Hej hej!
Upewnijcie się, że przeczytaliście poprzedni rozdział, bo coś powiadomienia nawalały.
Miłego czytania x
___W Skrzydle Szpitalnym było pusto, jedynymi żywymi osobami był Peter z panią Pomfrey, którzy niecierpliwie czekali na przyjście pozostałych. W tym czasie Glizdogon zdążył opowiedzieć pielęgniarce całą sytuację, więc ta siedziała teraz jak na szpilkach, zamartwiając się stanem chłopaka. W duchu wyklinała na Blacka, że ten nie przyniósł Lupina wcześniej.
Drzwi Skrzydła otworzyły się i weszła przez nie reszta huncwotów z Lily. Pani Pomfrey poderwała się z łóżka, na którym siedziała i podbiegła do nich.
- Żyje jeszcze? - zapytała z przerażeniem i jednoczesnym wyrzutem w głosie. Nie czekała na odpowiedź. - Niech go pan położy na tamtym łóżku, panie Black - powiedziała, wskazując na jedno z łóżek.
Syriusz podszedł do niego i ułożył na nim szatyna. Gdy tylko go puścił, przeszyło go nadzwyczaj dziwne zimno, lecz nie zwrócił na to większej uwagi.
- Co panu do głowy strzeliło, żeby go do mnie nie przyprowadzić? - wyklinała pielęgniarka, nawet nie licząc na odpowiedź. Podeszła do nieprzytomnego Remusa i zaczęła sprawdzać jego funkcje życiowe.
Cała czwórka siedziała cicho, nie odzywając się. Nie chcieli jeszcze bardziej denerwować Pomfrey.
- Macie szczęście, że jeszcze żyje - powiedziała w pewnym momencie, odwracając się w ich stronę. - A teraz proszę jeszcze raz i dokładnie opowiedzieć mi, co się stało. Pan Pettigrew mówił, że to pan z nim był, panie Black.
Łapa kiwnął głową, zbierając się w sobie, żeby opowiedzieć pielęgniarce całą historię. Lub przynajmniej jakąś jej część.
- Nieudolnie próbował się zabić - Lily i pani Pomfrey wciągnęły głośno powietrze. - Chyba chciał doprowadzić do przesadnego wyziębienia organizmu, znalazłem go nieprzytomnego pod strumieniem lodowatej wody.
Nastała chwila ciszy. Nikt się nie odzywał, każdy jakby oswajał się z tą informacją.
- Jak pan myśli, ile mógł tak leżeć? - spytała pielęgniarka, odzyskując trzeźwość myślenia po ostrym szoku.
- Nie mam pojęcia. W łazience był koło godziny, ale ile spędził pod prysznicem, to nie wiem.
- Dobrze. Niestety będę musiała was wyprosić, muszę porządnie zająć się pacjentem - zaczęła krzątać się po sali.
- A ja mogę zostać? - zapytał brunet z nadzieją w głosie.
- Nie, proszę opuścić salę, jeśli nie chcecie sobie zaszkodzić - wskazała dłonią drzwi i czekała aż ci wyjdą.
Syriusz spuścił głowę i jako pierwszy opuścił Skrzydło Szpitalne. Nie na długo jednak.
- Rogacz, daj pelerynę - powiedział, wyciągając rękę w stronę Okularnika. Ten spojrzał na niego spod uniesionych brwi. - No przecież nie zostawię go tam samego!
Brunet westchnął tylko i wyciągnął pelerynę z kieszeni, podając ją przyjacielowi. Syriusz narzucił na siebie materiał, by po chwili całkowicie zniknąć im z oczu. Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, drzwi Skrzydła otworzyły się. Dla osób trzecich mogło wyglądać to, jakby otworzyły się same z siebie, lecz oni wiedzieli, że to Łapa.
Black przemknął się do łóżka Remusa najciszej jak umiał. Miał szczęście, że pielęgniarki nie było w pobliżu, musiała pójść na zaplecze. Przystanął przy łóżku przyjaciela i wpatrywał się w niego, myśląc. W pewnym momencie wyciągnął rękę. Nie wiedział, co go do tego zmusiło, lecz zbliżył dłoń do jego twarzy i pogłaskał po policzku.
CZYTASZ
Looking for the moon <Wolfstar>
FanfictionMacie kogoś takiego, na kim możecie polegać niezależnie od sytuacji? On ma. Swojego najlepszego przyjaciela. To właśnie on będzie zajmował się nim w tym trudnym okresie. Będzie o niego dbał, jak jeszcze nigdy i nie odstąpi go na krok. Czy po tym b...