Siedzieli w łazience dobrą chwilę, zanim Lunatyk w miarę się uspokoił. Odsunął się od niego i przetarł czerwone oczy, które piekły go niemiłosiernie. Mimo, że już nie szlochał, to łzy i tak niekontrolowanie wypływały z jego oczu. Nie umiał tego powstrzymać, był na to za słaby i fizycznie, i psychicznie. Miał ochotę wrócić na swoje łóżko i zakopać się pod kołdrą, jednocześnie do jego głowy zaczęły napływać coraz to różniejsze sposoby odebrania sobie życia. Za pierwszym razem się nie udało, to może teraz?, przeraziła go ta myśl. Był pełen sprzecznych emocji - w głębi duszy czuł, że nie chce się zabić, lecz jakaś jego część wręcz o to błagała.
- Lunatyku... - zaczął Syriusz, a jego ręka powędrowała do twarzy chłopaka, ocierając mu łzy. - Wszystko się ułoży, zobaczysz.
Próbował podnieść go na duchu, lecz niewiele to dało. Szatyn pokręcił głową. Nic się nie ułoży, nic już nie będzie dobrze, zawsze będzie zniszczony, brudny, niestabilny psychicznie. Nic mu już nie pomoże.
Łapa się martwił. Cholernie się martwił. Bał się, że chłopak znów będzie próbował zrobić coś lekkomyślnego, czym zaszkodzi sobie samemu, jak i innym. Przerażała go myśl ponownego ratowania Lupina z kolejnej próby samobójczej. Czuł, że tego by nie przeżył.
- Chodź, powinieneś się położyć - powiedział, podnosząc się.
Wyciągnął rękę w jego stronę, aby pomóc mu się podnieść, lecz ten jej nie chwycił. Popatrzył tylko zmęczonymi, zielonymi oczami i pokręcił głową, po czym spuścił ją.
Nie miał siły stanąć na nogi, nie miał siły patrzeć na przyjaciela, nie miał siły na nic. Nie marzył o niczym innym, jak powrót do łóżka, lecz nie był w stanie podnieść się z podłogi. Nogi miał jak z galarety i był bardziej niż pewny, że nie utrzymają jego ciężaru. Siedział na łazienkowej podłodze i czekał, aż nadejdzie jakiekolwiek zbawienie.
Syriusz, widząc, że szatyn nie ma zamiaru wstać, pochylił się nad nim, jedną ręką objął go za plecami, a drugą wsadził mu pod kolana i uniósł. Lunatyk, nie spodziewając się takiego obrotu spraw, przylgnął do klatki bruneta i zamknął oczy, zaciągając się jego zapachem. Łapa wyszedł z łazienki, kierując się do łóżka chłopaka.
James patrzył na wszystko ze smutkiem, jak i lekkim przerażeniem, natomiast Peter zdawał się próbować połączyć jakiekolwiek fakty i samemu dojść do tego, o co chodzi. Ewidentnie mu to nie wychodziło, bo już po chwili odwrócił się w stronę Rogacza.
- Powiecie mi, co się stało? - spytał, jakby byli sami w pokoju.
- Nie wiem, czy mogę - odpowiedział, nie patrząc na blondyna. - W gruncie rzeczy ja też miałem nie wiedzieć. Lunatyk musi sam zdecydować, czy chce ci powiedzieć.
Kiwnął głową na znak, że rozumie i nie poruszał więcej tego tematu. Miał tylko nadzieję, że szatyn w końcu powie mu, o co chodzi.
Black ułożył chłopaka na łóżku i już miał odchodzić, kiedy poczuł, jak jego dłoń słabo chwyta go za nadgarstek. Spojrzał na szatyna. Wydawało się, że Remus wypłakał już wszystkie łzy, jakie w sobie miał, a jednak jego policzki ciągle stawały się mokre. Brunet miał wrażenie, że z każdą kolejną łzą jego serce pęka na nowo.
- Nie zostawiaj mnie... proszę... - usłyszał cichy szept przyjaciela.
Bez gadania ułożył się na łóżku obok niego i objął ramieniem. Lupin na powrót wtulił się w jego klatkę, próbując uspokoić, co nie przychodziło mu łatwo. Łapa, chcąc jakkolwiek poprawić stan szatyna, złożył na jego włosach delikatny pocałunek, po czym zatopił w nich twarz.
CZYTASZ
Looking for the moon <Wolfstar>
FanfictionMacie kogoś takiego, na kim możecie polegać niezależnie od sytuacji? On ma. Swojego najlepszego przyjaciela. To właśnie on będzie zajmował się nim w tym trudnym okresie. Będzie o niego dbał, jak jeszcze nigdy i nie odstąpi go na krok. Czy po tym b...