Syriusz zajął łazienkę, zostawiając Lunatyka z Jamesem, który wcześniej obiecał mu, że nie zostawi szatyna samego, dopóki ten nie wróci. Remus, ciągle z uśmiechem na ustach, zajął się ścieleniem łóżka, całkowicie ignorując wzrok Rogacza na sobie. Wiedział, że zaraz zaczną się pytania, wiedział, że przyjaciele nie odpuszczą tak szybko. W gruncie rzeczy cieszył się, że aż tak przejmują się jego stanem, lecz nie mógł zaprzeczyć, że czasem bywało to trochę męczące.
- Lunatyku - odezwał się w końcu Okularnik. Ten spojrzał na niego, przerywając wcześniej wykonywaną czynność. Obydwoje całkiem zignorowali obecność Glizdogona w pokoju. - Co się dzieje? I nie próbuj mówić, że nic, bo i tak nikt ci nie uwierzy. Wczoraj byłeś załamany, ledwo się trzymałeś, a teraz nagle wrócił ci humor? O co chodzi?
- Ja po prostu... - zmieszał się, a uśmiech zniknął z jego ust. - Stwierdziłem, że nie mogę się tak nad sobą użalać. To nie jest dobre ani dla mnie, ani dla was.
- Dobrze, ale to nie znaczy, że masz być od razu sztucznie szczęśliwy. Lepiej by było, jakbyś pokazywał, jak na prawdę się czujesz, a nie chodził z bananem na twarzy tylko po to, aby sprawiać wrażenie szczęśliwego. To dobija cię jeszcze bardziej, nas też. W ten sposób nie pomożesz nikomu, a nawet jeszcze bardziej zaszkodzisz. Rozumiem, że nie chcesz być tak rozwalony psychicznie, ale nie możesz się tego wypierać sztucznym uśmiechem i myśleć, że nagle wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, bo tak nie jest. Popieram twoje próby wracania do normalności, nawet mnie one cieszą, ale nie powinny być tak drastyczne - zakończył swój monolog i spojrzał na szatyna.
Ten nie patrzył na niego, a w jakiś punkt nad jego głową. W jego oczach lśniły łzy, lecz nie pozwalał im spłynąć. Rogacz nie wiedział, czy nie przesadził, lecz czuł, że nie może trzymać w sobie tego, co tak ciąży mu na sercu, szczególnie, że było to dla dobra jego przyjaciela.
- Masz rację - odezwał się w końcu Lupin słabym głosem. - Tylko problem w tym, że nie wiem jak sobie pomóc.
- Przede wszystkim opowiedz wszystko Łapie. On najlepiej zna twój problem i myślę, że najlepiej sobie z tym poradzi. Szczególnie, że czujesz się przy nim dobrze - podsunął, obserwując reakcję chłopaka. Ten tylko kiwnął głową.
~°~.~°~.~°~
Całą drogę do Wielkiej Sali trzymał się blisko Syriusza i starał nie rozglądać, aby przypadkiem nie dostrzec ślizgona. Czuł, że wtedy by nie wytrzymał. Brunetowi to nie przeszkadzało. Będąc w łazience, słyszał szczątki rozmowy przyjaciół, więc rozumiał dlaczego Lunatyk trzyma się tak blisko niego. Poza tym ciągle gdzieś z tyłu głowy miał to, że chłopak mu ufa i czuje się przy nim bezpiecznie.
W Sali była już większa część uczniów. Szatyn wciągnął głęboko powietrze, widząc poranny tłok, w którym zaraz miał się znaleźć. Black, zauważając, że chłopak zaczyna panikować, chwycił jego dłoń i zamknął w swojej, chcąc dodać mu tym otuchy. Lupin spojrzał na niego i uspokoił się trochę, widząc pokrzepiające spojrzenie srebrnych tęczówek. Ruszyli w stronę stołu gryfonów, gdzie siedziała już Lily z przyjaciółkami. Usiedli na swoich miejscach i zaczęli zapełniać swoje talerze. O dziwo Remus nie czuł obrzydzenia na widok takiej ilości jedzenia. Nałożył sobie dwie kanapki i zabrał się za jedzenie. Co chwilę czuł na sobie ukradkowe spojrzenie Łapy, który chciał upewnić się, że szatyn je.
- Mamy dzisiaj trening, Łapo - odezwał się James, podnosząc kielich z sokiem. - Na prawdę uważam, że powinieneś poćwiczyć przed sobotnim meczem.
- Nie wiem czy... - zaczął, chcąc odmówić w celu pozostania w dormitorium razem z Lunatykiem, lecz, ku zaskoczeniu trójki przyjaciół, przerwał mu Lupin.
CZYTASZ
Looking for the moon <Wolfstar>
FanfictionMacie kogoś takiego, na kim możecie polegać niezależnie od sytuacji? On ma. Swojego najlepszego przyjaciela. To właśnie on będzie zajmował się nim w tym trudnym okresie. Będzie o niego dbał, jak jeszcze nigdy i nie odstąpi go na krok. Czy po tym b...