z tych synów, który jest ślepo zapatrzony w rodzinę i robi wszystko, aby być taki jak oni. Z Syriuszem spotykali się, co obydwoje by przyznali, zbyt często. Gdy brunet wracał na wakacje do domu, pierwszym, co słyszał od ojca była wieść, że za tydzień przychodzą państwo Walker i, żeby nie splamił przed nimi honoru rodziny na uroczystej kolacji. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Walker zaprzyjaźnił się z Regulusem. Za każdym razem spędzali ze sobą czas po uczcie, a gdy młodszy przyjechał do Hogwartu, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, co mocno denerwowało Syriusza, bo wiedział, że jedyne, co chłopak chce osiągnąć, to przeciągnięcie młodego Blacka jeszcze bardziej na ciemną stronę. Łapa nigdy wcześniej nie mówił nikomu o tym, że zna ślizgona (wszyscy, gdy widzieli go z Regulusem, uważali, że poznali się przez swój dom), a teraz dowiedziała się połowa szkoły. W gruncie rzeczy miał to gdzieś.

- Ja bynajmniej mam powód - odpowiedział mu i jednym szybkim machnięciem różdżki ściągnął mu spodnie.

Brunet, wisząc trzy metry nad podłogą bez dolnej części garderoby, poczerwieniał ze złości. Zaczął się kręcić, próbując w jakikolwiek sposób znaleźć się z powrotem na dole, jednak zaklęcie Jamesa nie ustępowało. Spojrzał nienawistnie na Łapę.

- Sugerujesz mi, że ja nie miałem? - spytał retorycznie i spojrzał w kierunku ściany, zza której wyszli. Widząc niepewnie wychylającego się Lunatyka, uśmiechnął się drwiąco. - Co, koleżka się poskarżył? Biedny, mały...

- Silencio! - krzyknął Syriusz, nie mogąc słuchać tego wszystkiego. Ślizgon zamilkł natychmiast. - Jeszcze słowo, a zrzucę cię z Wieży Astronomicznej. Peter - kiwnął na blondyna, stojącego niedaleko.

Glizdogon wyszedł bardziej do przodu z zaciętym wyrazem twarzy. Teraz jego kolej, żeby się popisać. Wypowiedział zaklęcie, za pomocą którego gruby sznur owinął się wokół kostki Walkera. Pettigrew zaklęciem przeciągnął sznur (za którym leciał ciągle wiszący w powietrzu brunet) na środek szkoły i przywiązał go do spodniej części ruchomych schodów. Ślizgon wisiał teraz nad przepaścią z ruchomymi schodami i w duchu modlił się, aby nie spadł. Nie uśmiechało mu się zlecieć pięć pięter w dół.

Looking for the moon <Wolfstar>Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz